Forum Saphira.fora.pl Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Opowiadanie Kaniego Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Oceń:

:)
0%
 0%  [ 0 ]
:|
0%
 0%  [ 0 ]
:(
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 0


Autor Wiadomość
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Nie 10:24, 28 Maj 2006 Powrót do góry

Fakt, mnie też to troche zraziło...
A teraz moje:



Ramir uciekał przez las przed czymś, co wyglądało jak człowiek ubrany w szatę mnicha. Unosiło się nad ziemią, a koniec jego stroju cały czas się palił. Starszyzna nazywała takie stwory arghalganami, sługami Serpha, jednego z demonów którym wieki temu udało się wspiąć z piekieł na ziemie. Nie widziany ich od trzystu lat, lecz jeden z nich gonił właśnie 15 lata, wracającego z polowania. Ramir biegł przed siebie próbując przypomnieć sobie co może odesłać tego stwora. Nagler sobie przypomniał, pomuc mogła mu gałąź z dębu, ponieważ tylko te drzewa za czasów wielkiej wojny oparły się działaniu arghalganów. Przeskoczył przez zwalony pień i złamał niewielką gałąź, potwór od razu się zatrzymał, przyjrzał się Ramirowi i pochłaneły go płomienie. W ten sposób teleportował się do swojego pana. Chłopak nie wiedział co myśleć, gonił go pomniejszy demon, który powinien być w piekle. Zastanowił się czy przypadkiem nie zrobił czegoś przed czym tak bardzo przestrzegała starszyzna, okazalo się że nie zrobił bo nie mógł, nie był w stanie przełamać bariery między ziemią, a piekłem. Rozejrzał się dookoła i pobiegł w stronę wioski, by opowiedzieć co się stalo Armagalowi, przywódcy rady starszych.
***********
Ramir biegł do wioski, jeszcze tylko dwa zakręty i strumyk. Lecz coś wyskoczyło przed niego, zmuszając go do zatrzymania, to był drugi arghalganam. Chłopak dobrze znał się na szermierce, jego ojciec był kowalem i wykuwał porządne miecze, postanowił walczyć. Starszyzna mówiła że te stwory nie potrafią korzystać z magii zagrażająej życiu, lecz jeśli cię złapią, to teleportują cię do piekła. Wystarczy trzymać go na odległość, Ramirowi wydawało się to proste, lecz gdy spróbował ciąć mieczem, arghalganam wyciągnął ręke w której nagle pojawił się z płomieni ognisty miecz parując atak Ramira. Potwory te są mistrzami w teleportacji, ten który stał przed Ramirem właśnie przeteleportował miecz prawdopodobnie z piekła. Stali tak przez chwile w milczeniu, po czym ognista broń znikneła i pojawiła się za Ramirem atakując go w plecy. Cios został od razu odbity. Chłopak ponownie próbował ciąć w arghalganama, lecz jego cios został zatrzymany. Ramir co chwila skakał, obkręcał się i parował mieczem przed pojawiającą się co chwila w innym miejscu piekielnego oręża. Arghalganam bawił się znim, z tego co się zorientował potwór dawno mógł go zabić, ale tego nie zrobił, być może nie chciał. Był coraz bardziej zmęczony, walczył tak z pół godziny, a demon tylko stał, albo raczej unosił się w powietrzu i kierował ruchem broni. Postanowił zaatakować, starał przebić się przez bronę przeciwnika, lecz zdawało się to być niemożliwe. Jednak, jak to mawiał jego ojciec, wszystko co sprawia wrażenie niemożliwego jest do zrobienia. Tak bylo i w tym razem, pchnął mieczem z całej siły przebijając się przez pancerz arghalganama. Demon ryknął tak że wszystkie zwierzęta w lesie, posiadające bardzo dobry słuch padły martwe, reszta, w tym także Ramir, zemdlało.
*******
Krzyk kobiet, ryk dzikiego zwierzęcia, śmiech obłąkanego mężczyzny, krew, ból. Ramir usiadł spocony na łóżku, rozejrzał się do okoła, to był tylko sen. Skoro to był sen, to dlaczego tak go bolała głowa? Dlaczego mały kalendarzy księżycowy pokazywał dzień który powinie nastąpić za cztery doby? To chyba jednak nie był sen, albo miał gorączke i teraz majaczy? Nie, nie miał gorączki, to na pewno nie był sen. Wstał i podszedł do okna, była już piętnasta. Poszedł do kuchni, lecz za nim jeszcze otworzył drzwi do jego pokoju wpadła niewielka grupa złożona z jego matki, Armagala, czyli przywódcy starszyzny, i jego następcy, Derto.
- Nareszcie się obudziłeś, spałeś...
- Tak, wiem, cztery dni.- Ramir nie dał dokończyć Armagalowi, ten natomiast spojrzał na niego zdumionym wzrokiem.- Zerknąłem na kalendarzyk.- Wszyscy mu mówili że jest za bardzo bystry, jemu to nie przeszkadzało, reszte natomiast po prostu irytowało.
- Czy mógłbyś nam opowiedzieć co się stało w lesie? Jeden z myśliwych znalazl cię nieprzytomnego w środku kręgu spalonej trawy.- Ramir zaczął mówić, gdy padły słowa "zobaczyłe goniącego mnie arghalganama" jego matka pisneła w przerażeniu, a Derto tylko pokiwał głową, co miało znaczyć: Nie, to nie mogło się stać. Armagal tylko siedział i słuchał. Gdy chłopak skończył przywódca rady starszych wstał i powiedział:
- Nie wyczuwam by kłamał, jego słowa są prawdziwe. Demony te nie są potężniejsze od ludzi, Ramir nie okazał się herosem pokonując go, lecz zasługuje na uznanie. Niestety, sama wiadomość że arghalganam stąpał po ziemi jest straszna. Jak wiecie trzysta lat temu udało się wygnać demony do piekła. Tamte czasy pamiętają tylko elfowie. Ja jestem jednym z nich. Nie wyglądam jak jeden z nich, ponieważ zmieniłe swój wygląd magią. Jednakże, to może być dowodem, że pomiot piekielny znów wspiął się do świata ludzi.

******************************
Ramir na początku nie uwieżył Armagalowi, lecz nie kłamał by w takiej sytuacji, nie on. Więc w pokoju pietnastolatka, który chciał zostać zwykłym myśliwym był elf, ta rasa zniknęła w tym samym czasie co demony. Według legendy, trzysta lat temu armia ludzi, orków, krasnoludów i wszystkie elfy stanęły na przeciw armi demonów, ta bitwa była największa w historii znanego świata. Od jej wyniku zależały losy wszystkich ras. Na sam początek orki wybiegły by zniszczyć prawą flankę wroga, by ludzie ze swoją konnicą wdarły się w środek armi demonów, krasnoludy zajeły się lewą flanką. Elfy miały za zadanie teleportować się i zaatakować tyły wroga. Arghalganamowie nie uczestniczyli w potyczce, ponieważ byli najsłabszymi w tamtym okresie demonami, a tylko one potrafiły się teleportować sprawniej od elfów. Wszystko szło dobrze, stwory piekielne zostały prawie wybite, lecz magowie demonów otworzyli wrota do piekieł i wszyscy uczestnicy bitwy tam wpadli. Wszystkie elfy zniknęły, jednak jak się przed chwilą okazało, nie wszystkie.
- Więc, elfy nie zniknęły w piekle?- To pytanie zadała matka Ramira.
- Zniknęły, lecz nie wszystkie, kiedyś było nas setki tysięcy, teraz dokładnie tysiąc dwieście siedemdziesiąt siedem.- Armagal mówił te słowa smutnym, lekko przyciszonym głosem.
- A co teraz zrobimy?- Ramir był bardzo bystry, lecz na polityce i innych, ważnijszych sprawach nie miał zielonego pojęcia.
- Narazie bęziesz u mnie pobierał nauki szermierki i magii, i nikomu nie można wspomnieć o tym co zaszło, nikomu!- Elf trochę podniósł głos, lecz dalej mówił cicho.- Zaczynasz od jutra.- Dokończył i wyszedł zabierając swojego następce i matkę Ramira, zostawiając go samego.
*********************
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Pon 19:31, 29 Maj 2006 Powrót do góry

To tak jak mi, a teraz chyba walnę inne opowiadanko nie związane z poprzednim, ale o podobnych motywach :D :



Prolog cz. I
Cień wojny


Matrian był żołnierzem specjalnego oddziału zapewniającemu bezpieczeństwo królestwu Denmory przed stworzeniami o naturze demonicznej. Właśnie brał udział w misji mającej zniszczyć kolejne przejście z tak zwanego piekła do świata ludzi, była to już rutynowa czynność bo wraz z kolegami z zespołu zniszczyli setki takich przejść. Podłożyli już ładunki napełnione magią tego świata, potocznie nazywaną magią ludzką. Dowódca kazał się wszystkim oddalić, ponieważ mogą nie wytrzymać takiego ładunku. Matrian trochę się przestraszył, ponieważ ten rodzaj magii ludzi wzmacnia, a demony osłabia. Były przypadki że ludzkie ciało nie wytrzymywało ilości magii jakiej zostało poddane, ale w takich przypadkach było jej naprawdę dużo. Więc to musiało być jedno z głównych wrót. Nareszcie udało się jedno znaleźć. Zwykłe przejścia były łatwe do znalezienia ponieważ były widoczne i nie były chronione czarami piekieł, główne przejścia natomiast miały blokadę uniemożliwiającą zobaczenie ich przez ludzi, oraz były skupiskiem czarów chaosu, czyli magii demonów.
Jeśli teraz im się uda zdobędą wieczną sławę jako pierwsi którzy zawalili główne wrota.
Oddalili się na bezpieczną odległość i czekali na znak. Dowódca sprawdził gęstość mgły magicznej, była w porządku, jeszcze tylko pomiar zakłóceń żywiołu ognia, to też było w porządku. Wysłał sygnał w postaci białej strzały oznaczający że można zaczynać. Gdy tylko to zrobił czujniki dane mu przez magów zaczęły wariować, mgłę magiczną mógł widzieć co zaobserwowane było tylko raz, gdy stoczyli bój sam Athar, najpotężniejszy demon jaki kiedykolwiek wyszedł z piekła i Ezhmed, najsilniejszy spośród aniołów. Czujnik zakłóceń żywiołu ognia wskazujący obecność służby piekielnej zwariował, wszędzie powinny być demony, nawet członkowie oddziału i on sam byli demonami według tego co wskazywało urządzenie. Niestety było już za późno, Matrian, człowiek odpowiedzialny za detonacje odpalił ładunki. Cały odział zalała fala bladoniebieskiego światła, nagle wszystko ustało, natomiast w miejscu podłożenia ładunków powstało ogromne demoniczne przejście, nie, nie demoniczne, wrota do piekieł są idealnie okrągłe, czerwone i bardzo gorące, a te były owalne, niebieskie i emanowały chłodem. Matrian nie mógł uwierzyć własnym oczom, właśnie otworzył wrota do niebios! Nagle oślepiła go nagła fala jasnego światła, po chwili blask zgasł, a przez wrota, przeszedł anioł! Cała załoga odetchnęła, nic im nie groziło, w końcu to był anioł, a anioły pomagają ludziom. Lecz Matrian pozostał w ukryciu, dla niego to wydarzenie było za bardzo podejrzane, gdyby ten efekt był zamierzony arcykapłanie powiedzieli by im o tym, a jeśli nie to anioł nie przeszedł by przez wrota od razu po ich otworzeniu. Miał rację, anioł gestem zaprosił cały oddział do siebie, po czym zabił wszystkich jednym cięciem swojego lodowego miecza. Ukryty wśród liści członek nieistniejącej już brygady stworzonej do zawalania przejść piekielnych nie mógł uwierzyć w to co właśnie zobaczył, anioł, czyli stworzenie uznawane prze wszystkich ludzi za uosobienie dobra zabił czternastu ludzi bez zmrużenia oka. Istota niebieska rozejrzała się dookoła, po czym przybrała ludzką postać, podeszła do Matriana i powiedziała:
- Tylko ty byłeś na tyle mądry by pozostać w ukryciu, a nie jak ci głupcy, wyłazić na pewną śmierć. Daruje ci życie, ale tylko dlatego że na pewno mnie nie zdradzisz, ponieważ jeśli coś powiesz arcykapłani zabiją cię poprzez spalenie.- Głos miał lodowaty, sprawiał że dreszcz przechodził mu po plecach. Twarz zasłonił mrok, lecz oczy świeciły się jasnym, niebieskim płomieniem. Matrian wpatrywał się przez chwile w anioła po czym zemdlał.



Prolog cz. II
Czar ognia, wody i umysłu


Rezgathot ukryty pod postacią człowieka zakradł się do komnaty królowej całej Denmory.
Rzucił czar uciszający, i podszedł już pewnym krokiem do łóżeczka małego księcia
i powiedział dwa słowa: „Dergon Imisiliari”, stał tak pochylony nad Ramirem Montherem II
jeszcze przez chwile, pomiędzy nimi widoczna była wyraźnie czerwona mgła magiczna, gdy znikła Rezgathot mało nie upadł, nie ważne że był najpotężniejszym demonem wszech czasów, przecież przelał całą moc na inne stworzenie, teraz stał się zwykłym magiem. Gdy trochę odpoczął wyjął z torebki fiolkę wypełnioną bladoniebieskim płynem, wyjął korek i powiedział kolejne dwa słowa: „Dergon Mestregende”, ponownie pomiędzy nim, a dzieckiem zajaśniała bardzo wyraźna mgła magiczna, tylko że nie czerwona, a tego samego koloru co płyn w buteleczce. Tym razem były demon nie upadł bo nie oddał swojej mocy, lecz moc Ezoreneta, najpotężniejszego z aniołów jakiego udało się zabić. Wyjął z torby kolejny flakonik, zapełniony fioletowym płynem, odkorkował ją, i powiedział trzy słowa: „Dergon Elementeste Nemento” ponownie powstała mgła magiczna, tym razem koloru fioletowego.
Rezgathot zaczął się w zastraszającym tempie starzeć, z młodego człowieka stawał się starcem, lecz musiał pamiętać by w odpowiednim momencie przerwać, żeby dziecko nie wchłonęło energii śmierci, bo to by było katastrofalne w skutkach. Gdy mgła znikła starzec
padł na ziemię. Jego ostatnią myślą było: „Astero Menderegato Dragno”, oby się udało.



Rozdział I
Początek magii


Ramir miał czternaście lat, za trzy godziny odbędzie się pierwsza z wielu lekcji magii boskiej, czyli magii wody, magii demonicznej, czyli magii ognia i magii ludzkiej, czyli magii umysłu. Nie mógł się jej doczekać, nareszcie pozna tajemnice sztuki magicznej i będzie mógł korzystać z biblioteki! Siedział tak w swoim pokoju i czekał, czekał i czekał. Spojrzał na zegar i z wielką radością stwierdził że zostało pięć minut, ponieważ był dość daleko od sali gdzie ma zacząć naukę, pobiegł ile sił w nogach by zdążyć, a tych sił miał naprawdę dużo. Dwa miesiące temu był wyścig rydwanów, trzeba było z leśniczówki zawieść sztandar z godłem królewskim do zamku każdą drogą, byle najszybciej. Ramir oczywiście startował, jednak dwieście metrów przed metą jego rydwan wyleciał w górę w wyniku zderzenia o kamień, wszyscy którzy to widzieli zamarli w przerażeniu, lecz młody Książe nie wiadomo jakim cudem zeskoczył z rydwanu i pobiegł do mety, był drugi, ponieważ nie mógł się równać z końmi, ale i tak to on był tematem wszystkich rozmów, a nie zwycięzca. Gdy w końcu dotarł do sali drzwi były zamknięte. Nie miał pojęcia co się mogło stać, już przecież lekcja powinna się zacząć.
- Co tak stoisz dzieciaku? Zejdź mi z drogi bo cię potraktuje miotłą!- To była jedna ze służek sprzątających pałac, wyraźnie go nie poznała, bo w przeciwnym wypadku odezwała by się inaczej, ktoś inny mógłby ją surowo ukarać, lecz Ramir lubił służbę i nie miał żalu do tej kobiety.
- Jestem Ramir, a stoję tu, bo ma się odbyć moja pierwsza lekcja magii- odpowiedział bardzo uprzejmie.
- Nie gadaj mi tu bzdur smarkaczu, książe Ramir wygląda inaczej, a po za tym tu wcale nie miała się odbyć lekcja magii, chyba że sobie ją uroiłeś w tym swoim mały, głupim…- nie dokończyła zdania,. bo Ramir nie mógł tego znieść, to że go obraziła mógł jakoś przełknąć, ale że stwierdziła iż uroił sobie coś na co wyczekiwał całe cztery lata, czyli od tego momentu gdy dowiedział się że nauczą go władania magią nie mógł znieść. Nagle czas jakby spowolnił swój bieg, młody książe zaczął już formować zaklęcie: „Gnarista Elementa..” lecz stracił świadomość.
Głowa go bolała, ręce, nogi i tułów także. Gdy otworzył oczy oślepiło go jasne światło, natychmiast je zamknął. Po chwili coś usłyszał, na początku nie mógł się zorientować co, okazało się że to była rozmowa dwóch osób. Jedną znał, to była ta służąca, drugiej nie potrafił rozpoznać.
- Powiedz, czy to naprawdę było konieczne? Mogłaś go poważnie zranić!- Powiedziała tajemnicza postać, to był męski głos.
- Nie, to nie było konieczne, ale spanikowałam, rzucił na siebie czar przyśpieszający, drugi stopień, a na mnie chciał rzucić czar elementarny trzeci stopień! To, gdybym była bez barier ochronnych, mogło ze mnie zrobić bezużyteczną roślinkę! Książe będzie bardzo potężnym czarodziejem, możliwe że potężniejszym nawet od pomniejszych demonów!
- Zobaczymy co powie książe, chyba się już obudził, książe, książe!- Potrącił delikatnie Ramira, ten otworzył oczy, ciągle je mrużąc, gdy jeszcze się nie przyzwyczaiło światła, stwierdził że jest w pokoju swojego ojca, a tą osobą której nie mógł rozpoznać okazał się dowódcą pięciu największych oddziałów jego taty.
- Nie będę się gniewał się na tą… kobietę, jeśli mi dacie dobre wytłumaczenie dlaczego tak mnie obraziła- Miał powiedzieć służącą, ale ugryzł się w język, jaka służka znała by się tak dobrze na czarach.
- Jestem Nevereden, będę cię uczyć magii, a obraziłam cię w ten sposób by wyzwolić magię w drzemiącą w tobie, i po prostu sprawdzić czy w ogóle masz dar magiczny.- Powiedziała kobieta.
- Więc jak mówiłem, nie będę się gniewał. Nadaję się?- Ramir już wiedział jaka będzie odpowiedź, ale nie mógł się powstrzymać.
- Nadajesz się, masz wyjątkowo duże zdolności magiczne, wręcz niebezpiecznie duże, gdy cię zdenerwowałam o mały włos byś mnie nie zabił- Ramir był trochę wstrząśnięty, mimo iż podsłuchał rozmowę Nevereden i dowódcy oddziałów wojsk jego ojca, ale w tedy jeszcze był ledwo przytomny.- To dlatego tak cię poturbowałam, to znaczy nawet początkujący, o słabych zdolnościach magicznych czarodziej mógłby kogoś zabić przez przypadek, ale ty użyłeś zaawansowanej magii, jest naprawdę niewielu początkujących magów którym by coś takiego się udało, o ile w ogóle tacy są. Lekcje zaczynasz od jutra, na razie cię zostawię.- Powiedziała jeszcze by w południe stawił się w parku i wyszła zostawiając Ramira.
Następnego dnia Ramir wstał o świcie, gdy spojrzał w lustro zobaczył jak zwykle wysokiego chłopaka o czarnych jak smoła włosach i bardzo jasnej cerze, bystrych szarych oczach i orlim nosie. Gdy już się umył zjadł śniadanie poszedł powłóczyć się po zamku jego ojca Ghuternerma. Nigdy nie zwiedził go całego, zawsze znajdował jakąś nieznaną dotąd salę, jadalnie lub sypialnie. Zatrzymał się w połowie korytarza wiodącego do kuchni by popatrzeć przez okno, przed nim rozciągały się rzędy żywopłotów, kwiatów, drzew i jakichś egzotycznych roślin. Spojrzał na położenie słońca, zaraz się spóźni na pierwszą lekcję!
Zdenerwowany pobiegł jak najszybciej w wyznaczone miejsce, Nevereden już tam była.
- Tym razem ci odpuszczę, ale następnym razem zostaniesz ukarany.- Powiedziała na „dzień dobry” i zaczęła lekcję.- Dzisiaj nauczę cię kontrolować twoją moc, poznasz kilka podstawowych zaklęć i to chyba wszystko, a teraz zobacz.- Jego nauczycielka stworzyła na dłoni dużą kulę fioletowego światła.- Żeby zrobić coś takiego musisz odszukać wewnątrz swojego umysłu miejsce pozwalające kontrolować magię, skoncentruj się i stwórz taką samą kulę.- Ramir próbował znaleźć takie miejsce w swoim umyśle, lecz jego wysiłki nie dawały rezultatu, już miał się poddać, ale wpadł mu do głowy pomysł by przypomnieć sobie co czuł gdy po raz pierwszy użył magii. Tym razem podziałało, wyobraził sobie fioletową kulę spoczywającą w jego dłoni, później zebrał moc i kula rzeczywiście pojawiła się w jego ręku.
Miała rozmiary średniej wielkości kamienia, oraz bardzo mocno świeciła na fioletowo. Po chwili znikła, a Nevereden zaczęła klaskać.
- Brawo, brawo! Całkiem nieźle, jesteś niesłychanie zdolny, odnalazłeś część swojego umysłu kontrolującą magię w niewiarygodnie krótkim czasie jak na początkującego, teraz poćwiczymy nad szybkością odnajdywania tego miejsca.
- Ale ja już wiem gdzie ono się znajduje! Tym razem szybko je znajdę!
- Skoro tak mówisz, to stwórz tą kulę jeszcze raz.- Powiedziała Nevereden z irytującym uśmiechem. Ramir skoncentrował się ponownie przywołując magię, lecz to miejsce, ta część umysłu zniknęła, zaczął jej szukać ale bezskutecznie, postanowił, jak to zrobił drugi raz w życiu używając magii, przypomnieć sobie jak to zrobił za pierwszym razem, udało się.
- Szybciej niż poprzednio, ale nadal za wolno, z czasem będziesz to robił odruchowo. To jest tak jak z wielkim zagraconym pokojem, jedne rzeczy cały czas używasz i wiesz gdzie są, lecz jeśli chcesz użyć czegoś po raz pierwszy,, lub dawno tego nie używałeś, to musisz się naszukać.
- Ale ja dosłownie przed chwilą użyłem magii, powinienem wiedzieć gdzie to jest, a znowu muszę szukać!- Nevereden trochę zirytowało to, że Ramir nie zorientował się, o co jej chodziło.
- Umysł jest bardzo złożony, i jeśli coś nawet przez chwilę „odłożysz na półkę” to zapomnisz gdzie to coś jest, gdybyś przez chwilę całkowicie przestał używać na przykład palca u ręki, to później miałbyś trudności by znowu nim poruszać.
- Ale jak śpię to go nie używam, a rano mogę nim ruszać normalnie.
- Używasz go, ale podświadomie, serce pompuje do niego krew, ruszasz nim przez sen nawet o tym nie wiedząc. O jejku, już jest tak późno? Musisz wracać do siebie, no już, zmykaj mi z tond.
- Powiedz mi jeszcze, dlaczego twoja kula była większa od mojej?
- Rozmiar kuli zależy od mocy jaką posiada mag, potęga ta, cały czas rośnie, u jednych wolniej, u drugich słabiej. A teraz idź już bo się rozłoszczę.- Powiedziała to żartobliwie, ale nie chciał jej denerwować, więc pobiegł szybko do swojego pokoju.


Oczywiście prawa autorskie zastrzeżone, czyli nie można tego tekstu wykorzystwać na własną korzyść. Prosze o szczerą krytykę.
UWAGA! nabór do filmu "eragon - prawdziwa historia"! (w którym sama - notabene - gram mała rólkę ) O co w tym chodzi?? Bo ja też bym chciał zagrać.


Ostatnio zmieniony przez Kani dnia Pon 19:33, 29 Maj 2006, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Wto 21:44, 13 Cze 2006 Powrót do góry

A teraz alsza część opowiadanka o Ramirze, piekle i niebie:


Rozdział II
Ogień wybawienia.
Minęło pare miesięcy od pierwszej lekcji magii, Ramir wzywał teraz moc bez trudu. Jego nauczycielka stwierdziła, że niedługo będzie silniejszy od niej, a jak dalej będzie tak intensywnie ćwiczył to będzie wstanie pokonać najpotężniejszego maga ludzi. Potrafił wzywać magię elementarną piątego stopnia i żywioły drugiego stopnia, co było rewelacyjnym wynikiem. Dzisiaj miał się nauczyć władać bronią wspomaganą przez magię. Jego nauczycielem miał zostać Geunel, lecz został wysłany na południe, by poprowadzić wojska jego starego już ojca do zwycięstwa nad ludem Erstrackim, zastąpi go Lestrem.
- Witaj książe, na samym początku dostaniesz ode mnie niezłe baty, ponieważ jestem bardziej dośwaidczony, ale z tego co słyszałem talentu ci nie brakuje i też zalicze siniaki- powiedział.- Teraz powiem ci w skrócie o co w tym mniej więcej chodzi. Mieczem uczyłeś się władać od, ile to było, od kiedy skończyłeś trzy lata, teraz masz ich trochę więcej. Tu też będziesz wywijał ostrzem, ale możesz je wspomuc poprzez aurę ognia, która jest zdolna przepalić skórzaną zroje, a metalową pożądnie nadwyrężyć. Lecz nie zapomnij przyspieszyć swoich ruchów. Ktoś kto poznał sztukę "Altreo Menota", czyli magi miecza, nie jest to dosłowne tłumaczenie, zresztą nie musze ci tego mówić, dobrze wiesz, że język niea został prawie całkiem zapomniany.- Gdy Lestrem skończył mówić Ramir odsapnął, on nie był w stanie tyle powiedzieć na raz, i denerwowało go gdy ktoś tak gadał. Jego nauczyciel zaprosił go na ring, poprosił by nie przesadzał z zaklęciami, bo on zrobi się bardzo "niemiły" i mu przypiecze to i owo. Miał beznadziejne poczucie humoru, ale teraz zaczyna się walka.
Ramir wypowiedział pare formułek, dzięki czemu trzykrotnie przyspieszył swoje ruchy, dwukrotnie zwiększył siłe i zręczność oraz dodał do swojej broni trochę żaru, nie walczyli na prawdziwe miecze bo by się pozabijali, zamiast ostrza był kij ze specjalnej stali do ćwiczeń, a przed dodatkami do ich oręża chroniły ich kolczugi, co w zupełności wystarczało. Lestrem zatakował próbując podciąć Ramirowi noge, zrobił to tak szybko, że syn króla nawet nie zorientował się o co chodzi. Mimo zwiększonej szybkości leżał na deskach.
-Szybkość zwiększyłeś bardzo dobrze, ale zapomniałeś o refleksie, co z tego, że jesteś niesamowicie szybki? Zaponiałeś o refleksie!- Instruktor śmiał się z księcia, co było trochę denerwujące, Ramir podniósł się i żucił dodatkowe zaklęcia, zwiększające jego refleks, ale także wytrzymałość. Tym razem to on zaatakował jako pierwszy, dzięki sile wyskoczył na osiem stóp i kopnął nauczyciela w nos, ten natomiast złapał go za kostke i gruchnął nim o ziemie. Ramirowi, dzięki jego czarom, nic się nie stało, więc wstał i zatańczył w tańcu wirujących ostrzy mieczy treningowych. Skakał, unikał ciosów, atakował, parował, a wszystko to w tak zawrotnym tępie, że zwykłemu człowiekowi wydawał się tylko rozmazaną plamą. Lestrem nie unikał ciosów, wszystkie udawało mu się sparować. Książe postanowił zakończyć tą walkę, zaczął zadawać ciosy tak zawzięcie, że jego przeciwnik został zmuszony do cofania się pod ścianę. Ramir prawie przebił się przez obronę przeciwnika gdy nagle poczuł nacisk na żoładek i odleciał w tył, jego nauczyciel szybko do niego dobiegł, i przyłożył mu czubek swojej broni do gardła.
- Wygrałem, a ty przegrałeś- powiedział z uśmiechem na ustach.
- Za dużo gadasz- odpowiedział i cisnął w niego kulą zgromadzonego powietrza, przez co Lestrem wyleciał na trzy metry i spadł na ziemie, ponieważ zdjął już większość czarów zwichnął sobie kostkę w nodze.- A jednak ja wygrałem.- Tym razem to Ramir miał uśmiech na ustach.
- Nie, ty po prostu zdenerwowałeś się że przegrałeś i uderzyłeś we mnie już po walce.- Uśmiech z ust księcia znikł tak szybko jak się pojawił, zdenerwowany szybkim krokiem skierował się do swojej komnaty. Gdy mijał salę obrad usłyszał głośny wybuch, szybko pobiegł korytarzem w lewo by zobaczyć przez okno co się dzieje, to co zobaczył było nie do uwierzenia, armia aniołow zaatakowała zamek jego ojca, przecież to niemożliwe, anioły były po stronie ludzi, chroniły ich, a nie zabijały. Ramir wiedział bardzo dokładnie co robić w czasie oblężenia, musiał zejść do lochów, i przejść ukrytym tunelem do oddalonej o pare staj leśniczówki gdzie zajmie się nim myśliwy. Zrobił tak jak mu mówiono i po około godzinie znalazł się we wspomnianej chatce, a raczej na przeciwko jej zgliszczy. Była doszczętnie spalona. Chciał zawrócić, lecz nagle zmaterializował się przed nim demon. Wyglądał jak człowiek, lecz był wilczo chudy, mięśnie prawie rozdzierały jego skórę, oczy miał czerwnone, a zamiast źrenicy widniał niewielki płomyk, z głowy wyrastały niewielkie różki, złapał Ramira za ręke i przeteloportował się z nim w tylko jemu znane miejsce.
***********
Koniec, i jak??
Podoba się??
Jeśli są tam jakieś literówki typu "Poiegł" zamiast "Pobiegł" to przez klawiatórę, trzeba strasznie mocno naciskać w klawisze, a ja nie jestem do tego przyzwyczajony.
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Czw 21:09, 29 Cze 2006 Powrót do góry

Przed chwilą podlewałem kwiatki, chłodzi mnie tak przyjemnie wiatraczek który ustawiłem na biurku, i mózg mi się schłodził, Liranna napisała fajną parodie i wena sama przyszła:


Rozdział III
Ogień początkiem życia.

Ramir obudził się w ładnie wystrojonym pokoju, na ścianie wisiało przepięknie rzeźbione lustro, na przeciwko stała szafa, również niesamowicie ozdobione misternie rzeźbionymi obrazkami przedstawiającymi sceny z wiecznej wojny, między niebem i pieklem o świat ludzi. Okien nie było, obrazów też nie. Ramir usiadł, obok łużka stało proste krzesło, na którym znajdowały się ubrania, chłopak postanowił je wzłożyć na siebie, ponieważ odziany był tylko w pidżamę. Koszula była z dziwnego materiału koloru czerwonego, miała dziwny polysk, nie miała zdobień, spodnie były z tgo samego materiału, tyle że czarne. Nagle drzwi się otworzyły, stał w nich ten sam demon który go porwał, lecz gdy Ramir się mu troszke przyjrzał, zobaczył lekkie różnice, ten miał większe rogi, szarą kozią brudkę, i uszy bardziej szpiczaste.
- Witaj, jestem Izdnerm- nie mówił w języku ludzi, lecz książe rozumiał go bez trudu.- Jestem, jak się prawdopodobnie zorientowałeś demonem.
- W jakim celu mnie porwaliście?- Chłopak był przestraszony, lecz nie stracił głowy.
- Nie porwaliśmy, lecz uratowaliśmy, a zrobił to mój brat, Izerm.
- Przed czym? Groziło mi wiele żeczy, ale w tej leśniczówce byłe bespieczny.
- Nie prawda, była cała spalona...
- A kto to zrobił jak nie demon? Unosiła się tam aura magii, która napewno nie należala do człowieka, a anioły posługują się magią wody!- To był błąd, przerwać demonowi i jeszcze kwestionować to co mówił podniesionym glosem. Nagle zaczoł się dusić, jego ciało unosiło się powoli, i przywarło do ściany, a Izdnerm przyliżył się do niego.
- Jeśli jeszcze raz podniesiesz na mnie głos to ci złamie ręke lub nogę, to nie są zwykłe groźby- powiedział to przyciszonym głosem, powarkując troche, a z jego oczu wystrzelił niewielki płomyk. Nagle Ramir opadł na ziemie, złapał się za gardło i kurczowo łapał powietrze.
- Jesteś dość oczytany jak na czlowieka, ale nie wiesz wszystkiego, piekło i niebo jest dużo starsze od ziemi, a demony i anioły pamiętają jeszcze jej początki. Od samego początkute dwie rasy walczyły ze sobą omijając ziemie, już nikt nie pamięta dlaczego, lecz pewien anioł, został wygnany za sabotaż, udał się właśnie na ziemie. Tu zastał plemiona niezdyscyplinowanych i niewykształconych ludzi, mówiąc prościej dzikusów. Zlekceważył ich i chciał zostać ich bogiem, tamtejsi ludzie od razu zaczeli go czcić. Panował tak dwadzieścia lat, aż w końcu, pewna osoba użyła magi znanej ci jako magia umysłu, była ona tak silna, że gdyby nad nią zapanował byłby w stanie pozabijać wszystkie stworzenia na ziemi, lecz z braku doświadczenia rozlał tą potęge po wszystkich wymiarach, i dzięki temu żyjesz teraz. Został od razu przez tego aniola zabity. Reszta aniołów przybyła na ziemie i szybko zalożyła bariery by żaden demon się tu nie dostał. My oczywiście próbowaliśmy się przez nie przebić, a anioły to wykożystały i wmówiły wam, że demony to zło. Reszte znasz.
- Czemu mam ci wierzyć?
- Bo w przeciwnym wypadku już byś nie żył.
- To czego ode nie chcecie?
- Żebyś nauczył się posługiwać mocą ludzi.
- I dlaczego ludzie nie potrafią panować nad taką mocą, przecież jest wielu magów.
- Bo wasze umysły zostały zablokowane przez anioły, lecz wasza moc jest dość silna by częściowo przebić te bariery.
- To kiedy zaczne się uczyć?
- Jutro, teraz choć ze mną, zjesz coś.- Izdnerm wyszedł, a Ramir poszedł za nim.
Był prowadzony korytarz był wypełniony przepięknymi płaskorzeźbami, na jednych przedstawione były sceny z wielkich bitew, a na innych postacie, prawdopodonie królowie. Po chwili znaleźli się przed drzwiami, równierz zdobionymi plaskorzeźbami. Gdy się otwarły Ramir usiał zmróżyć oczy, blask jaki się wydobywał z wielkiej sali był nie do wytrzymania, oczy go bolaly nie do wytrzymania, mia wrazenie, ze zaraz mu pekna, padl na ziemie zemdlony z bulu.

Pod koniec, tu, sama koncowka, nie ma zmiekczen bo nie wiem czemu, ale klawiatura odmowila mi posluszenstwa, daltego tez zakonczenie jest takie slabe.
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Sob 20:57, 01 Lip 2006 Powrót do góry

Mi to bojętne, O! Możesz zamiast księdza podstawić Rorana, tylko nie upitego!!! Upity Roran jest mądrzejszy od trzeźwego, i takie małe opowiadanko, właściwie dialog Rorana z Galbusiem:

Roran po ostatni9m upadku zaczol się zastanawiać z kąd się właściwie wzioł, przez te rozważania, mózg mu się pożądnie nagrzał i oczy(Rorana) zaczeł powoli wrzeć. Gdy to Galb zobaczył myślał, że dostanie zawału, szybko walnął podopiecznego patelnią w głowe, lecz poszła w drobny mak(patelnia, nie głoowa), więc spróbował czymś cięszym, kazał Shurszkowi-okruszkowi wziąć jakiś wielki głaz i zżucić na rorana, lecz i to nie poskutkowało. W końcu krzyknął: "LODY". To zadziałalo, Roran od razu spojrzał się na Galba zdziwionym(jak na niego, to był wzroki zdziwiony) wzrokiem.
- Przeciż nie ma zimy.- Galb myślał, że się załamie.
- Co cię gnębi?- Użył zbyyt skoplikowanego słownictwa, przez co oczy Rorana znowu zaczeły wrzeć- nad czym myślałeś?- To już zrozumiał.
- No bo, ja ten to, jestem ciekawy skąd ja jestem??- Galb odetchnął z ulgą, na tym się znał jak nikt, postanowił wytłumaczyć, jak to kiedyś już robił, na pszczółkach.
- A więc, jest sobie kwiatek..
- Nie kapuje
- ^#$#^#%&^ cicho, daj dokończyć, a więc, ył sobie kwiatek i przyleciała do niego pszczółka..
- Już wiem!!!! Jestem skrzyżowaniem kwiatka i pszczoły!!!! Po tacie- kwiatku, mam ten zapach- Okropnie śmierdział(nie mył się od urodzenia, i puszczał bąki)- a po mamie umię latać!! Ide polatać, bzzzzzz- łup. Galb z całej siły walnął z pięści Rorana w brzuch, w głowe wolał nie ryzykować.
- Nie, nie, i jeszcze raz nie! Wytłumacze ci na ludziach, a więc: była sobie twoja mama, i tata, i oni się pokochali, no i jak się pokochali, to poszli.. e... no.. do łużka.
- Ale po co?- Głupota Rorana przewyższała głupote Erasia w opowiadaniu Becika.
- No, robić to.
- Ale co??- Ludzie bez przesady!
- No kochać....
- Ale kogo??- Zabije Paoliniego, że wymyślił Rorana!!!(Myśli Galba)
- Ech....
- No bo ludzie się wza...eee(za trudne słowo), raem ze sobą kochają w sobie, i jak moi rodzice kogoś kochali, to ten ktoś też ich kochał, bo chyba razem się kochali, prawda??- Tego nie rozumiał chyba nawet Chuck Noriss!!!
- No, UPRAWIALI SEKS!!!!!!- Ludzie, wyrozumialości troche, galb nie wytrzymał.
- A co to?? Jakieś warzywo, że się je uprawia??- Galb padł na ziemie i leżał tak troche czasu, kiedy wstał, okazało się, że Roran bawi się włosami z nosa.....No komment(Myśli Galba).

I jak się podobało??
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Pią 13:51, 21 Lip 2006 Powrót do góry

Ciekawe, podoba mi się, masz fajny styl, taki interesujący.
Ja, przed moim wyjazdem obiecałem, że dam wam coś dłużeszego, mam nadzieje, że nie zawiodłem.

Ramir otworzył oczy, ktoś go niósł, nie wiedział gdzie, ale czuł potężny ból głowy.
- Co jest? Gdzie ja jestem, gdzie mnie niesiesz i kim jesteś?- Powiedział do wysokiego demona ubranego w skórzany płaszcz z niewiadomo jakiego stworzenia.
- Nie tylko my chcemy ciebie zatrzymać, anioły szturmują naszą twierdze, możemy przegrać, bo są wzmocnieni magią ludzi- odpowiedział, po czym przyśpieszył tempo.
- Ale czemu oni chą akurat mnie?
- Siedemnaście lat temu, gdy byłeś małym dzieckiem, najpotężniejszy demon przelał całą swoją moc na ciebie, przelał też moc niezwykle potężnego anioła i całą moc jaka została wyzwolona przy rozładowaniu magi, ta o której opowiadałó nasz przywódca.
- Ja przecież nie mam siedemnastu lat- Ramir był trochę zdziwiony, lecz był tak zmęczony, że nie miał siły gwałtownie zaprzyczyć jak to zawsze robił.
- Masz osiemnaście, w tedy miałeś roczek.
- Ale jakim cudem? Jestem troche młodszy.
- W piekle czas płynie dużo szybciej, przebywasz tu ziemskich dwanaście lat, ale gdy byłeś nieprzytomny znajdowałeś się w budynku w którym czas został odpowiednio spowolniony.
- A więc od tego błysku, co to bylo?
- Już mówiłem, anioły szturmują, teraz niose cię do miejsca gdzie nauczysz się wszystkiego o magii ognia, śpiesze się bo mamy malo czasu.
- Skoro mamy mało czasu, to jak zdąże?
- Dowiesz się na miejscu.- Demon jeszcze bardziej przyspieszył tempo poruszania, Ramir spojrzał na swoje dłonie, widział jak powoli się powiększają, paznokcie miał już bardzo długie, lecz co chwila się łamały. Włosy na głowie miał już prawie do ziemi i cały czas rosły. Zatrzymali się przed malymi drzwiami, demon postawił go na ziemi i kazał przejść przez nie. Ramir otworzył je i zobaczyłniewielki pokoik, a na środku kszesło, z sufitu zwisał jakiś dziwny przyżąd, drugi demon złapał go za ramię i posadził na foteliku, Ramir był zbyt oszołomiony by się postawić, wszystko działo się za szybko. Wspomniany przyżąd zaczoł wirować, była to piramidka dookoła której wirowały czerwone, fioletowe i niebieskie kulki. Powoli przyśpieszały, aż zaczeły się ze sobą zlewać, dziwne światło padlo na twarz księcia i nagle wszystko zaczeło migotać, kręcić się i zamazywać, przed jego oczami pokazywały się różne obrazy, sceny z wielkich bitew, pojedynków magów demonów i aniołów, strony z różnych ksiąg i wiele innych. Wszystko to pojawiało się i znikalo w ułamku sekundy, a jednak nic nie umknelo jego uwadze. Po chwili całość znikneła, rozejżał się dookoła, był w tym samym pokoiku, ale zupełnie sam, nie wiedział gdzie jest i co ma zrobić... nie, on wszystko wiedział, znał każdy zakamarek piekła, a raczej Glesteimo Gridei, bo tak się nazywalo to miejsce, w wolnym tłumaczeniu dalej piekło. Podszedł do jednej ze ścian i nacisnął ukryty przycisk, ściana się otworzya, Ramir wbiegł w dziurę i znalazł się w małym korytarzyku, podniósł ręke i zapaliła się na niej niebieściutka kula, zmarszczył brwi, lepiej żeby była czerwona, tak też się stalo. Biegł ile sił w nogach, a ta mu cały czas przybywała, spojrzał na swoją ręke, była dobrze umięśniona i strasznie duża, ile on mógł mieć teraz lat??
Mijały minuty, po chwili upłynęła godzina, dostał zadyszki, ponownie spojrzał na swoją dłoń, była cała pomarszczona, za nim ciągneły się włosy, całe posiwiałe, wypowiedział szybko zaklęcie i wszystkie opadły, uciął je. Musi się spieszyć by nie umrzeć ze starości w tym korytarzu. Z tego co wiedział został mu już tylko kawałek, zastanowił się skąd to wszystko wie, i od razu sobie przypomniał, dostał specjalnie ułożone wspomnienia i wiedze. Minie jeszze trochę czasu zanim jego umysł caakceptuje wiedze zdobytą w ten sposób. Zaczynał się słaniać na nogach, jego kości trzeszczały ze starości, jeszcze kawałek, jeszcze tylko chwila. Zerknął na swoją ręke, była cała w brązowych plamkach i zmarszczkach, ale już mu paznokcie nie rosły, dobry znak przestał się starzeć, niedługo dotrze do wejścia w świat ludzi. Zastanowił się ile może mieć lat, odpowiedź przyszła z trudem, około stu siedemdziesięciu, magoie żyją dłużej niż zwykli ludzie, nie wiele, ale czym potężniejszy mag tym dłużej żył. Pobił właśnie rekord osiemdziesięciu czterech lat. zwykły człowiek dożywał najwyżej do siedemdziesiątki. Spojrzał przed siebie, jest światło! Przyśpieszył trochę tempo, był potwornie zmęczony, otwór był dość duży by przejść przez niego będąc wyprostowanym. Nareszcie znajdzie się wśród ludzi.
Przeszedł przez portal, znajdował się w lesie, teleport natychmiast zniknął. Dzięki magi wleciał na najbliższe drzewo by w spokoju odpocząć.

**************

Matrian, niegdyś członek specjalnej brygady do unicestfiania piekielnych wrót, później wyżutek, żebrak, pijak, teraz dowódca wojsk sprzysiężonych. Nikt nie wierzył jego historii, aż do ataku przez anioły, od tamtej pory minęły trzy miesiące, król zginął, zamek został zburzony. Wszystkie pozostałe królestwa od razu połączyły siły by odeprzeć atak: Gildiemoru, Artnedesu, Gripilidu i Hstreny. Obecnie wszyscy przenoszą się do Gripilidu by tam się bronić, ponieważ pozostale ziemie są zbyt oslonięte, jest to bardzo trudny proces, ale konieczny. Człowiek to nadzwyczajna istota, cały czas skłocony z innymi w razie zagrożenia łączy siły i broni się do upadłego. Matrian w tej chwili nadzorował przemarsz wojsk przez ziemie Hstreny. Zawołał jednego ze swoich zastępców, bo sam chciał odpocząć po dziesięciu godzinach pracy. dy znalazł się w namiocie zobaczył niezwykle chudego człowieka, jego mięśnie napinały do granic możliwości skóre, która była czerwonawa, oczy miał czerwone, źrenice płonęły, a z głowy wystawały małe różki.
- Witaj Matrianie.- Powiedział demon.
- Czego chcesz pomiocie piekielny?!
- W nas cała wasza nadzieja, przez tyle lat byliście w błędzie czcząc anioły. Są one złem, tylko wyglądają ięknie.
- To wiem, poczułem na własnej skórze.
- Znam tą historię, demony i anioły konkurują o to by dostać się na wasz wymiar, anioły chcą wami zawładnąć, my chcemy tylko współzyć, podzielić ten teran na dwie części, jedną dla nas, jedną dla was.
- To czemu przszliście akurat do mnie?
- Do ciebie, ale też do każdego kapłana, władcy, żolnierza czy terz wieśniaka.
- Skoro jest was tyle to nie będzie miejsca.
- Ja nie jestem demonem, tylko iluzją stworzoną przez mojego odpowiednika, wysłaną do każdego człowieka. Będzie dla nas miejsce, zapewniam cię, teraz powiedz czy tego chcesz czy nie.
- Ale co dostaniemy w zamian?
- Pomożemy pokonać anioły, a pożniej odsuniemy się na bok, zgadzasz się?
- No dobra, jestem za.
- Cieszę się z twojej decyzji.- Po chwili iluzja znikła, Matrian wyszedł za zewnątrz, a tam obok każdego człowieka był demon, obok niego też stał jeden, ten sam którego widział w namiocie.
- Miało was tylu nie być, chyba, że też jesteście iluzjami.
- Tego nie powiedziałem, a iluzjami nie jesteśmy, wasz świat jest większy niż sobie wyobrażacie, znacie zaledwie małą część, ale nie martw się, nic wam nie zrobimy.
- No dobrze.- Matrian wiedział, że powinien odmówić, ale chyba nie miał wyboru, wybrał mniejsze zło.
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Sob 11:48, 22 Lip 2006 Powrót do góry

Ja zawsze pisze wszystko na swierzo, dlatego styl taki troche chaotyczny jest. A tera dalsza czesc:


Ramir juz jakis czas nie spal, ale chcial sie powylegiwac na drzewie, nagle uslyszal biegnace stado, chcial zobaczyc co to za zwierzeta, wiec wstal. Pod jego nogami przebiegly piekne sarny, dalej slychac bylo skradajacych sie mysliwych. Zszedl z drzewa, bardzo ostroznie, by nie polamac swoich starych nóg.
- Kim jestes?- To byl jeden z mysliwych, niespodziewanie wstal i mierzyl do niego z bardzo dziwnej broni, na dlugim kijku z jednej strony wisiala na sznurku kula z dziwnego materialu, a z drugiejbyl grot, ale z dziurka w srodku, w kturej unosila sie jeszcze jedna kulka. Calosc swiecila sie na fioletowo.
- Jestem tylko zablakanym podróznym- odpowiedzial Ramir, nie wiedzial który jest rok, co sie stalo od dnia w którym uratowal sie przed aniolami, wiec podal sie za zwyklego przblede.
- Klamiesz, jestes albo szpiegiem demonów, albo dredlem aniolów!- Był wyraźnie przerażony, a człowiek przerażony robi wiele głupstw, więc książe wolał dostosować się do jego poleceń.- Zaraz cię zaprowadze do człowieka który cię osądzi, idź przodem!- Szli tak wiele godzin, Ramir wiele razy odpoczywał, nie był przecież mlodzieniaszkiem i szybko się męczył. Gdy wreszcie wyszli z lasu, ich oczom ukazała się niewielka leśniczówka, całkowicie zniszczona, zjedzona przez korniki. Weszli przez skrzypiące drzwi, w środku były stare, połamane meble, wszędzie porozwieszane były pajęczyny. Myśliwy podszedł do kominka i wsadził do niego Ramira, nacisnął na jeden z kamieni i sam wszedł do niego. Na początku nic się nie działo, lecz po chwilicały obraz się zmienił, znaleźli się w jakimś zamku.
- Witaj Elgreście, co tym razem upolowałeś?- Jakiś starszy człowiek odezwał się do myśliwego.
- Nie nazywaj mnie tak, ile razy mam mówić, że jestem El?- W tym miejscu czuł się dużo pewniej.- Tym razem prawdopodobnie szpiega Eridzie- gdy to powiedział odsunął się by jego rozmówca mógł ujrzeć Ramira.
- Elendro Maturei!- Wykrzyknął Erid, po czym książe został związany magicznymi linami i zakneblowany.- Dobrze się spisałeś, zaprowadze go generała.
- O nie, ja go złapałem i ja go zaprowadze, odsuń się.- El złapał Ramira i przeżocił go sobie przez ramię, po czym poszedł w stronę prostych, drewnianych drzwi.
- Kim kolwiek jesteś, mów prawdę, bo inaczej będzie z tobą źle, bardzo źle.- Dalej niósł go w milczeniu, aż znalazł się przy bogato zdobionych drzwiach.
- Tu zostaniesz osądzony- powiedziazł, a drzwi się otworzyły, wszedł do skromnej komnaty w której znajdowała się tylko jedna osoba.
- Co cię do mnie sprowadza Elu?- Głos miała dosyć doniosły, twarzy ni było widać, ponieważ Ramir przed oczami miał tylko plecy Ela.
- Znalazłem szpiega, o to on- powiedział, po czym zżucił księcia na podłoge, stare kości niemiłosiernie zgrzytnęły w zderzeniu z twardą posadzką.- Tornie, osądź go tak jak uważasz- myśliwy szybko, jakby ze strachu wyszedł z pomieszczenia, drzwi zamknęły się za nim same. Węzły które więziły Ramira nagle zniknęły.
- Jak masz na imię?- Zapytał Torn
- Ramir, je...
- Tego dowiemy się później, teraz powiedz mi z kąd pochodzisz?
- Z krainy która jako pierwsza została zniszczona przez anioły
- Hmm.. Jakie masz zamiary?
- Odnaleźć się w tym świecie.
- Ciekawe, opowiec mi swoją historię, nie kłam, bo od razu to wyczuje.- Ramir nie zamierzał kłamać, opowiedział wszystko co przeżył od dnia ataku aniołów.
- Nie kłamałeś, a to oznacza, że jesteś bardzo potężny, a demony są jeszcze bardziej przebiegłe niż myśleliśmy, teraz ja ci opowiem co się od tamtego dnia stało, a więc: Anioly najpierw zniszczyły twoją ojczyzne, dopiero teraz wiem, że zrobiły to y zabić ciebie, potem przez jakiś czas był spokuj, reszta królestw zjednoczyła siły by odperzeć atak, po dwóch miesiącach anioly nas ponownie zaatakowały, zostaliśmy rozgromieni, po dwóch atak zaatakowały jeszcze raz, tym razem użyliśmy w starciu magów, tym razem był remis, nie przpuszczaliśmy, że nasza magia jest tak potężna. Postanowiliśmy wszystkie wojska zebrać w jedno miejsce, lecz znowu nas zaatakowano, ponownie użyliśmy magów, lecz tym razem przegraliśmy. Trzeciego miesiąca do każdego człowieka przybył jeden demon z propozy6cją pomocy w walce z aniołami, w zamian chcieli tylko część ziem w naszej krainie, tych nieznanych. Zgodziliśmy się na tą propozycję, bo wydawała nam się bardzo opłacalna, anioły zostaly rozgromione, doszczędnie. Myśleliśmy, że to koniec naszych problemów, lecz demony oszukały nas, jak już wszystkie się tu przeniosły, a trwało to około dwóch lat, okazało się, że też chcą nas powybijać, od tamtej pory toczymy z nimi bój, nie są tak potężne jak anioły, lecz i tak zwyciężamy tylko dzięki przewadze liczebnej i naszej magii. Od ataku na twoje królestwo minęły dwieście cztery lata, a ty jesteś najpotężniejszym magiem jaki kiedykolwiek stąpał po tym czy innym świecie.
Trochę to Ramirem wstrząsneło, lecz jednak podświadomie przypuszczał, że do czegoś takiego może dojść.
- Czy jest jakiś sposób bym wrócił do tamtego momentu?
- Tak, jest sposób.
- Błagam powiedz mi jaki.
- Anioły chciały się dostać na ziemię, by być prawie nieśmiertelnymi, bo widzisz, anioly też się starzeją i umierają jak my, tylko, że dużo dłużej, bo okolo dwóch tysięcy lat, co w ich świecie daje nasze czterysta. Demony są nieśmiertelne, można je zaić, ale nie umrą w sposób naturalny, chciały się do nas dostać by zabrać naszą magię i delirin, niezwykły kruszec który jest praktycznie niezniszczalny i może przechowywać magię, są mniej potężne niż anioły, lecz dużo bardziej przebiegłe. W świecie demonów czas biegnie dużo szbyciej, ale tylko dla ludzi i aniołów, dla demonów biegnie tak samo szybko jak dla nas tutaj, i gdybyś był demonem to pojawiłbyś się na ziemi te dwieście lat temu, u aniołów jest na odwrót, u nich czas biegnie do tyłu, ale tylko dla demonów i ludzi.
- A więc, żeby się dostać do moich czasów to muszę znaleźć się królestwie aniołów!
- Dokładnie, niestety będzie to niesamowicie trudne. Narazie trochę cie odmłodzimy,
- Jak to odmłodzimy?
- Bo widzisz, magia demonów i aniołów to magia destrukcyjna, magia ludzi to magia tworzenia, dzięki niej można tworzyć i wzmacniać, dlatego jest tak potężna, dzięki niej będziesz miał dwadzieścia lat- powiedział to po czym gestem poprosił Ramira by ten poszedł za nim. Prowadził go długim i wąskim korytarzem, gdy znaleźli się u jego wylotu Torn powiedział: Jest to operacja bardzo skomplikowana, teraz zostaniesz przeze mnie uśpiony, nie broń się przed tym. Rair pokiwał tylko głową, po czym poczuł straszną senność, mógł bez większej trudności zachamować ten proces, lecz poddał się i po chwili zasnął.



Jak już mówiłem ja wszystko pisze na świerzo, więc oceniajcie łaskawie ;)
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Wto 20:41, 25 Lip 2006 Powrót do góry

Taki tekscik krótki, nie mam czasu, wiec pisze na swierzo, jutro albo [po jutrze wyjezdzam do babci, co wedlug mnie przesada, 12 dni w górach, pózniej 3 dni z robactwem na mazurach(caly pogryziony), a teraz pare dni u babci która mieszka niedaleko zamoscia, który jest polozony okolo 100 km na poludniowy wschód od lublina i jeszcze lwów, za duzo troszke, a teraz tekst:


Noc byla calkowicie bezchmurna, ksiezyc w pelni, swoimi srebrnymi promieniami zalewał całą okolicę niesamowitą poswiatą, gwiazdy świeciły niczym tajemnicze ogniki. Okropna pogoda dla złodzieja, lecz Erdowi nie przeszkadzała, w jego żyłach płyneła elfia krew, wiec trochę znał się na magii, zasłonił się specjalnie zaczarowanym płaszczem i skradał się między krzakami róż. Pożądnie się pokaleczył, będzie musiał to uleczyć, większej rany nie dałby rady, ale zwykłe skaleczenia to dla niego nic trudnego, a przez nie może zostawić ślady krwi w domu który sobie upatrzył. Niektórzy kradną z biedy, inni dla chęci łatwego zysku, on po prostu to kochał. Doszedł do południowej ściany, była najbardziej zaciemniona, w dodatku cała porośnięta bardzo starymi już pnączami. Erd patrzył na nią chwile zamyślony, pomieszczenia do którego za chwile się dostanie służy bogatemu szlachcicowi jako "sypialnie dla specjalnych gości", lubował się w dziwkach, kiedyś ten pokuj był biurem w któryum ojciec wspomnianego rozpustnika pisał różne ważne dokumenty, teraz przewraca się w grobie. Do czego może doprowadzić życie w luksusie? Otrząsnął się, mógłby tak siedzieć całą noc, i tak nikt by go nie zauważył, ale miał robote do wykonania. Złapał liane, w świetle księżyca srebrną, z lekka połyskującą, w świetle dnia brązowo zieloną w mocnym uścisku, podciągnął się, stanął na drugim pnączu i zaczął się wspinać. Był w tym piekielnie dobry i tak prosta ściana nie była dla niego nawet rozgrzewką. Po chwili znalazł się przy oknie sypialni w której właściciel domu bardzo często grzeszył. Erd kradł bo lubił tą fuchę, nie należał jednak do tych co okradali złych bogatych i rozdawali biednym, on okradał złych bogatych i to co ukradł sprzedawał albo zatrzymywał, mimo wszystko uznawał, że jest człowiekiem moralnym. Gdy wszedł do pokoiku rozpusty stwierdził, że szlachci ma niezły gust, na ścianach były przyczepione świeczniki, pozłacane, pięknie, lecz dyskretnnie zdobione, niewielkie liście dębu i żołędzie pokryte złotem i srebrem. Było też pare obrazów, na jednym z nich był namalowany jeleń pijący wode z górskiego strumyczka, Erdowi wydawał się przepiękny, ten styl, ten dobór kolorów, zieleń, brąz, żółć, pomarańcz (na obrazie była jesień). Na pewno go zabierze. Postanowił przeszukać szafki, w jednej znalazł mieszek pełny złotych monet, tego wystarczyło by, na zakup pożądnego konia! Zajrzał pod łużko, być może jedna z dziwek zostawiła coś cennego, nie mylił się, znalazł wisiorek, łańcuszek był misternie zrobiony, każde ogniwo miało kształt idealnego koła, mimo iż nie przeszła by przez nie nawet mała mrówka. To nie było dzieło ludzkiego kowala, raczej elfiego, albo nawet krasnoludzkiego! Gdy spojrzał na wisiorek, najpierw dostał czkawki, później zaczął się dusić, to był znak Elenbrima, boga nekromantów, biała czaszka z runami wyrytymi na czole. Jeżeli to tu zostawi będzie miał spokuj do końca życia, lecz później posłuży komuś jako zomie, topielec, wysielec, nieumarły rycerz, zależy jak umrze. Jeśli jednak weźmie go ze sobą nekromańci nie dadzą mu spokoju za życia, po śmierci też chyba że, zabije twórce tego medalionu, nie dość że, go wszystkie upiory zostawią, to jeszcze trochę się obłowi. Szybko wyskoczył przez okno, trzy metry dla zwykłego człowieka to polamane nogi, on był złodziejem, zręcznie upadł na ziemie, zgiął kolana do rzysiadu, lewą ręke wysunął do przodu opierając ją o ziemie, w prawej trzymał niewielki, błyszczący w świetle księżyca wisiorek. Podniósł powoli, jakby drwiąc ze wszystkiego co chce go teraz dopaść, głowę, ze złowieszczym uśmiechem na ustach. Nagle zerwał się do biegu przez ulice dużego, lecz czasami nudnawego miasta skąpany w promieniach, przyglądjącemu się całemu zdażeniu, księżycowi.


I jak?? Podobalo się??
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Śro 22:58, 26 Lip 2006 Powrót do góry

Genialne, aczkolwiek można byłoby się powstrzymać od przeklinania, ja też cosik dam:


Erd biegł do swojego domu, z tego co pamiętał, będzie jeszcze miał trzy dni spokoju. Po tym czasie zaczną go ścigać nieumarli, uwielbiał ryzyko. Nagle z ciemnego zaułka wyskoczył człowiek, ubrany był w długą szatę, sięgającą do kostek, na głowie miał kaptur, więc nie widać bylo jego twarzy.
-Już po tobie -głos miał lodowaty, lekko syczący, przyciszony, dreszcze przebiegły po plecach złodziejaszkowi. "Dziwne, powinien być za trzy dni, ale co tam, nie będe się nudził" pomyślał Erd.
-No to choć -odpowiedział z czystą drwiną w głosie, po czym szybko wyciągnął swoje sztylety. Czekał na ruch przeciwnika, to była jego taktyka. Zakapturzona postać stała w bezruchu, miała podobną strategie. Jednak musiał zaatakować, powoli do niego podchodził, czekając na dogodny momęt, by niespodziewanie żucić sztyletem w korpus mężczyzny. Broń odbiła się od nieznajomego, po czym upadła z brzdękiem na podłoge. "Cholera, używa magii, ja mu dam magię". Złodziej wypowiedział po cichu zaklęcie, ostrze jego broni lekko zaświeciło się. Tym razem zaatakował nieumarły, z długiego rękawa wysunął mu się miecz, którymcioł z góry. Erd odskoczył w bok, odbił się od bodłogi i wbił sztylet w jego plecy, przeszedł jak przez masło łamiąc parę kręgów. Nieznajomy upadł bez zmysłów na ziemie. Złodziej podniósł kaptur, to nie był nieumarły, lecz jeden z ludzi których okradł. Pod tuniką widniała zbroja wypustkowa, idealna na strzały lub ewentualnie na sztylety. Złapało go troche sumienie, nie lubił zabijać ludzi. Rozejrzał się dookoła i ukrył ciało w beczce ze śledziami, trudno było je wcisnąć, lecz po paru minutach jakoś mu się udało. Pobiegł dalej, a gdy znalazł się u drzwi swojego domu trochę odsapnął. Otworzył je po czym wszedł do ciepłego pomieszczenia, ogień wesoło strzelał w kominku. Na ścianach porozwieszanych było mnóstwo drogocennych przedmiotów, między innymi pozłacane rogi jelenia, odpowiednio pocięte i użyte jako wieszaki.
-Co tym razem przyniozłeś? -Damski głos rozszedł się po domu, Alare siedziała w fotelu czytając książke. Była najlepszą przyjaciółką Erda, a takrze sprytną złodziejką.
-Jeden medalik -odpowiedział, jakby był z tego dumny. Alare prychnęła z niedowierzania. Jeden medalik to była obraza dla takiego złodzieja jak on.- Choć zobacz.- Gdy Dziewczyna podeszła bliżej wydała z siebie tylko lekki pisk, na więcej nie było jej stać, takiego szoku doznała.
-Czyczyś tyyy całkowiciee zwariował! -Prawie krzyczała, przy okazji jąkając się. -Przez to możemy, nie, TY możesz zginąć, po czym całą wieczność będziesz się męczył służąc jakiemuś nadgnitemu nekromańcie!
-Oni nie są nadgnici, to istoty żyjące -odpowiedział prawie ze śmiechem.
-Nie ważne, ale napytałeś sobie biedy, oj napytałeś!
-A ty mi nie pomożesz? Przecież wiesz, że jeśli mi się uda, to nasze kieszenie trochę się napełnią.
-Nie, nie pomogę! -Zaczeła szlochać, mimo iż okradała ludzi, to miała duże serce, był to pewien paradoks, ale czasami się tak zdarza. Teraz martwiła się o Erda, trochę się w nim podkochiwała, w końcu był przystojny, miał kruczoczarne, sięgające do ramion włosy, idealny nos, wąskie usta, sokoli wzrok. Najbardziej jednak podobał jej się jego temperament. -Chociaż sama nie wiem.
-Nie martw się, uda się nam!
-No dobra -jakoś się otrząsneła. -Daj mi ten amulet, jak przeczytam runy na nim wyryte, dowiemy się kto jest jego twórcą. -Podał jej wisiorek. Alare przyjżała mu się uważnie. Brązowe, długie włosy opadły jej na smukłą twarz, policzki miała różowe, jeszcze mokre od łez, zielone oczy żywo patrzyły na wygrawerowane runy.
-I co?
-Ten nekromanta ma na imię Hisimiliurais Distrimin.
-Język można sobie połamać.
-Weź nie żartuj, to nie pora, ale ciekawi mnie jak go zdobyłeś? -Erd opowiedział jej całą historię, po czym ona trochę się zamyśliła, dobrze znała się na magi, lecz dział nekromancji omijała z daleka.
-Widać ten szlachcic napytał sobie jeszcze większej biedy niż ty, prawdopodobnie kogoś uraził. Pech chciał, że ten ktoś był nekromantą, i wynajął jakąś dziwke by mu ten wisiorek podrzuciła, tyle, że zamiast niego, znalazłeś go ty. Ten człowiek i tak, i tak zginie i zostanie wskrzeszony pewno jako zombi. Ty masz jakąś małą szanse na uratowanie duszy, bo znasz imię nekromanty. Musimy uważać, bo ci magowie, w zwarciu są niezwykle słabi, jednak by do nich dotrzeć trzeba się porządnie namęczyć. Nieumarli zaczną cię ścigać za dwa tygodnie, przez ten czas musimy się przygotować.
-Dwa tygodnie? Ja myślalem, że trzy dni, jaka szkoda.
-Nie bądź taki pewny siebie, walczyłeś kiedyś z nieumarłym?
-Nie, ale...
-No właśnie, masz w sobie trochę krwi elfów, co daje ci niesamowitą przewagę, lecz zwykłe zombi może powalić dwóch silnych ludzi jedną ręką. Jest bardzo wolne, więc łatwo byś je pokonał, natomiast lisz, tu sprawa jest trudniejsza, jest silny, silniejszy niż zombie, dużo szybszy niż mistrz miecza i włada magią, co prawda nie tak dobrze jak ty, ale to twardy przeciwnik.
-Razem na pewno byśmy go pokonali.
-Ja sama bym go pokonała, co prawda z wielkim trudem, lecz to bardzo słaby potwór zważając na inne sługi.
-Skąd ty to wszystko wiesz? Jesteś tylko czarodziejką.
-I aż czarodziejką, chodziłam do specjalnej gildii, tam uczyliśmy się wiele o nekromantach, lecz samą sztukę omijaliśmy z daleka.
-Wiesz co? Idę spać, skoro mamy dwa tygodnie, to się wyśpie przynajmniej.
-Jesteś zbyt beztroski, będziesz walczył o swoje życie i spokuj po śmierci, a tak to wszystko lekceważysz! Idź, ja też się wyśpie, może coś mi do głowy przyjdzie, dobranoc. -Trochę ją za bardzo zdenerwował, ale jutro jej przejdzie, miał taką nadzieje, po czym wlazł do łużka i zasnął.

I jak??
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Czw 16:39, 27 Lip 2006 Powrót do góry

Zgadzam się, a Worda nie mam(formacik był). Tera ja!!!!! :raa: :raa:


Przez te dwa tygodnie nic ciekawego się nie wydarzyło, Alare mówiła co nie co o potworach z którymi się zmierzą, jak je najłatwiej pokonać, i czym cię mogą zaskoczyć. Zakupili u kowala specjalne miecze, półtoraki, bo sztylety i krótkie miecze nie nadadzą się w walce z nieumarłymi. Erda irytowało trochę, że nie będzie niespodzianek, do wszystkiego się przygotowywali, ale Alare nalegała.
Czternastego dnia, późno w nocy miał być pierwszy atak. Na swoją siedzibę wybrali mały, opuszczony dom za miastem, usadowili się na jego dachu, by z daleka oglądać okolicę. Nie mogli czekać w mieście, bo to wywołało by ogólny popłoch. Noc była bezchmurna, księżyc świecił niczym latarnia, coprawda był to już sierp, ale gwiazdy mu pomagały. "Przynajmniej nie będziemy walczyć na oślep" pomyślała Alare, trochę żałowała, że dała się w to wciągnąć, ale już nie było odwrotu. Nagle zaczął wiać silny wiatr, wszędzie zrobiło się ciemniej, przed złodziejami otworzył się czarny portal. Czekali w napięciu, aż coś z niego wyjdzie, lecz po chwili się zamknął.
- Coś tu jest nie tak - powiedziała Alare. Była bardzo zaskoczona, coś musiało wyskoczyć, jednak tak się nie stało.
- To i ja wiem - Erd był wyraźnie zdenerwowany, troche przestraszony, pierwszy raz w życiu widział coś takiego. Był potężniejszy od swojej towarzyszki, ale dużo mniej doświatczony w tych sprawach. Spojrzał na swoją przyjaciółkę, cała negle pobladła, uniosła miecz i żucała się na boki. - Co się stało?
- To rin! Strzeż się!
- Jaki rin? Nic o nim nie wspoinałaś! - Nie wiedział co robić pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji.
- Nie przypuszczałam, że ten nekromanta jest tak potężny, rin jest bardzo groźny, jest niewidzialny, zobaczysz go tuż przed atakiem!
- No to jednak mam niespodziankę - powiedział to trochę pewniej, przynajmniej wiedział jak z nim walczyć. Przywarli sobie do pleców, czekali w napięciu na atak, lecz ic się nie działo. Nagle usłyszeli cichy chrobot na południowej ścianie, szybko odwrócili się w tamtym kierunku. Stali tak przez chwile, aż Alare poleciała do przodu i gruchnęła na ziemie. Erd szybko się odwrócił, kiedy oni gapili się w tamto miejsce, od drugiej strony zaszło ich zombie. Było wzrostu średniego mężczyzny, bardzo umięśnione, lecz kawałki mięsa odpadały od niego na ziemię. W świetle księżyca był srebrno-zielony. Potwór zaachnął się by uderzyć Złodzieja, lecz ten z łatwością uniknął ciosu i wbił swój miecz prosto w mostek przeciwnika. Zombie zamiast paść na ziemię złapało ostrze w ręce i wyciągnęło ze swojej klatki piersiowej. Ku obrzydzeniu Erda, z dziury jaką zrobił zaczęły wyłazić robaki. Potwór dalej trzymał ostrze, co Erd wykorzystał odcinając mu palce, później zamachnął się i odciął potworowi głowe. Ciało jednak dalej stało, osłupiały złodziej dostał w brzuch z pięści. Cios był tak silny, że odrzuciło go na pare stóp, jednak nie spadł na ziemie. Podniósł się w miare szybko, miecz leżał daleko od niego. Wyciągnął sztylet i zręcznie uciął potworowi ręke w łokciu, odskoczył, po czym jednym susem spowrotem doskoczył do potwora i uciął mu drugą ręke. Podbiegł po miecz i przepołowił potwora. Z cielska tej kreatury wysypało się mnóstwo obrzydliwego robactwa. Erd zeskoczył z dachu by zobaczyć co się stało Alarze. Zastał ją pochyloną nad jakimś popiołem, na szczęście nic jej nie było.
- Co mnie odrzuciło? - Spytała, głos jej drżał.
- Zombie, ale już je pociachałem.
- A spaliłeś?
- Nie, a trzeba?
- Czy ty mnie czasami słuchasz? Jeśli nie spalisz potwora, ten dalej będzie próbował cię zabić! - Głos dalej jej drżał, ale nie była już tak znerwicowana.
- Spokojnie, leży teraz na dachu w wielu kawałkach, nic nam nie zrobi, a ty, co rozwaliłaś? - Erd był nadwyraz spokojny, co irytowało złodziejke. Jeszcze przed chwilą cały dygotał ze strachu.
- Topielca, ale ten portal cały czas mnie denerwuje, ni.. - Nie dokończyła, złodziej mocno ją pchnął na bok, i zamachnął się mieczem. Ostrze utkwiło w połowie jakiegoś dziwnego potwora, miał postóre człowieka, lecz cały był bladoczerwony, zamiast nóg był tylko jakiś czarny cień. Erd wypowiedział po cichu zaklęcie, po czym upiór zajął się płomieniem.
- No to mamy potworka z głowy, nic ci nie jest Alare? Alare? Alare! - Dziewczyna leżała nieruchomo na ziemi, meżczyzna podbiegł do niej sprawdzić co się stało. Potwór nawet jej nie zadrasnął, gdy upadał uderzyła w coś głową, leciała jej krew. Złodziej dotknął zranionego miejsca delikatnie ręką, na szczęście nie miała pękniętej czaszki. W najgorszym wypadku jest to tylko wstrząs mózgu. Erd odetchnął z ulgą, wypowiedział zaklęcie i rana się zasklepiła, lecz za nim się obudzi mi nie troche czasu. Zaniósł ją do domu i ułożył w łóżku, sam całą noc przy niej czuwał.

I jak??
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Śro 18:55, 09 Sie 2006 Powrót do góry

Nie mówcie, że posty nabijam, zerknijcie jaki jest odstęp czasowy.
Moje opowiadanko:


Erd sączył piwo w "knajpie pod drewnianym okiem". Bardzo lubił to miejsce, zawsze jak tu był czuł spokój. Alare jeszcze się nie obudziła, mimo że, to już drugi dzień od tamtej nocy. Czekał na pewnego elfickiego uzdrowiciela, musiał bardzo dużo osób okraść by go było stać na niego. Ten mag miał być ubrany w szarobrązowy, niewyróżniający się płaszcz z kapturem zasłaniającym uszy i twarz. Erda elfy zawsze ciekawiły, płynęła w nim w końcu krew jednego z nich. Wyjrzał za okno, deszcz padał wyjątkowo obficie, rzeka błota i małych kamieni spływała ulicami w dół miasta prosto do slamsów. Drzwi nagle się otworzyły z hukiem, do lokalu weszła wysoka postać w brązowym płaszczu z kapturem. "Nareszcie" - pomyślał złodziej, zlekka zniecierpliwiony czekaniem. Mężczyzna, bądź kobieta powoli zbliżała się do Erda, twarzy w ogóle nie było widać, a ręce schowała w rękawach. Osoba ta otoczona była niesamowitą aurą grozy i tajemniczości, wszyscy w karczmie po cichu zerkali na nią z pode łba. "Hmh, wyraźnie poprosiłem by był dyskretny" - złodziej był wyjątkowo zirytowany. Gdy elf podszedł do jego stolika, Erd zobaczył coś dzięki czemu nie stracił głowy, mały, czerwony błysk w oku nieznajomego. Z niesamowitą szykością odrzócił krzesło i odskoczył do tyłu. Tam, gdzie jeszcze przed sekundą była jego szyja mignął długi nóż. Erd szybko wyciągnął swoje dwa sztylety. Jeden od razu posłał w nieznajomego. Broń odbiła się z brzdękiem od klatki piersiowej napastnika.
Złodziej już widział coś podonego, gdy uciekał z tamtego domu spotkał jedną ze swoich ofiar. Była bardzo podobnie ubrana i nosiła zbroje wypustkową. Wyjął kolejny sztylet, wzmocnił go magią. Teraz ostrze świeciło się lekko, ponownie rzucił, lecz tym razem nieznajomy go złapał i odesłał do niego. Erd wyskoczył w górę i do przodu, tak że, sztylet poleciał pod jego plecami, a on sam wirując do okoła własnej osi leciał w stronę napastnika by zadać mu ostateczny cios między oczy. Powiodło mu się. Gapie siedząc, lub stojąc w osłupieniu patrzyli na to wszystko. "Ech, nienawidze tego, zaraz zaczną się ploty" - złodziej nie lubił być w centrum uwagi, wolał działać sam, bądź z jednym albo dwoma kompanami. Podszedł do napastnika by odsłonić jego twarz, to co zobaczył wprawiło go w takie przerażenie, że upadł na kolana. To była ta sama osoba którą zabił tamtej nocy, przecież to niemożliwe! W pośpiechu rzucił zaklęcie zapomnienia, mógł tym wszystkim ludziom postradać zmysły, lecz teraz nie dbał o to. Wybiegł na ulicę i skręcił w prawo by oddalić się z tego miejsca jak najdalej. Gdy był na rogu knajpy jakaś ręka chwyciła go za uranie i wciągnęła w ciemną uliczkę, druga chciała mu zatkać usta, lecz chwycił ją mocno za nadgarstek i przeżucił całą postać przez siebie. Odskoczył na bok wyjmując kolejny sztylet, tym razem z buta.
- Ile was jeszcze jest? No ile! - Powiedział z naciskiem, osoba ta była równierz ubrana w pławszcz z kapturem.
- Spokojnie! Jestem przyjacielem! To mnie wezwałeś poprzez magię dzisiaj rano. - Erd miał nadzieje, że to prawda, nie miał ochoty na walkę. - Złapałem cię by porozmawiać w ciszy.
- Wierze ci, gdybyś był jednym z tych stworów zaatakowałbyś mnie.
- To dorze, na imię mi Isimiliridilurimilaris. -
Postać zdjeła kaptur, rysy twarzy miała bardzo łagodne, prawie niezauważalne. Włosy blond, dość długie, natomiast uszy, uszy były wyjątkowo spiczaste, końcówkami skierowanymi pionowo w górę. - Mów mi Isil - powiedział widząc minę Erda na dźwięk własnego imienia.
- Udajmy się do mojego domu, tam są dużo lepsze warunki do rozmowy - stwierdził złodziej. Elf nałożył kaptur i udali się na południową częśc miasta.
******************************************************************
Mniej więcej pół godziny później znaleźli się przed mieszkaniem Erda. Złodziej otworzył drzwi wpuszczając towarzysza i wskazał miejsce przy kominku gdzie usiądą.
- Czy wiesz może czemu chciał cię zabić jeden z członków sekty Eli' hindaru? - zaczął elf.
- Nigdy nie słyszałem o tej grupie, aczkolwiek chyba wiem. - Erd udpiął wisiorek z szyji i podał go Isilowi.
- Na wielkiego Imisilidarilusimilsa! - Elf bardzo zbladł, co było widoczne przy jego i tak jasnej cerze.
- Weź nie wymawiaj tych imion elfickich! Język od samego słuchania może się połamać. - Uwaga Erda wyraźnie nie spodobała się elfowi.
- Są to szlachetne imiona, i piękniejsze od tych waszych! Muszę ci powiedzieć, że trafiłeś na piekielnie groźnego nekromantę, dodatkowo to nie jest człowiek
- Każdy nekromanta nie jest człowiekiem, oni są..
- Wiem że są bardziej nieumarłymi niż ludźmi, aczkolwiek zanim zajęli się tą sztuką byli ludźmi, ty trafiłeś na nekromantę który był kiedyś elfem.
- No to się wpakowałem w niezłe bagno - stwierdził Erd.
- Dokładnie, póxniej opowiem ci coś o tym bractwie, tymczasem zaprowadź mnie do Alare. - Poszli na piętro. Gdy znaleźli się przy łóżku chorej, elf poprosił Erda o nieprzeszkadzanie poczym położył ręke na czole Alary. Stał tak nieruchomo około kwadransa, gdy niespodziewanie spod jego dłoni wypłynęła woda. Isil odszedł od łóżka i usiadł na podłodze.
- Będzie ciężko ją uleczyć, ale na pewno się uda, jutro wstanie na nogi - powiedział - tymczasem udaj się spać. - Erd posłusznie udał się do swojego pokoju, gdy tylko położył się na łóżku usnął.


I jak? Troche mało dopracowany, jednak mam nadzieje że się spodobał. :)
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Pon 16:15, 30 Paź 2006 Powrót do góry

Zadzwonił elektroniczny budzik, nienawidził tego dźwięku, gdyby mógł to rozwalił to przeklęte użądzenie. Otworzył najpierw lewe oko, ale szybko je zamknął, ponieważ oślepiło go światlo. Druga pruba była już trochę lepsza, światlo nie było tak bardzo rażące. Otworzył drugie oko i przyjrzał się temu, co ma przed sobą: wielkie okno ze szkła hartowanego, przez które rozpościerał się widok na świat z trzystu metrów. Wstał i poszedł do łazienki by najnormalniej w świecie się odlać. Tego też nie lubił, kiedyś były zwykłe kible, teraz jakieś ustrojstwo, badające twój mocz, albo kau. Po toalecie poszedł do kuchni, tam włączył mikrofalę, która podgrzała mu kurczaka. Zerknął na kalendarz, mały ekranik wskazywał trzeci sierpnia dwa tysiące pięćset czterdziestego czwartego roku. Mikrofala zapiszczała, jakby ją z blachy obdzierano i otwożyła drzwiczki. Wyciągnął kurczaka zjdał, nie był może najlepszy, ale zawsze zapchało się żołądek. Nagle zapiszczała ściana, krzyknął: "Czego tam?", po czym pokazał się na niej spory ekran, w którym widniała postać Konstantyna Gorbyta.
- Czimu tak nigrzecznie? Ja tu spokijnie do cibie dzwonie, a ty tak mni witarz? - Tego człowieka nie nienawidził, ale darzył bardzo dużą niechęcią, między innymi za jego akcent. Był to jeden z handlowców infrydem, metalem szlachtnym, wchłaniającym, wszelkie promieniowanie.
- Czego chcesz? - powtórzył, nie miał ochoty na grzeczne formułki. Twarz Konstantyna trochę spochmurniała, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko, co nie dodało jej uroku. Wszystkie małe blizny dziwnie się wygieły, a to co nazywał nosem, podniosło się na wysokość czoła.
- Tigo samigo co zwikle, chce, żebiś za... za...., nie umiem tego powiedzieć, dziwny ten wasz język, orgiblinatini chrawaszio mrtilimei - co znaczyło: "chcę abyś zabrał przesyłkę, i wysłał do Tryliminga".
- Wasz jest jeszcze dziwniejszy, - niby zwykłe stwierdzenie, ale jego to śmiertelnie obraziło. Spoglądał teraz na przemiane twarzy Konstantyna, końciki ust tak bardzo się obniżyły, że prawie się ze sobą słączyły, nos nagle się zapadł, po czym wyskoczył i walnął w kamerkę po drugiej stronie, na szybce zostały gluty. Spojrzał na niego jeszcze raz, Konstantyn miał czerwone oczy, zamiast nosa były dwie "gałązki", a usta to była obręcz pełna małych, krzywych i białych zębów. - Uwilebiam patrzeć na ciebie kiedy się zmieniasz, a tak przy okazji, możesz przetrzeć kamerkę? Jest cała w twoich glutach. Teraz powiedz co dostanę.
- Jeszcze raz powiesz coś takiego, to już nie dam ci przesyłki. Za tą robotę dostaniesz niebieskie kryształy.
- Ile?
- Trzydzieści trzy - było do dosyć dużo, aczkolwiek nie fortuna, robił zlecenia za sporo więcej.
- A nie można trzech żółtych? Nie stracisz, a będzie prościej.
- Nie - powiedział bez żadnych targów, co było dziwne, dwa żółte kryształy, to dwadzieścia dziewięć nieieskich, więc on by zyskał.
- Może być, a teraz spadaj. - Nic mi nie mógł zrobić, kurier jest dużo ważniejszy od kupca.
Podszedł do drzwi i z jednej strony oparł się o ścianę rękami, a z drugiej nogami. Wlazł tak tuż pod sufit. Długo czekać nie musiał, bo zaraz otworzyły się drzwi, z których wypadło pięciu mężczyzn. Każdy z nich miał coś przy pasie, a to woreczek, a to pudełko. Wyciągnął rękę i szybko otworzył worek, z którego wyjął mały, czarny kwadracik, a włożył trochę kserksenu. Jest to proszek, który śmierdzi po kontakcie z zimnymi przedmiotami, taki prezent od niego. Zrobiłem to samo z pozostałą czwórką, po czym poszedłem dokończyć kurczaka. Znaleźli go po około pół godzinie. Byli przeciętni, a to całe zamieszanie to tradycja kupiecka, wysyła pięciu ludzi, którzy mają rzysyłkę, bądź wiadomość, jeśli nie uda się kurierowi tego odebrać, to zlecenie idzie na kogoś innego. Jeśli kurier zginie, kupiec ma, nie oszukujmy się, przesrane.
- Idźcie już stąd, mam przesyłke, wynocha. - Posłusznie wyszli, a on ułożył części przesyłki, powstał średniej wielkości kwadrat. Położył go na stole i patrzył, jak z jednego z boków, wychodzi głośniczek: "Dostarcz tą paczkę do Tryliminga, mieszka w sektorze siedemnastym, kwadrat szósty". Świat był podzielony na dwadzieścia krain, każda kraina na pięćdziesiąt sektorów, a każdy sektor na sto piętnaście kwadratów. Ten cały Tryliming musiał akurat mieskać w miejscu żądzonym przez WSDSP, czyli Wojskowy Sektor Do Szkolenia Piechoty. Po dostarczeniu przesyłki, będzie musiał się trochę pokłucić z Konstantynem. Ubrał się i wyszedł na zewnątrz, po czym poszedł do jego zwykłej pracy, pomęczy się jutro.
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Nie 22:51, 26 Lis 2006 Powrót do góry

Siedział przy stole wraz z rodziną, śmiał się, gaworzył i ogólnie był szczęśliwi wraz z rodzicami i braćmi jedząc przy tym ziemniaki z kotletem. Starszy brat powiedział, że musi na chwile pójść do łazienki. Ojciec zawołał, że nadeszła pora, aby pójść spać, więc wszyscy wstali i skierowali się w stronę swoich sypialń. Ktoś nagle zaczął walić niemiłosiernie w drzwi, matka poszła, aby, je otworzyć i zobaczyć, kto to jest. Przez dziurkę od klucza, patrzył jak ludzie w mundurach zabierają jego mamę. Tata próbował ją od nich zabrać, to dostał pałką po głowie, upadł, a z ust leciały mu kropelki krwi, wymieszanej ze śliną. Wybiegł z pokoju i przytulił się do ciała ojca, cios był na tyle silny, że dodatkowe uderzenie o podłogę, uśmierciło go. Siedmioletni malec, patrząc jak straż, śmieje się z niego, i zabawia z matką, nie wytrzymał, i rzucił się na nich. Mały chłopiec nie ma szans z grupą dobrze wyszkolonych wojskowych. Tym razem, stało się coś dziwnego. Czas nagle jakby zwolnił, dookoła tej całej gromady zaczęły krążyć małe niebiesko-złote drobinki. Chłopiec zamachnął się, jego pięść zaczęła się świecić na ten sam kolor, co ten piasek. Już miał zadać cios, gdy nagle czerwone, tym razem, drobiny otoczyły go i uniemożliwiły mu ruch. Dłoń nagle wybuchła. Gdyby nie czerwona bariera, wszystko poszłoby w stronę napastników, teraz jednak miał strasznie poparzone palce i przedramię. Zemdlał.

Czuł jak ktoś go kołysze w swoich ramionach, coś do niego szepcząc. Kołysanie było dziwne, nieregularne i trochę zbyt brutalne. Otworzył oczy, był we wnętrzu jakiejś furgonetki, strasznie rzucało, a trzymała go matka.
- Mamo, co się dzieje, gdzie nas wiozą? – Spytał dziecięcym głosem.
- Wiozą nas do akademii, najprawdopodobniej – odpowiedziała głaszcząc go po głowie. – A teraz śpij.
Zasnął, lecz jego sen nie trwał długo, po około kwadransie, samochód zatrzymał się gwałtownie, a on uderzył boleśnie o ścianę. Drzwi z otworzyły się z hukiem, jasne światło raziło mu oczy, nagle spostrzegł, co wzbudziło u niego jeszcze większy strach, że nie ma przy nim jego matki. Ktoś wziął go za ręce i podniósł, prowadził go tak długim korytarzem, całym ze stali. Ściany, miał takie wrażenie, składały się z wielu płyt metalowych, i każda, albo wystawała lekko, albo zapadała się. Po lewej i prawej stronie, stali w szeregu żołnierze ubrani w szare mundury. W końcu stanęli przed trójkątnymi drzwiami. Przez ich środek biegło wgłębienie w kształcie błyskawicy, a na środku wbudowany był spory ekran. Człowiek, który go trzymał, powiedział coś w stronę przejścia, a w monitorze pojawiła się twarz jednego z magnatów, był to Lou Kai, dzieciak wiedział, bo jego twarz widniała na prawie wszystkich bilbordach w mieście. Po chwili drzwi się otworzyły i weszli do pokoju identycznego jak wcześniejszy korytarz, tylko szerszego i nie tak długiego. Przy jednej ze ścian stało metalowe biurko, na którym mieściły się trzy monitory, więc nie było widać, kto przy nim siedzi.
- Po co przyprowadziłeś tu tego szczeniaka? – Odezwał się człowiek zza mebla, głos miał twardy, jakby kanciasty, słychać było, że większość słów, jakich używał, to były rozkazy.
- Ten gówniarz o mały włos nie przypaliłby mi twarzy ser – odpowiedział człowiek, który go cały czas trzymał. On również miał twardy głos, prawie niczym się nie różnił. – Umie wyczuć piach ser!
- Jeśli to głupi żart, to wywalę cię do slumsów, a wcześniej wytatuuje na plecach napis: „Były Generał W.A.R.”!
W.A.R. to skrót od Wolnej Armii Reaktywowanej, czyli najokrutniejszego i całkowicie skorumpowanego wojska, jakie działa obecnie na świecie.
- Nie ser, wszystko jest nagrane na dysku ser!
- A właściwie to, jakim cudem wpadł w wasze ręce? Generale Kirwigocz?
- To syn celu BGI-453 ser, zobaczył jak ginie jego ojciec i matka wpada w ręce naszych chłopców ser!
- Ach tak - postać wstała i odeszła od biurka, był to nie, kto inny, a sam Lou Kai. Miał trójkątną twarz, i rude, przystrzyżone w sztywny prostokąt włosy. Chłopiec miał wrażenie, że zamiast oczu, ten człowiek miał dwie, zimne dziury, świecące na niebiesko. – Wysłać do akademii, niech go uczy Terro Kadrass.
Twarz generała Kirwigowicza zszarzała, zaczął się nawet lekko trząść. Terro Kadrass, jak później chłopiec się dowiedział, był to jeden nauczycieli o najgorszej sławie, czyli najlepszy.
- A, i jeszcze jedno, jak on ma na imię, chce go zapamiętać.
- Tak, jak jego przyszły nauczyciel, Terro.
- No to trafił w niezłe bagno, jednak dostanie niezłą szkołę.



Oceniajcie!!!!!

Ale nie za ostro!, bo się obrażę!!! :lol:
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Czw 15:07, 04 Sty 2007 Powrót do góry

Siedział razem z rodziną przy stole i jadł kolacje. Matka zrobiła kiełbaski nadziewane śliwkami, najlepsza rzecz pod słońcem. Mimo, że przy stole siedziały tylko cztery osoby, a gigantyczna misa była pełna tej potrawy, po około kwadransie „śmierdziała pustką”, jak to zawsze mówił jego ojciec. Za oknem rozlewało się bezchmurne, upstrzone gwiazdami, nad którymi czuwał księżyc, niebo. Jego starsza siostra wzięła talerze i odstawiła je do zlewozmywaka. Tata wyciągnął fajkę, pięknie rzeźbioną, w kształcie drzewa. Nałożył do niej dużo tytoniu i zapalił. Momentalnie kuchni została cała zadymiona, więc wszyscy się ewakuowali. Nagle ktoś zapukał mocno w drzwi, było po ósmej i nikogo się nie spodziewali.
Ojciec podszedł do drzwi i lekko je uchylił, po czym otworzyły się na całą szerokość. Do środka weszli żołnierze. Tata dostał pałką tam, gdzie ramiona łączą się z szyją. Upadł bez czucia. Bandyci przeszli po nim łamiąc mu żebra. Matka próbowała coś powiedzieć, ale dostała po głowie. Nie straciła przytomności, to było zamierzone, widać nie lubili jak się „nie ruszają”. Ich brudne, obleśne łapy w szarozielonych rękawiczkach wędrowały jej pod bluzkę. Siostra w tym czasie otworzyła skrytkę z bronią i wyjęła sześciostrzałowy, prawie zabytkowy rewolwer. Szybko wybiegła przed nich i strzeliła, chmura dymu i straszny huk rozeszły się po domu. Gdy wszystko opadło, dziewczyna i ci ludzie stali nieruchomo patrząc na siebie, nikomu nie leciała krew, po za matką i ojcem. Nabój był trefny, siostra widząc, że nie zostaje jej nic innego, podeszła do ściany i przywarła do niej brzuchem. Zginie na pewno, a woli, żeby nie bolało za bardzo. Jednak, że nie była brzydka, paru z nich poszło, aby się zabawić, postąpili z nią tak jak z jej matką. To byli wojskowi, lubili robić takie rzeczy. Chłopak nie wytrzymał, wybiegł zaciskając małą piąstkę i szykując się do ciosu. Strażnicy na początku zaczęli się śmiać, widząc pędzącego siedmiolatka, chcącego ich powalić. Po chwili jego dłoń zaczęła świecić na czerwono, okalały ją płomienie. Nagle ten blask przyćmił inny, fioletowy, wytwarzany przez dziwną tkaninę. Wybuch porządnie oparzył jego rękę. Gdyby nie ta bariera, najbliższy strażnik miałby poparzoną twarz. Dzieciak zemdlał.


Został obudzony rozcięciem prawego ramienia, ciepła, lepka substancja spływała mu aż po koniuszki palców, z których leniwie skapywała. Rana była głęboka i bardzo bolała. Nie wiedział, co zrobić, był jeszcze dzieciakiem. Jego strach potęgowała wszechogarniająca ciemność. Otworzył oczy. Był w małym pomieszczeniu, oświetlonym srebrnym światłem wpadającym przez otwór nie większy od główki szpilki. Mimo to widział bardzo dobrze, a ta poświata dodawała mu otuchy. Nie był skrępowany, więc postanowił się rozejrzeć. Pokój ten, był w kształcie prostokąta, przy jednej z mniejszych ścian znalazł zawiasy, do boków dłuższych, przymocowane zostały podłużne, fioletowe neony. Nie świeciły, lecz po bliższym przyjrzeniu, żarzyły się niespotykanie mocno, lecz to srebrne światło przyćmiło ich blask. Gdy dotknął jednego z nich, zalała go fala bólu. Przyjrzał się ręce, nie rozumiał, czemu go wcześniej nie bolała, cała była pokryta fioletowo-czerwonymi strupami, a w dodatku rozcięcie znowu przypomniało o sobie. Zaczął się zastanawiać, gdzie jest i o co rozciął sobie ramię. Nigdzie nie było ostrych przedmiotów, ściany w miarę gładkie. Nagle zakołysało całym pomieszczeniem i upadł na podłogę, zorientował się, że jest w ciężarówce.
Ściana z zawiasami otworzyła się, oślepiając go mocnym, fioletowym blaskiem, weszli żołnierze i podnieśli chłopaka do góry, po czym zaczęli gdzieś nieść. Ktoś założył mu na głowę kask, z przymocowaną lampką, ona również żarzyła się na fioletowo.
Z niewiadomych przyczyn, kolor ten, sprawiał, że robiło mu się niedobrze, głowa go bolała i ledwo ruszał członkami. Zalała go fala niewyobrażalnego strachu, jego umysł chciał gdzieś uciec, wyrwać się z ciała. Dzieciak próbował krzyczeć, lecz tylko słaby świst wydobył się z jego ust. Jednak był jeden mały plus, z tego przerażenia, całkowicie zapomniał o ranach.
Nie miał pojęcia jak długo szli, ale gdy się zatrzymali, zdjęli mu kask i wprowadzili do ogromnej sali, wysokiej na osiemdziesiąt metrów, szerokiej na sto pięćdziesiąt, a długiej na dwieście czternaście. Zastanawiał się przez chwile, skąd to wie, ale przez umysł przebiegł mu obraz drzwi, a raczej wrót, przez które przeszli. Gdy tylko zdjęli mu hełm od razu przekroczył je, lecz wyłapał jeden szczegół, był na nich namalowany orzeł siedzący na czarnym, emanującym ciemnym blaskiem, kamieniu. Matka mu mówiła, że jeśli ktoś zobaczy ten znak, to albo zginie, albo zginie. Jednak przerażenie nie wzmogło się, wręcz przeciwnie, uspokoił się, wyrzucił myśli z głowy, a może nie on, lecz ktoś inny? Ponownie zaczął się bać, czuć ból, myśleć. W komnacie nie było okien i tylko jedne drzwi, tylko te, przez które tu wszedł. Na środku było biurko, idealnie na środku. Całe zawalone monitorami i innym sprzętem elektrycznym. Czuł, że tam ktoś jest, ktoś albo bardzo zły, albo bardzo dobry. Wynurzał się powoli zza mebla, nie wydając przy tym żadnego dźwięku, żadnego szurania krzesłem, absolutnie nic. Wyszedł naprzeciwko chłopca, lecz zdawało się, że to nie on się poruszył, lecz cały świat przesunął się pod jego stopami. Spoglądał na chłopca swoimi zimnymi, koloru lodu, oczami. Chłopak zaczął dygotać z zimna, łzy, które mu dziś spłynęły na policzki zamarzły. Gdy lekko otworzył usta, sople lodu na jego twarzy pękły na tysiące kawałków.
Spojrzał mężczyźnie na twarz, była biała, biała jak śnieg. Albinosi też mają bladą twarz, ale ta promieniowała grozą i spokojem. Włosy, spływając mu po skroniach, wpadały kaskadami na ramiona, wyglądały jak wodospad miażdżący łodzie, wysysający z ludzi życie, topiąc ich.
- Witaj chłopcze. – Gdy przemówił, z jego ust wyleciała para wodna, jak na wielkim mrozie. – Czy ten, kto cię tu przyprowadził jest tu? Nie? Czy na świecie zostali sami tchórze?
Chłopiec stał, jakby go zamrożono. Nic nie odpowiedział, na co człowiek z lekka się uśmiechnął.
- Nie bój się mnie, ja na pewno ci nic na razie nie zamierzam zrobić. Podejdź tu. – Dzieciak nawet nie drgnął, więc mężczyzna sam do niego podszedł. Poruszał się swobodnie, z gracją, zostawiając na podłodze lodowe ślady. Położył mu na głowę rękę, chłopiec miał wrażenie, jakby ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody. – Mam na imię Dertman, jeśli będziesz dość dobry, być morzę, kiedyś cię czegoś nauczę. Masz potencjał, tak czy inaczej zostaniesz wspaniałym Tird e Da’lamnosto, czyli moim żołnierzem. Jak ty miałeś na imię? Terro? Tak, Terro, dokładnie tak jak i twój przyszły mentor.
Chłopak po tych słowach stracił przytomność.





Błagam, dajcie jakiegoś komenta, bo się załamie.
Zobacz profil autora
Arlyin Liriel Black
..::Senior Shur'tugal::..
..::Senior Shur'tugal::..



Dołączył: 16 Paź 2006
Posty: 391 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A skąd byś chciał?

PostWysłany: Pią 21:43, 23 Mar 2007 Powrót do góry

Trochę długie, ale jak się wczytać to ciekawe. Ty przynajmniej masz jakieś pomysły, nie to co ja;)
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)