Forum Saphira.fora.pl Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 "Moje historie" czyli (nie)poprawna twórczość AoM. Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
AoM
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 5461 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc...

PostWysłany: Wto 20:19, 21 Lis 2006 Powrót do góry

Jak już kiedyś wcześniej wspominałam postanowiałm założyć dział, który będzie poświęcony moim (chorym) opowiadaniom. Ktoś kiedyś rzucił taki pomysł... Postanowiłam, więc spełnić jego prośbę :ym:
Zamieszczam tutaj swoje poprawione opowiadanie "Starcie Smoków", które niektórzy znają z działu "Własna Twórczość". Jako, że pare osób się nim bezposrednio zainteresowało postanowiłam im ułatwić komentowanie i znajdywanie kolejnych części.

P.S. Fabuła, a raczej szczegóły fabuły zostały gruntownie zmienione aczkolwiek rdzeń pozostał ten sam. Miłego czytania :P

STARCIE SMOKÓW
ROZDZIAŁ I (cz. I)

W powietrzu rozległy się dwa krótkie, urywane skrzeki. Cienkie i nagłe niczym trzask bicza trzymanego przez wprawnego tresera zwierząt zamierzającego zrobić z niego użytek. Najpewniej wydał je z siebie drozd. Częsta obecność tego ptaka w tych jakże nieprzystępnych chaszczach i wysokich drzewach, jakich nie brakowało w lasach znajdujących się na północy, sprawiła, że stał się typowym przedstawicielem tych obszarów. Gdybyś patrzył w górę, a byłbyś w środku tego dzikiego terenu, mógłbyś nie raz zobaczyć jak czyste niebo przecina mały, czarny punkcik. Następnie twój wzrok powędrowałby w ślad za nim, ku wschodowi. Mogłeś wtedy zobaczyć coś, czego nie zapomnisz do końca życia… Majestatyczne szczyty gór okryte siwym, dusznym i ciężkim welonem mgły. Gdzieniegdzie, połyskujący na nich śnieg, niczym diamentowy pył. Rozbudziłaby się w tobie chęć poznania, czyż nie? Na pewno chciałbyś wspiąć się na nie, zobaczyć widoki, jakie się pod nimi rozpościerają, poznać ich tajemnice? Zapewne dziwiłbyś się także, czemu nikt jeszcze ich nie zdobył. W końcu żyją tam górale. Nieprzystępni, dumni, ale szczerzy i dobrzy ludzie. Może i tak... Ale czyżbyś zapomniał, że ich osady znajdują się jedynie na podgórzu, a nie na samych szczytach? Wracają wspomnienia? To dobrze. Wiesz, jaka kara grozi za postawienie stopy ponad wysokością Bramy Pokoju. Strach cię obleciał? Twój wzrok błądzi od punktu do punktu, od ściany do ściany. Pamiętasz, co się stało ze śmiałkami, którzy postanowili przekroczyć Bramę? Nie usłuchali przekazu Starożytnych... Śnieg pożywił się ich krwią, a skały pożarły kości. Dusze uleciały w objęcia czarnej i pustej śmierci pozbawione możliwości ponownych narodzin. Iskra ognia, która w nich tkwiła zgasła na wieki. Góry długo powtarzały ich jęki niczym kolorowe papugi występujące na egzotycznym wschodzie. Ciche, ale wyraźne dźwięki przywodzące na myśl wycie tysiąca potępionych dusz. Do tej pory mieszkający górale słyszą je co piąty dzień. Zawsze w środku nocy. Wtedy gdy księżyc znajduje się w zenicie. Godzina bólu. Godzina strachu. Godzina przebrzmiewającego w naszych uszach feralnego fatum.
Cóż to? Kolejny skrzek. Znowu drozd? Nie... To nigdy nie był drozd. Za cienki dźwięk jak na tego ptaka. Coś innego przemieszczało się przez las i dawało sygnały. Ziemia wydaje z siebie jęki, jakby niezdolna do udźwignięcia takiego ciężaru. A przecież nadal trwa, stabilna na swoich fundamentach. Dziesiątki stóp... Może setki? Nagle z chaszczy wychyliła się ludzka sylwetka odziana w brunatny płaszcz. Rozejrzała się powoli, po czym skinęła w gąszcz drzew. Wysunęła się kolejna istota. I następna. I następna.
- Psia mać, co to miało być?! Słyszałeś ty kiedy kretynie drozda?
- Zamknij gębę popaprańcu. Uwierz mi, że już wcześniej naśladowałem jego skrzeki. I robię to znakomicie.
- Właśnie widzieliśmy. Twoje słowo nie jest więcej warte od gówna, które zalega mój wychodek. Trzeba było zawołać. Przynajmniej nie robiłbyś wstydu.
- Patrzcie go jaki znawca. Ciekawym czy wiesz, że zdążyłem już poznać twoją dziewkę. Tutaj przyznam ci rację. Wybór świetny.
- Ty skurwielu!
Dwóch mężczyzn rzuciło się na siebie i upadło z rykami wściekłości w gąszcz paproci. Zaczęli okładać się pięściami tudzież kopniakami. O ile mieli do tego drugiego sposobność, rzecz jasna. Ku swojemu szczęściu lub nieszczęściu trzeba było przyznać, że nie mieli, bo zostali prędko rozdzieleni przez pozostałych.
- Spokój! Co to ma być, do cholery?! Na przód, ale już! Elder, ty pójdziesz za Kiersteinem, a ty Arnold, skoro taki z ciebie zawodowiec pójdziesz na zwiad. Bez gadania, bo jaja pourywam! Wykonać!
Tak oto wyglądała zwykle organizacja wśród oddziału leśnej straży przedzierającego się przez mroczny, sosnowy las Blackfor. Król Menking, Morgan z dynastii Kindrel, dowiedział się o obozie rozbójników i jak można się było spodziewać, od razu zmobilizował wszystkich swoich ludzi, aby wytropić a następnie wyeliminować problem okolicznych królestw. Klan Pazura od dawna był wrzodem na rzyci i solą w oku jego Najwyższej Wysokości. Po ostatnim wyskoku tejże bandy monarcha stracił cierpliwość. Postanowił załatwić to raz a porządnie. Nic dziwnego, zatem, że to zadanie zlecono Hendelowi z miasta Roter.
Przyjął je bez najmniejszego sprzeciwu. Zresztą, nawet, jeśli chciałby zgłosić jakieś zażalenie to i tak nie miałby prawa głosu. To, co rozkazał władca musiało być wykonane perfekcyjnie i bez pozostawienia jakiś niedociągnięć. W podjęciu decyzji pomogły też nieco personalne sprawy.
No tak… Zemsta zwykle pcha do przodu lepiej niźli perspektywa dobrego zarobku… Ale w tym przypadku akurat chodziło o to drugie.
Potrzebował pieniędzy. Bardzo i niemalże rozpaczliwie. W banku miał niespłacony kredyt, który zaciągnął trzy lata temu na remont domu i posterunku leśnej straży. Przysłano mu już drugi list z przypomnieniem o tej jakże niewygodnej kwestii… Można w takim razie powiedzieć, że propozycja spadła mu prosto z nieba. Z wielką radością i gorliwością zabrał się do odnalezienia głównego i zarazem ostatniego posterunku Klanu. Wysłani przez niego wcześniej zwiadowcy donieśli mu, że ich cel znajduje się między wschodnim krańcem lasu Blackfor a fortecą do ziem elfów, Enfer.
Hendel był wyjątkowo znaną osobistością wśród arystokracji królestwa ludzi. Wielu książąt pomniejszych prowincji często prosiło go o pomoc w zwalczaniu wrogów lub pytało jak rozmieścić wojska przy danym ukształtowaniu terenu. Miał w tym dużą wprawę, lata szkoleń, potu i wysiłku przynosiło swoje owoce. Dodatkowo pochodził z rodziny, która szczyciła się posiadaniem w swojej historii paru znakomitych generałów i pułkowników. Nie miał, więc trudności z dowodzeniem, ponieważ miał to we krwi.
Leśna straż istniała od jakiś stu czterdziestu siedmiu lat i jak dotąd była całkiem sprawnie prowadzona. Ostatnim jej dowódcą był dziadek Hendla Augustus. Sam nauczył wszystkiego swojego wnuka i wytrenował go na prawdziwego człowieka lasu. Strażnicy, których szkolono byli niezawodni, jeśli chodziło o zdobywanie posterunków na tyłach wroga lub nękanie go, łupiąc mu dostawy żywności i cenne surowce. Okazjonalnie zajmowali się też agencją wywiadowczą. Po ostatnich niepowodzeniach organizacji „Cień”, która w końcu została rozwiązana jakieś pięćdziesiąt lat temu, leśna straż przejęła większość ich zajęć i obowiązków. Podzielono ją na dwie grupy. Pierwsza zajmowała się swoimi „pierwotnymi” sprawami, a druga skierowała się ku współpracy z dyplomatami i zbieraniem informacji odnośnie sytuacji w kraju lub poza nim.
Oficjalnie leśna straż działała jedynie pod hasłem „Za Ojczyznę, Honor i Fortunę”, aczkolwiek zdarzały się odstępstwa od tej reguły... Jak na przykład misja o kryptonimie „Poszukiwany”. Trzeba przyznać, że na samo wspomnienie o tym strażnicy pokrywali się rumieńcem wstydu, a historia stała się inspiracją dla wielu anegdot i dowcipów. Dotyczyła ona rzekomego zniknięcia syna kapitana Overless’a i funduszy przeznaczonych na utrzymanie posterunków i głównego garnizonu. Warto tutaj dodać, że dowódca był cholerykiem, jakich mało, postawił wtedy na nogi połowę swoich ludzi, nie mówiąc już o agentach znajdujących się w Enfer czy Dwarfland. Akcja trwała zaledwie trzy dni, w czasie, których trąbiono o tym na prawo i lewo(była to tak zwana taktyka „gończych psów”, dosyć chętnie jak i często wykorzystywana) czy też stosowano pogróżki wobec rzekomych porywaczy. Doszło nawet do tego, że obrażono wysoko postawionych urzędników krasnoludzkich. Jednakże, po otrzymaniu dosyć zagadkowego anonimu, w którym był podany adres sprawa szybko ucichła… Nie na długo, gdyż szybko brukowej prasie udało się wszystko wygrzebać. Najpewniej od pijanego w sztok zaginionego. Gdy „ratownicy” znaleźli się we właściwym miejscu okazało się, że trafili do burdelu. Syn kapitana się znalazł… Ale nie zmieniło to faktu, że cały czas przebywał w miejscu oddalonym o zaledwie dwie godziny jazdy galopem, przez całe trzy dni, systematycznie trwoniąc pieniądze z podatków królewskich przeznaczonych na leśną straż. Krótko mówiąc, uszy i oczy królestwa Menking, jedna z najlepszych organizacji wywiadowczych, wygłupiła się totalnie. Po tym wydarzeniu kapitan Overless złożył wymówienie. Dowództwo zostało powierzone Augustusowi, a w każdym razie pierwsza grupa. Z drugą właściwie nikt nie miał kontaktu poza królem i rzecz jasna nim samym. Podczas zarządzania dziadka Hendla, leśna straż powoli odzyskiwała dawny respekt, ale nadal przytaczano złośliwe żarty na ten temat.
Strzelcy mieli zawsze na sobie ciemnozielony lub brunatny płaszcz z kapturem a ubranie zwykle było czarne lub brązowe. Ich bronią był muszkiet a ostatnio nawet uzbrojony w bagnet – najnowszą nowinkę techniczną. Masowo produkowany, podstawa uzbrojenia armii Menking. Ostatnio nawet, jeśli wierzyć rzecz jasna przechwałkom tej nacji, krasnoludy opracowały pojedyncze, jednostrzałowe pistolety. Były dosyć wygodne i bardzo praktyczne, nie to co muszkiet, który mimo wszystko był dosyć spory i noszenie go przy sobie każdego dnia nie było zbyt praktyczne. Z tego względu jednostki dowodzące zawsze miały przy sobie ten najnowszy rodzaj broni palnej.
Zanim ktokolwiek zostawał strzelcem początkowo przechodził bardzo intensywne szkolenie. Trwało ono jakieś dwa lata, bardziej zdolnym zabierało rok, mniej zdolnym – trzy. Później zdawano test na sprawność fizyczną, który jednocześnie przydzielał delikwenta do odpowiedniej jednostki. Dla chętnych odbywał się jeszcze egzamin z podstawowych zaklęć magii leczniczej. Ci, co uzyskiwali najwyższe wyniki byli od razu skierowani na inne testy, ale do drugiej części tej jakże w tych czasach rozwiniętej organizacji. Dowódca wpisywał ich na listę, którą później wysyłał na dwór królewski. Tam mieli się udać potencjalni kandydaci do wywiadu leśnej straży, powoli zmieniającej nazwę na „Zmora” i stającej się coraz bardziej niezależną częścią, mimo, że oficjalnie nadal stanowiło jedną całość.
Augustus był bardzo dumny ze swoich strzelców i kiedy przyszło mu pożegnać się z życiem mianował kapitanem swojego wnuka. Hendel gorąco sobie wtedy przyrzekł, że nigdy nie zawiedzie swojego dziadka, który tyle uczynił dla niego i całego Menking... Aczkolwiek nie wprowadził żadnych rewolucyjnych zmian w leśnej straży czy w „Zmorze”. Jednakże, Hendlowi to nie przeszkadzało. Wystarczył mu sam pretekst złożenia przysięgi i uczynienia pogrzebu czymś bardziej wzniosłym i pompatycznym. Trzeba przyznać, że dzięki temu zyskał nieco sympatii w oczach swoich podkomendnych.
Hendel nie miał córki ani syna. Ba! Nie miał nawet żony, a co tu wspominać o jego nieistniejących dzieciach. Od wielu lat był kawalerem, więc przyzwyczaił się do swojej wolności i niezależności. Można nawet powiedzieć, że nie znosił kobiet. Z wzajemnością. Unikał ich jak ognia i jakiekolwiek kontakty pomiędzy nim a płcią przeciwną miały podłoże czysto formalne i zawodowe. Jedyną kobietą, jaką tolerował była jego obecna gospodyni, a jednocześnie… była mamka Gelara.
Na swoje szczęście lub nieszczęście los sprawił, że od dwudziestu sześciu lat nie mieszkał sam. Pewnego dnia, kiedy w lesie było wyjątkowo cicho, kapitan zapuścił się za jeleniem. Był to niesamowicie piękny okaz i Hendel zapragnął mieć jego poroże w swoim domu jako trofeum. Mimo iż się bardzo cicho skradał w żaden sposób nie mógł podejść zwierzęcia. Za każdym razem, gdy się do niego zbliżał zwierze podrywało łeb i umykało w najbliższe zarośla. W końcu już porządnie znerwicowany zaczaił się w krzakach rosnącego bzu, natomiast jeleń stał niedaleko zajadając trawę z wielkim apetytem. Hendel podszedł bliżej. Zacisnął zęby i wstrzymał oddech. Rogacz ani drgnął. Ośmielony podszedł jeszcze bliżej. Ani śladu reakcji od zwierzęcia. Kapitan uśmiechnął się z mściwą satysfakcją, zadowolony, że wreszcie udało mu się dopaść tą zgrabną bestyjkę. Załadował muszkiet, wycelował, zrobił krok do przodu...
I nadepnął na gałązkę. Zwierze tak jak wcześniej poderwało łeb i ugięło nogi przygotowując się do skoku. Teraz albo nigdy. To zdanie przemknęło przez umysł Hendla z szybkością błyskawicy przeszywającej niebo w noc letniego przesilenia. Kula ze świstem przecięła powietrze i ugodziła jelenia w połowie skoku. Zwierze zamiast wylądować na swoich cienkich nogach zwaliło się ciężko na ziemie. Miotało się trochę przez chwile, po czym znieruchomiało. Kapitan wyszedł powoli zza krzaków wykorzystując jeden ze swoich specjalnie zarezerwowanych na te okazję uśmiechów.
Nagle usłyszał płacz. Odwrócił się i wsłuchał bardziej w odgłos. Doszedł do wniosku, że to musi być krzyk dziecka nie dorosłego. Powoli rozejrzał się wokoło. Odgłos zdawał się dochodzić z gąszczu paproci. Kapitan podszedł w wytyczone miejsce, rozsunął rośliny...I zdębiał.
Przed nim leżało najdziwniejsze dziecko, jakie kiedykolwiek widział. Jego ciałko było wyjątkowo blade. Przez jego lewe oko przechodziło brązowe znamię a na główce zaczęły się pojawiać pierwsze białe włoski. Było owinięte w brudne szmaty, które niesamowicie śmierdziały. Nawet z tej odległości można było zauważyć niezbite dowody potwierdzające ten jakże nieprzyjemny incydent. Najwyraźniej malec w objawie strachu, albo frustracji narobił w swoje okrycie.
Gdy tak stał nad płaczącym dzieciakiem ten nagle otworzył oczy. Były one tak niesamowite, że kapitan aż wydał z siebie cichy gwizd. Tęczówki były czarne, tak czarne, że aż zlewały się w jedno z źrenicami a dodatkowo zajmowały prawie całą powierzchnie oka. Dodatkowo mężczyzna dostrzegł nieśmiały blask czerwieni. Malutki punkcik jaskrawego szkarłatu, który powoli dogasał. Przełknął ślinę i cofnął się parę kroków. Mały skierował na niego swoje dziwne spojrzenie zaciskając ręce w małe piąstki. Już nie płakało, tylko na niego patrzyło… Blask został zastąpiony nieprzeniknioną otchłanią czerni, w której rodziło się pytanie. Hendel oprzytomniał, zbliżył się do niego i wziął go na ręce. Zaczął je kołysać. Niemowlę przymyknęło leniwie oczka, po czym całkowicie je zamknęło. Jego oddech stał się równomierny i spokojny. Kapitan zastanawiał się, co z nim zrobić. Na początku przyszedł mu do głowy pomysł, aby oddać je do sierocińca we wsi Mała... Ale skrzywił się na samo wspomnienie o tym. Nie był na tyle okrutny by wysyłać jakieś dziecko do takiego domu, który dodatkowo nie był w najlepszym stanie. Właścicielom za często zdarzało się zaglądać do kieliszka jak na jego gust.
Ku swojemu przerażeniu zauważył, że został przyciśnięty do muru. Co miał, bowiem zrobić? Nie mógł się przemóc, aby odłożyć dziecko z powrotem w zarośla. Kłóciło się to żarliwie z jego moralnością, aczkolwiek wiedział, że to by było najłatwiejsze wyjście. Położyć z powrotem na ziemi, odejść jak gdyby nigdy nic... Ale jego beznadziejne sumienie nie dawałoby mu wtedy spokoju przez resztę życia. Westchnął w bezsilnej frustracji. Chcąc nie chcąc zatopił się w rozmyślaniach nad tym, co właściwie jest potrzebne do wychowania dziecka. Po krótkim czasie stwierdził, że niewiele. Kołyskę zrobi sam, jakąś ciepłą kołderkę kupi w osadzie Orer. Znał tam pewną kobietę, która sprzedawała różne materiały i dodatkowo niedawno urodziło się jej piąte dziecko, więc kłopot ze znalezieniem mamki miał już z głowy. Warto dodać, że była to jedyna przedstawicielka płci pięknej, która nie doprowadzała go swoim zachowaniem do białej gorączki. Porządna gospodyni i trzeźwo myśląca pracoholiczka. To lubił. Na szczęście dom Hendla nie był tak daleko od osady tak, więc postanowił, że zaoferuje jej, aby pomagała mu w pierwszych miesiącach życia malca. Za rozsądną opłatą rzecz jasna.
A może… Tak oddać dziecko jej? Z tego, co pamiętał to lubiła dzieci i nie raz zajmowała się dwoma na raz. Ba! Pamiętał ją nawet z trojgiem na ręku a onadal wykonywała swoje obowiązki bez trudu. Co prawda była wtedy młodsza, ale dawna werwa i żywiołowość wciąż dawały o sobie znać. Żeby jeszcze bardziej ją do tego nakłonić postanowił, że da jej już wszystko, co będzie przy nim potrzebne. Powinna się zgodzić. I tak będzie miał już problem z głowy.
Rozmazał mu się obraz przed oczami. Zamrugał i rozejrzał się wokół nieco nieprzytomnym wzrokiem. Miał wrażenie, że lekko mu zaszumiało w głowie. Powieki opadły mu całkowicie. Zwiesił głowę. Jednak zaraz się ocknął. Otrząsnął się.
Zmienił zdanie. Postanowił, że dziecko zostanie przy nim. Poczuł do siebie obrzydzenie, gdy tylko przypomniał sobie, że chciał na kogoś przerzucić odpowiedzialność i tym samym wykpić się od wszystkiego. Skoro go znalazł to powinien teraz się nim zająć. Zawsze wpajano mu poczucie konsekwencj swoich czynów i jak dotąd trzymał się tego twardo tak w pracy jak i w życiu osobistym. Trzeba wypić piwo, które się naważyło, nawet jeśli nie smakuje.
Kapitan ustalił jedną rzecz. Teraz przyszła kolej na następną. Musi w końcu nadać dziecku jakieś przyzwoite imię. Lekko odsłonił śmierdzące szmaty. To był chłopiec. Westchnął z ulgą. Jedna zaleta w tym całym morzu gówna, które właśnie się przed nim rozpościerało.
- Jakoś sobie poradzimy... – Szepnął w stronę malca – wracajmy do domu Gelar.
Od tego czasu minęło dwadzieścia sześć lat. Trzeba przyznać, że nie upłynęły one tak źle jak wcześniej myślał. Momentami były nawet przyjemne i dawały mu jakąś satysfakcję. Przyszła mu nawet do głowy myśl by zrobić z niego swojego przyszłego następce. W końcu mógł w każdej chwili przekazać dowództwo drogą dziedziczenia. W ten sposób przedłużyłaby się jego linia. Mimo, że Gelar nie był jego prawdziwym synem to zawsze istniały możliwości, które by pomogły w spreparowaniu pochodzenia. Miał dobre kontakty ze „Zmorą” i znał się trochę na takich rzeczach.
Realizując swoje ambicje kapitan zaprowadził go do leśnej straży w wieku siedmiu lat. Ku jego radości chłopcu bardzo się spodobały ćwiczenia i zdawał się nie widzieć świata poza organizacją. Wciąż kręcił się pomiędzy nogami weteranów czy nowoprzybyłych kadetów. Mógł godzinami oglądać muszkiet oraz jego działanie. Sam zaczął strzelać gdy miał już dziesięć lat. Co prawda bardzo ciężko mu było unieść taką wielką broń, a odrzut potrafił zwalić go z nóg, ale nie przeszkadzało mu to w bezgranicznym uwielbianiu tej broni. Gdy Gelar skończył pietnaście lat, Hendel przedstawił go najlepszym nauczycielom taktyki, strategii, histroii, logistyki i dyplomacji. Uczył się pilnie i trzeba przyznać, że był bardzo zdolnym uczniem. Wprowadzono mu także naukę języków oraz geografię. Ten cały nawał zajęć na jakie uczęszczał w połączeniu z codziennym treningiem fizycznym, który wyraźnie owocował napawał niesamowitą dumą już starszego kapitana. Wyglądało na to, że jego nadzieje miały wielką szansę się ziścić.
Doszedł także do wniosku, że Gelar musi mieć w sobie trochę krwi elfa. Miał niesamowicie dobry wzrok oraz słuch. Z odległości trzydziestu kroków słyszał najcichsze rozmowy strzelców bądź ich dowódców. Potrafił także podejść najczujniejszego strażnika tak, że ten nawet nie miał cienia podejrzenia, że ktoś za nim stoi. Pewnego razu spodobała mu się pewna rzecz i wykorzystał wtedy swoje umiejętności, aby ją ukraść. Właściciel zauważył zgubę dopiero następnego dnia. Hendel od razu się domyślił, kto stoi za kradzieżą. Ostro wtedy zganił chłopca za to. Nie mógł pozwolić, aby chłopak pomyślał, że wszystko mu wolno. Gelar się potem na niego obraził, ale wiedział, że postąpił źle. Zgubę oddał w ten sam sposób jak ją ukradł. Hendel mimo złości na niego był pełny podziwu. Czegoś takiego nie dokonał nikt z jego znajomych a trzeba przyznać, że miał też do czynienia z tymi nie do końca dobrymi. Jeden z nich był właśnie elfim złodziejem... i powiedział mu, że jak na szesnastolatka to Gelar potrafi naprawdę dużo. Hendel nie wiedział co o tym myśleć. Cieszył się, że jego latorośl rozwijała się tak szybko i jak na razie w dobrym kierunku, ale... Musiał przyznać, że padł wtedy na niego cień strachu. To nie było normalne i wszyscy się z nim zgadzali. Dzieciak sprawiał wrażenie jakby te wszystkie rzeczy nie były dla niego niczym nowym, aczkolwiek tego nie okazywał i z wielkim entuzjazmem poznawał coraz to bardziej wymyślne rzeczy.
Teraz Hendel patrzył z dumą na swojego podopiecznego. Przodował przed innymi przedzierając się z taką łatwością przez krzaki jakby był małą jaszczurką. Jego długie, proste, białe włosy spływały mu na ramiona a blada kiedyś cera nabrała z czasem trochę brązowego koloru. Długie przebywanie na słońcu wyraźnie dawało o sobie znać. Miał wąskie biodra i szerokie ramiona a na jego brodzie był rzadki ciemny zarost. Od kiedy skończył dwadzieścia lat zaczął nabierać męskości i dojżałości. Miał na sobie brunatny strój, pod którym nosił lekką ćwiekowaną zbroję. Musiał mieć w końcu jakieś zabezpieczenie przed bronią białą. Na dłonie zawsze wkładał skórzane rękawice. Jego bronią był pierwszożędnej roboty bagnet a u boku nosił krótki miecz. Płaszcz uważał za zbędą część garderoby. Hendel z wielkim entuzjazmem zabrał Gelara ze sobą. Doszedł do wniosku, że będzie to doskonały czas, aby podszlifował swoje umiejętności i zyskał sympatię wśród strażników. Długi czas był odizolowany od rówieśników. Nie było to spowodowane niechęcią Hendla, broń boże, ale mnóstwem pracy i czasu jakie wkładano w jego szkolenie. Po tej wyprawie zamierzał ustalić nowego przywódcę leśnej straży oraz jednocześnie głównego łącznika pomiędzy nimi a „Zmorą”. Do tej pory sam piastował obie funkcje, chociaż powinien ktoś inny zajmować to stanowisko. Miał nadzieję, że po kilku latach białowłosy mężczyzna także będzie kimś takim jak on. Jednakże, na razie trzeba było zachować pozory równości. Oficjalnie wybrał trzech kandydatów. Kilgora Mortus, Eldera ze stolicy Poweres oraz Gelara.
Kilgor zdał wszystkie testy z odznaczeniami, miał całkiem niezły zmysł taktyczny, ale był nieco... hm... naiwny. Powiedziałbyś mu, że niebo jest różowe to pół dnia poświęciłby rozmyślaniom nad tym czy rzeczywiście tak jest zanim ostatecznie odpowiedziłby ci, że gadasz bzdury. To ostatecznie dyskwalifikowało go jako szefa „Zmory”, albo chociaż jego pośrednika. Trudno o łatwiejszego do zmanipulowania człowieka.
Elder natomiast nie wzbudzał w Hendlu zbyt serdecznych uczuć. Uważał go za przekupnego skurwysyna jakich mało. Zawsze leniwy i niewywiązujący się ze swoich zadań. Jednak ze wszystkich bałwanów jacy do tej pory się zgłosili można było nawet posunąć się do stwierdzenia, że jest całkiem kompetentnym kandydatem. Ale to nie zadowoliłoby nikogo kogo znał. Chociaż... Była jedna rzecz, która była chyba jedyną jego zaletą. Potrafił grać. Nawet mędrzec po rozmowie z nim nie zorientowałby się, że ma do czynienia z kretynem jakich mało, szczególnie jeśli chodzi o strategię. Hendel wolał nawet nie myśleć co by się stało gdyby jakimś cudem przejął dowództwo. Jedno byłoby pewne. Obróciłby wszystko w kompletną ruinę.
Wreszcie Gelar. Ktoś kto potrafił odnaleźć się w każdej sytuacji. Osoba z odpowiednim wykształceniem i przygotowaniem, krztałcona przez najwybitniejszych nauczycieli. Mężczyzna powściągliwy, sprytny, uczciwy(w miare możliwości), odważny oraz lojalny wobec kraju i leśnej straży. Idealny wręcz materiał na dowódcę. Posiadał wszystko to czego innym brakowało. Zdyscyplinowany i czujny. Wiedział, że dowodzenie leśną strażą to coś więcej niż tylko prowadzenie jej do boju, szkolenie ochotników czy utrzymywanie bliskich kontaktów ze „Zmorą”. To także ukryte prowadzenie własnych interesów, wbrew powszechnej opinni nie zawsze zgodnych z życzeniami władcy czy szlachty. Jeżeli król powoli przeistaczał się w tyrana czy możnowładcy zyskiwali coraz większe wpływy w państwie leśna straż była od tego, aby wyelyminować niebezpieczeństwo w samym zarodku. Działali niczym ukryty jastrząb, który tylko wypatruje okazji do wbicia swych pazurów w niczego nie podejżewającą zdobycz. Do tej pory zdarzyło sie tylko raz, by leśna straż miała się uciec do tego obowiązku... Podczas ostatnich lat rządów króla Lariusa. Nikt rzecz jasna nawet nie pomyślał o tym, że to mogli być oni. Kto by w końcu ośmielił sie stwierdzić, że ten wierny piesek merdajacy na każde polecenie swego pana ogonem, potrafił tak sprytnie go zagryźć.
Oficjalnie Larius zmarł na atak serca. Nikogo to nie dziwiło jakoże temat licznych słabości jego królewskiej mości był wielokrotnie omawiany i na dworze i wśród gawiedzi. Nie raz skarżył się głośno na swoich medyków, którzy wychodzili ze skóry, aby tylko doprowadzić do porządku jego już i tak zniszczony organizm. Alkohol, papierosy oraz dosyć popularne ostatnio narkotyki robiły swoje. Starszy władca miał coraz większy mętlik w głowie i naprawdę wielką żadkością było zastanie go trzeźwym. Wydawał coraz bardziej absurdalne zadania, ich stosunki z Enfer i Dwarfland znacznie się pogorszyły, możnowładcy bezczelnie wykorzystywali słabość władcy zdobywając coraz więcej przywilejów. Te wszystkie czynniki złożyły się na podjęcie decyzji o natychmiastowym wyelyminowaniu tego jakże kłopotliwego problemu.
Nagle Hendlowi rozbłysły gwiazdy przed oczami. Zatopiony w swoich rozmyślaniach nie zauważył nawet wielkiej gałęzi, która znajywała się na tyle nisko by móg zachaczyć o nią głową. Zachwiał się i prawie by upadł jednak w ostatniej chwili złapał się rzeczonego konaru. Potrząsnął głową, po czym skupił rozbiegany wzrok na jednym punkcie. Traf chciał, że jego oczy zaczęły błądzić po niebie, które przeciął jeden mały, czarny punkcik powoli zniżający swój lot i nabierający coraz wyraźniejszych kształtów...
- O kurwa...
- Smok!

CDN
Wszystkie prawa autorskie zastrzeżone.


Ostatnio zmieniony przez AoM dnia Śro 6:07, 22 Lis 2006, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Bjartskular
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 1625 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 23:17, 21 Lis 2006 Powrót do góry

AoM- to jest coś dla mnie:
po 1- długaśnie
po 2- Twoje, a to znaczy, że dobre
po 3 naprawdę świetne :]

Coś co mi się rzuciło w oczy:
AoM napisał:

Przed nim leżało najdziwniejsze dziecko, jakie kiedykolwiek widział. Jego ciałko było wyjątkowo blade. Przez jego lewe oko przechodziło brązowe znamię a na główce zaczęły się pojawiać pierwsze białe włoski...

ogólnie wszystko fajnie, ale dzieci rodzą się naczęściej z włosami9tzn pojedyńczymi ale jednak), nie wiem czy to błąd po prostu przykuło to moją uwagę...
AoM napisał:

Jego długie, proste, białe włosy spływały mu na ramiona a blada kiedyś cera nabrała z czasem trochę brązowego koloru. Długie przebywanie na słońcu wyraźnie dawało o sobie znać. Miał wąskie biodra i szerokie ramiona a na jego brodzie był rzadki ciemny zarost.

Więc chodzi mi o to, że na ogół włosy i zarost są tego samego koloru...może napisałaś to specjalnie, bo on w końcu jest "mieszańcem" :ym:
Ale ogólnie pięknie, tylko tak dalej, nie mogę się doczekać Twojej książki, ale poproszę Cię wtedy o autograf z dedykacją...;)
Zobacz profil autora
Wodzus
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 02 Kwi 2006
Posty: 2882 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Tomaszowa Mazowieckiego

PostWysłany: Śro 8:02, 22 Lis 2006 Powrót do góry

Co do tych białych włosów... Białe włosy może mieć tylko starzec, lub albinos. W tym drugim przypadku WSZYSTKIE (na całym ciele) włosy są białe.
Zobacz profil autora
Bjartskular
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 1625 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 14:44, 22 Lis 2006 Powrót do góry

Ale Wodzus, on ma jak dobrze pamiętam w żyłach trochę krwi białych elfów...Chodzi mi tylko o to, że człowiek ma raczej jednego koloru włosy :ym:
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Śro 17:54, 22 Lis 2006 Powrót do góry

Bardzo dobre, ale ten muszkiet to największa głupota, z tego co napisałaś, leśna straż jest bardzo dobrze wyszkoloną grupą skrytobójców używających cholernie głośnego, jak działo armatnie, muszkietu który zdradzi cię w promieniu trzech kilometrów w lesie! No, chyba, że krasnoludzi wymyślili tłumik, który i tak nie wycisza całkowicie strzału, przez co słychać go z odległości do 5 metrów mniej więcej, a więc i tak za dużo. Proponowałbym krótkie łuki, najlepiej elfickiego wyrobu. Nie dawaj długich, bo są za durze i nie da się nimni strzelać w zaroślach tak dobrze jak krótkimi. Ale ogólnie bardzo dobre.







Ps. Mam pomysł na opowiadanie, fabuła by była taka: Jest sobie facet, który nienawidzi ludzi bogatych, bo jak miał 7 lat to jakiś szlachcic w "prezeńcie" dał jego matkę swojemu przyjacielowi na urodziny jako dziwka, by służba się nie nudziła. Ojciec chciał ją odbić to znowu z niego zrobili dziwkę dla pań. Chłopiec został znowu oddany innemu szlachcicowi, by ten wyszkolił sobie ochroniarza. Gdyt ten chłopiec miał lat 14 potrafił pokonać w walce na miecze trzech dorosłych ludzi, ale jego pan stwierdził, że nie jest mu jednak potrzebny i oddał innemu w prezeńcie. Tam natomiast chłopiec był bity, gwałcony i poniżany w innymi sposobami. Gdy miał lat 16 uciekł i trafił do opeki ludzi biednych, którzy się nim zajeli jak prawdziwa rodzina.

To jest tylko krótkie streszczonko początku tego opo, może książki w przyszłości. Opisze ten rozdział w życiu tego chłopca. Książka będzie po trochu wzorowana na opowieściach o Mordimerze Madderinie, inkwizytorze jego ekscelencji biskupa Hez-hezronu, więc "trochę" brutalna. W podpisie są cytaty. Jak myślisz, można pisać??
Zobacz profil autora
AoM
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 5461 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc...

PostWysłany: Śro 18:37, 22 Lis 2006 Powrót do góry

Kani: Wiem, ze muszkiet robi dużo hałasu, ale czy ja pisałam, że oni go używają do skrytobójczych ataków? Tylko w bitwie. Poza tym to nie jest agencja skrytobójców, ale coś w stylu wywiadu albo policji. Przecież wyaźnie napisałam, że Leśna straż dzieliła się na dwie "części": na "Zmorę" i na leśną straż.
Co się tak uczepiliście koloru tych włosów? Przecież to właśnie podkreśla indywidualność Gelara. Ciemny zarost, białe włosy. kurczę z tego zamieszania zapomniałam mu zmienić kolor włosów na taki czarno biały :P
Poza tym co? Miałam im dać od razu karabin snajperski do ręki? Spokojnie, to się jeszcze rozwinie. Wszystko musi przyjść z czasem. Jak widzę nie jesteście zbytnimi fanami wprowadzenia broni palnej zamiast broni białej? Ah te "przyzwyczajenia"...
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Śro 19:18, 22 Lis 2006 Powrót do góry

No dobrze, ale mi muszkiet nie pasuje do "Leśnej Straży" i już.
A co myślisz o fabule mojego opo?
Zobacz profil autora
AoM
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 5461 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc...

PostWysłany: Śro 19:32, 22 Lis 2006 Powrót do góry

Rozumiem. Mówię: to przyzwyczajenie. Wg mnie dosyć... niewłaściwe gdyz jest swego rodzaju zaślepieniem. Ale mniejsza.
A fabuła całkiem, całkiem. Podoba mi się. Mam nadzieję, że przelejesz to jakoś wdzięcznie na papier. :ym:
Zobacz profil autora
Bjartskular
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 1625 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 23:06, 22 Lis 2006 Powrót do góry

Kani: nie wiem czy ja też się moge wypowiedziec, ale jak tak to mi się bardzo podoba :]
AoM: nie uczepiłam się, poprostu tak mi się jakoś to w oczy rzuciło, ale napisałam, że może napisałaś to specjalnie :ym: Ale jeszcze raz piszę, że świetne. Kani ma trochę racje z tym muszkietem- chałas...:)
Zobacz profil autora
AoM
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 5461 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc...

PostWysłany: Czw 8:21, 23 Lis 2006 Powrót do góry

Mówiłam(a raczej pisałam) już. Nie mogę im dać od razu do ręki karabinu snajperskiego. Juz zwróciłam na to uwagę. Oni uzywają muszkietu TYLKO w bitwie. Zreszta to jest jak na razie leśna straż, nie "Zmora". O "Zmorze" będzie później, na razie skupmy sie na naszych "zwykłych" chłopakach :ym:
Ale doceniam waszą krytykę i postaram się niektóre rzeczy poprawić. Ale muszkiet zostaje :jezor:
Zobacz profil autora
Bjartskular
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 1625 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 14:07, 23 Lis 2006 Powrót do góry

Takie jest prawo autora :ym: No dobra, jak do walki to może być... I wklejaj następne :lol: Bjart jest głoda :raa: Twojej twórczości ofkors (no może tak normalnie głodna to trochę też ;) ) ale poczekam ile będzie trzeba o ile nie umre do tego czasu... bo wiesz live is brutal :]
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Czw 14:57, 23 Lis 2006 Powrót do góry

Tu nawet nie chodzi o przyzwyczajenie, na początku muszkiet był tylko i włącznie używany do zastraszenia przeciwnika i jego wieszchowca, bo nie dało się nim wcelować w stodołe. Jeśli już chcesz koniecznie ten muszkiet wprowadzić, to proponuje ci go złączyć z mieczem. Były takie połączenia, że na ostrzy miecza, z boku, instalowano broń palną, jedno strzałową, nie była ona silna, ale w czasie walki yło to idealne do zabicia lepszego przeciwnika, no i dyskretne, dopuki nie wypaliło.
Zobacz profil autora
Bjartskular
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 1625 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 15:06, 23 Lis 2006 Powrót do góry

Kani---> Ty to masz łeb...ja bym tego w życiu nie wymyśliła...czuje się przy Was taka...mała(co z tego, ze mam 155 :] ) i szara i w ogóle głupia i bez wyobraźni...A Ty Kani coś piszesz :ym:
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Czw 15:10, 23 Lis 2006 Powrót do góry

Jeszcze nie, a to tylko plany.... Tego pistoletu nie wymyśliłem ja, widziałem go w muzeum broni w krakowie ;)




Ps. Ja mam 175 ;]
Zobacz profil autora
Bjartskular
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 1625 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 15:13, 23 Lis 2006 Powrót do góry

Ale i tak fajny...A to nie Ty pisałeś coś z przyszłości...:ym: Jak tak to czemu nie piszesz dalej? Jak napiszesz to wklejaj, będe czytać i krytykować kolor włosów :D AoM, kiedy następna część :ym: Pomysł Kaniego jest dobry
zawsze go lubiłam, już jako Tajmniczego ;)
P.S. A ile masz wiosenek..ja 14 czuje się mała :P
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Czw 15:16, 23 Lis 2006 Powrót do góry

hehe, ja też 14, 92 rocznik ;)



Ps. Dzięki :)
Zobacz profil autora
AoM
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 5461 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc...

PostWysłany: Czw 21:05, 23 Lis 2006 Powrót do góry

Proszę mi tu dzieciaczki offtopu nie robić :ym:
Kani... całkiem niezły ten pomysł. Jednakże, napisałam juz, że na muszkiecie zainstalowano bagnet :ym: Chyba nie muszę tłumaczyć co to jest?
A następna część powinna być w weekend... O ile starczy mi czasu.
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Nie 11:18, 26 Lis 2006 Powrót do góry

Nie musisz, a dla przypomnienia, dziś jest niedziela, więc się spiesz!!!
Może i ja cosik dam??
Zobacz profil autora
AoM
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 5461 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc...

PostWysłany: Nie 12:05, 26 Lis 2006 Powrót do góry

Kurczę sępy... nastepnej części SS wam nie dam, ale wczoraj skończyłam pisać taką jedną nowelkę :ym: Muszę tylko ją odpowiednio poprawić. Powinnam dać... gdzieś tak pod koniec dnia :ym:

Edit.
Wybaczcie, ale niestety dzisiaj nie będę w stanie tego skończyć. Właśnie zgubiłam jedną rzecz od której durzo zalezy i muszę jej poszukać. Ale powinnam dać w środę.
Zobacz profil autora
AoM
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 5461 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc...

PostWysłany: Śro 21:31, 29 Lis 2006 Powrót do góry

Tak jak obiecałam. :ym: Nowelka jest. Jedynym mankamentem jest to, ze całkiem szybko ją poprawiałam i mogłam nie zauważyc pewnych nieścisłości. Miłego czytania. :P

"UT AMERIS, AMABILITIS ESTO"


Budzik zadzwonił o 17:15. Tak jak zwykle, punktualnie, jak na budzik przystało. Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam ze złością na szafkę nocną. Co prawda moje powieki nadal były jak z ołowiu, ale jakimś cudem zdobyłam sie na ten ogromny wysiłek jakim jest ich podniesienie tak aby cokolwiek zobaczyć poza czarnymi kreskami własnych rzęs. Ku swojej chwale i dumie. Wyciągnęłam rękę, by wyłączyć ten cholerny, upierdliwie powtarzający się dźwięk. Przez myśl mi przeszło, że najgorszym co może człowieka w życiu spotkać jest wciąż przebrzmiewajacy w przestrzeni i docierajacy nieubłagalnie do naszych uszu sygnał budzika ustawionego w telefonie. Ostry, denerwujący i ogółem... idealnie pobudzający. Aż za bardzo jak na mój gust.
Zapaliłam lampkę i usiadłam na łóżku jednocześnie mierzwiąc sobie włosy. Moje krótkie włosy delikatnie przesuwały się pod moimi palcami, po czym wracały na swoje dawne miejsce. Doprawy, krótka fryzura to prawdziwe błogoławieństwo przy wymagającej fizycznego wysiłku robocie. Nie włazi do oczu, nie zasłania widoku, nie opada kaskadą na twarz. Długie nadają sie chyba tylko na bankiety. Ku mojemu szczęściu lub nieszczęściu, jak kto woli, nie miałam czasu na wystawne przyjęcia. Muszę jednak przyznać, że od jakiegoś czasu tęskniłam za kimś nowym. Po kilku latach pracy w tym samym miejscu, z tymi samymi osobami czujesz, że powoli powoli szlag cię trafia. Frustracja narasta z każdym dniem, zajęcia stają się rutyną aż w końcu kończy się to depresją i służbową wizytą u psychologa. Mój ostatni terapeuta nie mógł w ogóle znaleźć ze mna wspólnego języka. Dosłownie. Okazało sie, ze moje szefostwo przydzieliło mi słoweńskiego faceta, który mówił po angielsku tak dobrze, jak ja po rumuńsku. Krótko mówiąc porozumiewaliśmy sie na migi, a ja opuściłam jego lokal jeszcze bardzie zfrustrowana niż przedtem. Jednakże później moi przełożeni musieli się tłumaczyć przed swoimi szefami dlaczego to jeden z poruczników wiecznie chodzi nabuzowany skoro niedawno miał wizytę u psychiatry. Żałowałam, że tego nie widziałam. Z miłą chęcią bym obejrzała dobrą komedię... na żywo to nie to samo co w kinie. Warto dodać, że mój kapitan ma charakter pokroju Basila Fawlty’ego z serialu angielskiego „Hotel Zacisze”. Czytaj: choleryk jakich mało. Najpierw mówi, potem myśli. Wciąż się zastanawiam z moimi kolegami jakim cudem objął dowództwo nad naszą jednostką. Chodziły słuchy, że nasi generałowie mocno się wtedy upili i przypadkowo ustanowili go na takim stanowisku. A później zamiast przyzwoicie go odwołać... uznali, że byli wtedy trzeźwiejsi niż przedtem.
Nadal ociągając się z budzeniem się do życia poczłapałam w stronę biurka. Mrużąc oczy od nikłego światła lampki, które z uporem maniaka atakowało moje oczy, odsunęłam na bok stertę kartek, karteczek, karteluszek, zwitków i tym podobnych śmieci. Ziewnęłam porządnie i zwaliłam się na krzesło. Ponownie zmierzwiłam sobie włosy. Zawszę tak robiłam... a raczej tak zawsze robił mój ojciec gdy byłam mała. Ukryłam twarz w dłoniach, po czym oparłam głowę o biórko. Przez myśl mi przeszło, aby zostawić tę robotę w cholerę. Jednak wiedziałam, że będę tak ją odkładać i odkładać aż w objawie frustracji zacznę wierzyć, że mnie nie lubi, gdyż nie chce zrobić się sama. Nota bene z każdym dniem będzie się powiększać, aż w końcu urośnie do ogromnej kupy niewypełnionych dokumentów i formularzy lub niezapisanych raportów. Cóż... życie porucznika nie jest łatwe. Zamarzyła mi się kariera dziewczyny Bonda albo Alexa Raider’a. Chociaż ten ostatni to szmatławiec jakich mało na tym łez padole. Typ filmu przeznaczony dla zakompleksionych nastolatków mający nadzieję zbić fortunę na pieniądzach ich rodziców, którzy dla świętego spokoju puszczą małolaty na ten film, nawet nie przypuszczając, że ich dom później zostanie zawalony gadżetami, plakatami, płytami i tym podobnymi pierdołami. Cóż... Przynajmniej piełam się ku górze. Powolnie acz nieubłaganie. Siedzę w tym gównie od jakiegoś półtora roku i jak na kobietę jedynie po studiach międzynarodowych mam dosyć ciekawe osiągnięcia. Jak na przykład misja o kryptonimie „Bażant” polegająca na wykryciu szkockiego dealera narkotyków na terenie Londynu i odpowiednim zaszantażowaniu go by zbierał dla nas pożyteczne informacje. Jak na razie wtyczka sprawdzała się znakomicie, Jacek, który śledził go cały czas nie zauważył niczego podejrzanego. A trzeba przyznać, że Marciniak to nie lada sztuka, trzeba się naprawdę namęczyć by wywieźdź go w pole, a i to było praktycznie niewykonalne. Potrafił zwietrzyć podstęp nawet jeśli przekazałeś mu tylko ogólny zarys sprawy. Cholernie inteligentny człowiek, idealny do tej roboty.
Spojrzałam w stronę okna. Na niebie świecił księżyc. Jasny, okrągły i piękny. Dostojny w swoim zimnym blasku, prawdziwy władca, który wstąpił na swój tron. Wokół niego zgromadził się dwór gwiazd, układajacych się w konstelacje i galaktyki... Niczym wierni poddani sprawiedliwego króla... może nawet Salomona? Pomyślałam sobie, że mój umysł powoli tworzy zarys teorii, którą żartobliwie wkrótce nazwałam „lunocentryczną”. Fizycy pewnie w tamtym momencie zjedliby mnie żywcem za takie stwierdzenie. Za to poeci wynieśli by mnie pod niebiosa. Wychwalali by moje myślenie twórcze, a Nowakowska pewnie postawiłaby mi szóstkę z języka polskiego za wyjątkowo piękny aczkolwiek absurdalny pomysł. No... może trochę przesadziłam. Trochę. Ale kto nie lubi czasem nadawać swoim słowom znacznie większego i piękniejszego znaczenia niż jest w rzeczywistości? Trzeba się od czasu do czasu dowartościować. To takie przyjemne uczucie. Poczuć w końcu, że jest się kimś ważnym a nie jedynie maleńkim człowieczkiem znaczącym tyle co zero wobec ogromu świata, a co dopiero wszechświata. W chwili gdy nasuwają mi się takie myśli czuję na swoich barkach jakiś ciężar. Być może tego całego majestatu i wielkości, którego nie jesteśmy w stanie pojąć, chociaż tak bardzo chcielibyśmy...
Wetschnęłam i wyszczerzyłam kły do księżyca. Wspaniała pora doby. Idealna. Najpiękniejsza jaka kiedykowliek istaniała. Nie to co ten pospolity dzień nękający nas swoją jasnością, gorącem i nieświerzością. Rzygać mi się chciało na samą myśl o tym, że kiedykolwiek mogłabym polubić słońce. Jedyne do czego mogło się przydać to do efektownej opalenizny. Jak to dobrze, że mamy zimę. Noc dłuższa, dzień nie taki jasny a dodatkowo krótki.
Podniosłam się z krzesła i poszłam do łazienki, uważając by nie zbudzić moich kolegów, którzy ulokowali się w naprzeciwległych pokojach. Mogli sobie jeszcze pozwolić na chwilę wytchnienia... Ja niestety nie. Została mi jeszcze sterta raportów, które wymagały natychmiastowego uzupełnienia inaczej wszystko zapomnę. Moja pamięć ulega gruntownemu formatowaniu po około dwóch dniach. Aby nie tracić czasu wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy i ubrałam świerzy, gustowny, granatowy mundur. Nie trudziłam się schodzeniem na śniadanie i tym samym obudzeniem kucharza. Zawsze lepiej mi się myślało z putym żołądkiem. Miałam zawsze wtedy poczucie świerzości, lekkości... i powiedzmy pewnej mobilizacji by skończyć robotę jak najszybciej i mieć na jakiś czas święty spokój.
Chrząknęłam, wyjęłam swoje pióro i wzięłam się za wypełnianie obowiązków porócznika. Fascynujące... Nie ma to jak kupa roboty ledwie po obudzeniu. Mimo wcześniejszych sukcesów w tej dziedzinie oraz już wypróbowanej metodzie odrabiania „pańszczyzny”, jak to określił Rysiek. On zawsze wymyslał jakieś... „kryptonimy”. W sumie dzięki temu mieliśmy trochę śmiechu w jednostce. Ostatni jego wymysł to „krucafiks” na afery związane z religią... Widać, że nie miał wtedy weny. Jednak określenie szybko się przyjęło.
Mijały minuty. Wskazówki zegara przesuwały się w zastraszającym tępie a nie posunęłam się jeszcze nawet o połowę. Zrobiłam zaledwie jedną czwartą. Westchnełam w objawie frustracji. Czułam się dziwnie. Moje członki przeszyło nieprzyjemne mrowienie, a oczy rozszerzyły się mimowolnie. Oblizałam usta. Zmęczona raportami nad którymi siedziałam już od godziny nawet nie zauważyłam małej plamki na moim biórku. O dziwo jeszcze nie wyschniętej, wciąż emanującej ciężką, charakterystyczną wonią. Zaczęłam węszyć. Czułam jak rozszerzają mi się nozdrza. Zbieżne myśli przepływały przez mój skołowany umył i pobudzały uśpioną we mnie agresję... dodatkowo podszytą głodem. Czułam jak ślina napływa mi gwałtownie do ust. Przełknęłam ją głośno. Zdałam sobie sprawę, że za chwilę nie wytrzymam. Nie jadłam od jakiś dwunastu godzin. Mój ostatni posiłek był o piątej rano poprzedniego dnia. Cztery godziny później położyłam się spać. Wiedziałam, że taki długi odstęp między posiłkami objawia się u mnie... niezwykle widocznie i charakterystycznie. Nadwrażliwość, frustracja, napływ śliny i rozszerzenie się źrenic. Te symptomy właśnie wystąpiły.
Byłam głodna. Strasznie głodna. Piekielnie głodna. Musiałam coś zjeść.
„Czy nie będą mieć o to do mnie pretensji? W sumie juz wykorzystałam swój „świerzy” przydział oficerski w tym miesiącu.”
„Nie.”
Otworzyłam na całą szerokość okno. Fala chłodnego, zimowego powietrza uderzyła mnie w twarz. Włosy momentalnie odpłynęły do tyłu niesione północnym wiatrem. Blask księżyca był już tak intensywny, że niemal mnie oślepił. Przymknęłam oczy delektując się tą chwilą. Poczucie zniecierpliwienia a jednocześnie swego rodzaju euforii wzrastało we mnie z każdą sekundą. Uśmiechnęłam się do siebie, przejechałam językiem po wargach. Ponownie przełknęłam ślinę.
Spojrzałam w dół. Pode mną nie przejeżdżał żaden samochów. W oddali jedynie majaczyły światła wielkiego miasta. Wyglądało cudownie, w tamtej chwili przypomniała mi się piosenka U2 „The city of bliding lights”. Tysiace kolorowych smug rozpraszało się rozjaśniając noc, a jednocześnie przyozdabiając ją niczym najdroższe klejnoty. Z tej wysokości słyszałam aż ryki klaksonów czy muzykę dochodzącą z któregoś tam piętra. Natomiast pode mną... cisza. Nikt nawet nie zbliżył się do budynku naszej siedziby. Szkoda.
Dzisiaj nie miałam ochoty na konserwy. Zawsze miało taki jakiś dziwny, kwaskowy smak... Normalnie całkiem niezły, ale dzisiaj... nie. Kucharz... Nasz laborant, specjalizujący się w produkowaniu „chemi”. Na samą jego myśl żołądek wywrócił mi się na lewą stronę. Skrzywiłam się z obrzydzenia. To nie dla nas. Powinniśmy żywić sie naturalnie. To nasz przywilej jako drapieżników. Czyż jaguar zastanawia się nad tym, że gazela ma także prawo do życia? Poluje, zabija i je. To jego naturalne prawo. Nie popieram mordowania dla przyjemności, broń Boże! Ja chcę tylko zjeść... Inaczej zwariuję.
Opuściłam się swobodnie... Pęd powietrza uderzał z całą mocą o moje policzki. Nie zamykałam oczu by widzieć lepiej coraz szybciej zbliżajacą się powierzchnie twardego betonu. Zaczęłam stopniowo nabierać szybkosci aż w końcu poczułam, że osiągnęłam już maksymalnie dostepną mi prędkość. Wyciągnęłam ręce w bok. Uderzyłam nogami w ziemię uginając kolana by złagodzic siłę uderzenia. Wstałam jednym, płynnym ruchem i skierowałam się w najbliższą uliczkę w której roiło się od ćpunów, kurw, złodziei i innej wszelakiej kanalii. Smakowali dosyć specyficznie, trzeba było czesto uważać by ilość alkoholu nie uderzyła nam zbytnio go głowy. Wtedy moglibyśmy mieć małe trudności z opanowaniem i w konsekwencji rozbrykalibyśmy się za bardzo. Normalnie wykorzystywaliśmy ich średnio raz na miesiąc, po jednym na każdego oficera. W sumie nasza administracja wydała nam takie przywzolenie... byle tylko zachować pozory. Zresztą kimś takim jak oni nikt się nie przejmował. Zwykle wybieramy takich, którzy nie mają rodziny ani przyjaciół. To się od nich czuło. Maja charakterystyczną woń, niespotykaną wśród innych. Taka nieco gorzka... ale i słodka. Wciskająca się w nasze nozdrza z taką pasją, z taką natarczywością...
Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Zajęci swoimi sprawami nie zauważyli, ze niedługo mój wybór moze paść na jednego z nich jeżeli nie znajdę kogoś innego. Chociaż podejrzewam, że po prostu byli tak upici albo naćpani, że ledwo widzieli na oczy.
Najdziwniejsze jednak, że w ogóle nie mogłam poczuć TEJ woni... Zwykle wyczuwana na kilometr, teraz przepadła w tym bezkresnym morzu zapachów... Ciekawe.
Nie zatrzymywałam się, cały czas szłam przed siebie. Węszyłam cicho, cały czas wyjątkowo czujna. Myśli wirowały mi w głowie z prędkością elektronu, ręce schowane w kieszeniach kurtki zaczęły nerwowo drżeć. Oddychałam płytko, nieregularnie. Głód cisnął mnie coraz bardziej, miałam wrażenie, że zaraz zacznę wyć. W duchu mogdliłam sie by moja męka w końcu się skończyła.
Wtem w moje nozdrza uderzył zapach czegoś innego. Przywodził na myśl kwiaty, łąki i wiatr szumiący powoli wśród drzew. W moim skołowanym umyśle nagla zapanowała niezwykła harmonia i jasność. Uśmiechnęłam się do siebie. Tylko jeden typ człowieka był w stanie tak na nas działać. Oblizałam się. Cudownie. Ksiądz.
Wyszłam na otwartą przestrzeń, prosto na mój cel. Szedł szybko, nawet nie podniósł na mnie wzroku. Pewnie dlatego, ze światło latarni nie odzwierciedlało konturów mojego cienia. Widać, że był młody, zza okrągłych okularów można było dojrzeć szare, bystre oczy. Czarna czupryna opadała mu zawadiacko na zamyślone czoło.
- Pochwalony – zawołałam z wyraźnie wyczuwalną kpiną w głosie.
Podniósł wzrok z betonowego chodnika i uważnie na mnie spojrzał. Za pewne zauważył sarakzm przebrzmiewający w moim głosie. Sprawiał wrażenie jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zacisnął zęby. Szybkim krokiem poszedł dalej, jakby chcąc się jak najszybciej oddalić. „Tak bez pozdrowienia?” pomyślałam drwiąco.
- Niech będzie pochwalony!
Zatrzymał się. Teraz to już naprawdę bawiła mnie jego sytuacja. Z jednej strony panowanie nad sobą a z drugiej przemożna chęć rzucenia mi w twarz ładnej wiązanki przekleństw. Czułam jak adrenalina powoli buzuje w jego żyłach. Zaśmiałam się do siebie w duchu.
- Na wieki wieków, amen – mruknął.
- Słucham?!
- Na wieki wieków...
- CO?! – wrzasnęłam, udając, że nie słyszę.
- NA WIEKI WIEKÓW, AMEN!
Stał dysząc ciężko i powoli rozumiejąc jak łatwo dał się podejść. Uniosłam brwi w kpiącym zdziwieniu. Uśmiechnęłam się wrednie. Najwyraźniej należał do typu impulsywnych ludzi, a takich zazwyczaj łatwo było wyprowadzic z równowagi.
- Proszę, proszę... Czemu się unosisz klecho? Powiedziałam coś nie tak?
- Więcej szacunku moja panno. Sprawia ci to przyjemność? Kpienie z czyjejś wiary?
- Czy ja kpię? Ja tylko księdza pozdrowiłam.
- Może cię to zdziwi, ale w przeciwieństwie do niektórych nie jestem jakimś idiotą co skończył tylko teologię, bo na innych wydziałach mu nie szło dobrze. Więc, proszę cię, miej dla mnie nieco poszanowania.
- Poszanowania – parsknęłam sarkastycznym śmiechem. – Czy na tej teologii nie uczą języka współczesnego? Czy to może zamkniecie w klasztorze spowodowało ciągłe stosowanie archaizmów?
Otworzył usta chcąc zaimponować mi swoja wiedzą na ten jakże mało ciekawy temat. Przerwałam mu szybko.
- Tak, tak, wiem. Nie musi mnie ojciec tłumaczyć. Słyszałam przecież o męskich klasztorach prowadzonych przez liczne zakony. Jak choćby Ordo Fratrum Sancti Augustini, Ordo Cisterciensis czy Ordo Sancti Benedictini.
Zadrgały mu mieśnie twarzy. Jak widać nie spodziewał się, że mogę znać nazwy zakonów a tym bardziej po łacinie. Postanowiłam pomęczyć go jeszcze trochę, aczkolwiek obawiałam się, że nie potrwa to długo ze względu na mój... stan.
- To jak, proszę księdza?
- Co jak... dziecko?
„Nie takie znowu dziecko, jestem starsza od ciebie o ładnych pare lat kretynie.”
- Może skoczymy na piwo?
- Śpieszę się, wybacz nie mogę. Właśnie wracam z zajęć z dziećmi przygotowujacymi się do komuni.
Spojrzałam na niego krzywo.
- Proszę mi tylko wyjaśnić... Po co to?
- Jak to po co?
- No, jaki to ma sens? Proszę księdza czy... a może przejdźmy na „ty”, będzie łatwiej. Jak masz na imię?
- Jestem ksiądz Marek...
- A, więc dobrze Marek, proszę powiedz mi ile tak naprawdę z tych dzieci będzie myślało o prawdziwym znaczeniu tego obrządku? Jedno, dwoje, troje? A może żadne?
- Jestem pewny, że rodzice tych dzieci na pewno im mówią jakie to ważne dla ich duszy – odparł sucho.
- Tak, a potem przechozą do tego, ze trzeba wszystko przygotować na to „święto”. Dla dziewczynek ładne sukienki pokupować, dla chłopców garniturki... a potem jak latorośle są w szkole, masowe kupowanie im prezentów. Czy to im jakoś „pomaga”?
- Osobiscie nie jestem zwolennikiem obchodzenia uroczystosci w ten sposób.
- Ty może nie. Ale ile osób się do tego zastosuje? Podziwiam twoją naiwność klecho.
- Od tego są specjalne zebrania organizowane dla rodziców. Mają im one uzmysłowić, że Pierwsza Komunia to nie tylko pretekst do obdarowania swoich pociech.
- Powtórzę się... ile osób się do tego zastosuje? Czy nie wiesz, że ludzie nie mają zwyczaju słuchać autorytetów, szczególnie jak są juz dojrzali? Ich umysł jest wtedy bardzo słabo podatny na nowe rzeczy a w szczególności na zmiany poglądów. Ile oni mają lat? Trzydzieści? Czterdzieści?
Zapadła cisza. Jak widać ksiądz był już znurzony tą całą rozmową. Sprawiał wrażenie jakby nie chciał dalej ciągnąć tego tematu, bo właśnie doszedł do wniosku, że spotkał zatwardziałą antyteistkę. Błąd. Kiedyś byłam bardzo wierząca. Co prawda nie oznaczało to, że chodziłam co niedzielę do kościoła, ale... naprawdę wierzyłam. I można powiedzieć, ze nadal wierzę, mimo że według chrześcijan jestem istotą całkowicie wyklęta przez Boga. Jednak, skoro nasz Stwórca jest miłosierny... to czy nie powinien mi wybaczyć?
Koniec tego dobrego. Czułam, że nie utrzymam się już w ryzach ani chwili dłużej.
- Rozumiem, że jest ksiądz zmęczony... – zaczęłam cedząc starannie każde słowo. - Ale małe jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
- Prowadzę.
- Jeżeli przecholujemy, ostatecznie mogę oddelegować księdza do domu.
- J-ja...
- Chodź... – mruknęłam.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Zaczęłam mruczeć łacińskie zwroty, powoli układające sie w pieśń przypominającą nieco tą śpiewaną podczas nabożeństw. Z tym, że na pewno nie miała charakteru religijnego.
- Nihil sum sed tuus sum ...
- Nihil sum sed tuus sum ... – powtórzył za mną jak cielak.
Podszedł do mnie wodząc wokół nieprzytomnym wzrokiem. Stanął przede mną z luźnie opuszczonymi rękami, z ust zaczęła sączyc mu się ślina. „Prawdziwy sługa Boży”.
Objęłam go ramieniem i poprowadziłam w uliczkę z której wyszłam. Musiałam trochę go podtrzymywac, biedak skołowany nie wiedział w ogóle co się z nim dzieje. Popatrzyłam szybko czy nikt nas nie widzi. Ku mojemu zadowoleniu było wokół cicho jak w grobie... i to miejsce miało się zaraz nim stać. Przynajmniej dla tego klechy. Powoli rozpiełam mu koloratkę i górę sutanny. Moim oczom ukazała się gładka, młoda szyja. Przyłożyłam do niej nos. Zaczęłam powoli, intensywnie wdychać jego ludzki zapach. Po chwili przejechałam językiem po skórze. Zadrżał lekko, ale nie zrobił żadnego gwałtownego ruchu. Był w zbyt głębokim transie. A ja... poprzez jego smak poznawałam jego historię i charakter. Zawsze opanoany i ponad wiek dojrzały. Indywidualista. Samotnik. Nie bawiący sie z rówieśnikami. Kujon klasowy. W podstawówce kozioł ofiarny. Studia teologiczne, socjologiczne i psychologiczne. Przeżycie pierwszego zawodu miłosnego. Wstąpnie do seminarium. Ukończenie nauki. Rozpoczecie praktyk. Pierwsze kontakty z młodzieżą...
-Ut ameris, amabilis esto... – wychrypiał nagle.
Nagle uświadomiłam sobie co ja wyprawiam. Właśnie stałam w dosyć dwuznacznej pozycji z klechą pobliskiego kościoła! Nie dość, że był księdzem to jeszcze był osobą aktywnie udzielajacą się w życiu publicznym! Co by się stało gdyby zauważono trupa obok naszej instytucji?! O mało co nie wdepnęłam w ogromne i śmierdzące gówno.
Cofnęłam się zagryzając wargi. Ksiądz nadal stał tam gdze przedtem z ciągle rozpiętą sutanną i jak opętany powtarzał wciąz ten sam wers.
- Ut ameris, amabilis esto...
Serce waliło mi tak jak nigdy przedtem, pierś unosiła mi się w wyniku zaczerpnięcia głębiej powietrza. Nie sądziłam, że Głód moze mnie sprowokować do czegoś takiego. Uswiadomiłam sobie, że nasze ciągłe poszukiwanie akceptacji... jest niweczone przez nasze własne prawo. Prawo do życia, prawo do jedzenia, prawo do zabijania. Ut ameris, amabilis esto...
Ponownie sie do niego zbliżyłam i zapięłam mu ubranie. Ledwo mogłam włożyć odpowiednie guziki do dziurek, tak drżały mi palce ze strachu i zdenerwowania. Następnie odwróciłam sie na pięcie i pomknęłam w stronę swojej siedziby. Nim się tam znalazłam zdjęłam swój czar z księdza wkładając mu w usta łacińską modlitwę.

Sub Tuum praesidium confugimus,
Sancta Dei Genitrix,
nostras deprecationes ne despicias in
necessitatibus nostris,
sed a periculis cunctis libera nos semper,
Virgo gloriosa et benedicta,
Domina nostra,
Mediatrix nostra,
Advocata nostra,
Consolatrix nostra.
Tuo Filio nos reconcilia,
Tuo Filio nos commenda,
Tuo Filio nos repraesenta.
Amen


Ku swojej radości po wypowiedzeniu tych słów nie mogłam już wyczuć jego woni.
W pięć minut znalazłam się z powrotem w swoim pokoju. W jednej chwili rzuciłam się na łóżko i skuliłam w kłębek. Drżałam. Nie mogłam się opanować. Poczucie dojmującego strachu oraz tego co mogłoby się wydarzyć i ich konsekwencji odbierały mi siły na dalszą czynną słuzbę. Ostatni raport leżał na biórku.
Rozległo się pukanie. Nie czekając na zaproszenie do mojego pokoju wparował młody, wesoły mężczyzna. Rozwichrzone włosy sterczały mu na wszystkie strony, widać, że jeszcze nie zdązył się uczesać.
- Dobry wieczór Nike! Ty jeszcze śpisz? Spóźnisz się na śniadanie! Kurna, ale tu u ciebie zimno. Po jakie licho otwierałaś okno?
- Gorąco mi było...
- Jasne. Nie kłam bo ci nie wychodzi.
Po tych słowach dziarskim krokiem podszedł do okna i szybkim ruchem je zamknął. Nastepnie rzucił sie całym swoim ciężarem na moje łóżko.
- Idź beze mnie Rysiek. Ja nie mam siły.
- Dajże spokój. Wstawaj, ale już!
- Kurwa... jak tak bardzo chcesz mnie odżywić to przynieś mi coś na górę. Ja nie mam siły. Chcę umrzeć.
- Ty już nie żyjesz... Zresztą ja też.
- Oj, to taka przenośnia.
Patrzył się na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, jakby chcąc wydobyć z mojej postawy wszystko co tylko możliwe.
- Chodź.
- Niee... - miauknęłam.
Wstał z parsknieciem i wyszedł trzaskając drzwiami. Wzruszyłam niznacznie ramionami. Przynajmniej mam trochę świętego spokoju... Potrzebowałam snu. Jak widać siedem godzin to dla mnie za mało. I jeszcze ten raport. Jęknęłam w duchu.
Po chwili jednak wrócił.
- A z czym chcesz?
Zamyśliłam się.
- Dawaj mi tutaj czystą.

KONIEC
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Śro 23:22, 29 Lis 2006 Powrót do góry

Dobre, na początku parę powtórzeń, ale później zniknęły. Ogólnie dobre, porządnie wykonane opowiadanie. Mam pytanie, co z wojną smoków? Acha, imie Hendel sama wymyśliłaś, czy szukałaś gdzieś w necie, alo książkach?
Bo widzisz, tak miał na imię drugi po Bachu, największy kompozytor baroku.
Zobacz profil autora
AoM
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 5461 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc...

PostWysłany: Czw 21:27, 30 Lis 2006 Powrót do góry

Starcie Smoków jak na razie leży i się byczy :] A tak na poważnie to po prostu nie mam aż tyle czasu i weny by się za to wziąć. A imię to sama wymyśliłam :P
A ta nowelka... To jest właściwie świerzutkie. Jest parę rzeczy, które trzeba poprawić, jak np dopracować ten dialog pomiędzy nią a księdzem. Ale na razie czekam na opinię innych :ym:
Zobacz profil autora
Bjartskular
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 1625 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 15:22, 02 Gru 2006 Powrót do góry

AoM powraca Twoja wierna czytelniczka. A więc: na początku jak już Kani zauważył jest trochę powtórzeń, ale potem...suoer, bardzo mi się podoba, te teksty łacińskie, chociaż ich nie rozumiem, ale jakoś tak fajnie to brzmi ;) No i jest klimacik, ogólnie po raz kolejny Brawo :ym: mam nadzieję, że Cię wena najdzie i znajdziesz trochę czasu...:]
Zobacz profil autora
Celeste
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 4392 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ja jestem chłop z Mazur... To znaczy baba...

PostWysłany: Sob 17:50, 02 Gru 2006 Powrót do góry

No, SZIM Ty moja, przeczytałam (narazie tylko SS, ale to już coś, prawda?). :ym:
Błędów większych się nie dopatrzyłam (jak zwykle). Kilka przecinków chyba pogubiłaś, ale to jestem w stanie wybaczyć.
Pierwszej wersji SS nie czytałam, więc nie wiem, jak bardzo to poprawiłaś.
Najbardziej podobało mi się, że rozdział I był ubogi w dialogi. Opisałaś za to leśną straż, po krótce "Zmorę", życie Hendela i Gelara. To lubię, nie wyjechałaś od razu z sednem sprawy.
Dobra, czekam na więcej... :ym: A póki co, przeczytam jeszcze do snu o wojsku. ;)
Zobacz profil autora
AoM
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 5461 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc...

PostWysłany: Sob 20:44, 02 Gru 2006 Powrót do góry

Więc tak. Oto tłumaczenia, łacińskich zwrotów.
"Nihil sum sed tuus sum" - "Nikim jestem, ale jestem twój"
"Ut ameris, amabilitis esto" - "Abyś był kochanym, bądź godnym kochania"
"Sub tuum praesidium..." - "Pod Twoją obronę..." (To ta modlitwa)
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Nie 15:52, 03 Gru 2006 Powrót do góry

A moje opo poszło do lasu i pewno nie wróci, bo komp jest w naprawie :(
Zobacz profil autora
Celeste
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 4392 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ja jestem chłop z Mazur... To znaczy baba...

PostWysłany: Nie 20:05, 03 Gru 2006 Powrót do góry

AoM, ty łajzo... Tak mi narzekałaś na Ut ameris..., że przysiadłam do czytania, nastawiona mało pozytywnie, żeby nie użyć stwierdzenia "od niechcenia". No, ale się obiecało, więc obietnicy dotrzymać trzeba...
Ominęłam od razu kawałek, który mi przesłałaś wcześniej, czytam... czytam... I czekam, w którym miejscu, u licha, zacznie się ten chłam, o którym mówiłaś. Jak się okazało, do nie doczekałam się go.
Z początku myślałam, że nie będzie w tym fantastyki (bo fragment, który mi przesłałaś wcześniej, takowej nie zawierał). Ale zostałam miło zaskoczona.
Wszystko napisałaś ładnie, zgrabnie i powabnie. Całość trzyma się kupy. Znowu pozapominałaś o przecinkach w wielu miejscach (Twoja pięta achillesowa? :ym: ), ale nie mam raczej więcej większych zastrzeżeń. O, jedno zdanie mi nie przypasowało, a konkretnie, to o Alex'ie Riderze.

Typ filmu przeznaczony dla zakompleksionych nastolatków mający nadzieję zbić fortunę na pieniądzach ich rodziców, którzy dla świętego spokoju puszczą małolaty na ten film, nawet nie przypuszczając, że ich dom później zostanie zawalony gadżetami, plakatami, płytami i tym podobnymi pierdołami

Tego mogłoby tam praktycznie nie być... Chyba trochę za bardzo w tamtym miejscu (jak na mój gust) zboczyłaś z tematu.

Podobało mi się, że użyłaś łacińskich zwrotów, bo kocham ten język.
Powinnaś jeszcze trochę doszlifować rozmowę z księdzem. Nie mówię, że jest zła, broń Boże, ale mogłaby być jeszcze lepsza i chyba o tym wiesz. :ym:
I jeszcze coś, co moim zdaniem mogłabyś zmienić:
1) Jestem ksiądz Marek. Czy nie ładniej brzmałoby po prostuNazywam się Marek.?
2) A więc dobrze, Marek (...) Nie lepiej brzmi A więc dobrze, Marku(...)?

Ale ogółem muszę Ci powiedzieć, że bardzo, bardzo mi się spodobało. Aż mnie ciarki troszkę przeszły, a to chyba miałaś na celu, prawda? Gratuluję. :;Db:

Dobra, rozpisałam się, ale chyba tego ode mnie oczekiwałaś, hm? :) Wyszło mi trochę surowiej, niż miało wyjść, ale to nic. Wiesz chyba, żeby sobie do serca nie brać za bardzo tego, co gadam. :P
Zobacz profil autora
Count Dooku
..::2nd League Shur'tugal::..
..::2nd League Shur'tugal::..



Dołączył: 05 Lis 2006
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:53, 06 Gru 2006 Powrót do góry

Opowiadanie przeciętne, pełne błędów.

Cytat:
Krótko mówiąc porozumiewaliśmy sie na migi, a ja opuściłam jego lokal jeszcze bardzie zfrustrowana niż przedtem.
- Sfrustrowana, nie zfrustrowana.

Cytat:
Przynajmniej piełam się ku górze.
- Pięłam, nie piełam.
Cytat:

A trzeba przyznać, że Marciniak to nie lada sztuka, trzeba się naprawdę namęczyć by wywieźdź go w pole, a i to było praktycznie niewykonalne.
- wywieść.

Cytat:
Najpiękniejsza jaka kiedykowliek istaniała.
- kiedykolwiek.
Cytat:

Aby nie tracić czasu wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy i ubrałam świerzy, gustowny, granatowy mundur.
- Świeży, nie świerzy.

Cytat:
Zawsze lepiej mi się myślało z putym żołądkiem.
- Pustym.

Cytat:

Chrząknęłam, wyjęłam swoje pióro i wzięłam się za wypełnianie obowiązków porócznika.
- Porucznika.
Cytat:

Zrobiłam zaledwie jedną czwartą. Westchnełam w objawie frustracji.
- Westchnęłam.
Cytat:

Zmęczona raportami nad którymi siedziałam już od godziny nawet nie zauważyłam małej plamki na moim biórku.
- Biurku...
Cytat:

„Czy nie będą mieć o to do mnie pretensji? W sumie juz wykorzystałam swój „świerzy” przydział oficerski w tym miesiącu.”
- i znowu świeży.
Cytat:

Zawsze miało taki jakiś dziwny, kwaskowy smak...
- Miały.

Cytat:
Normalnie całkiem niezły, ale dzisiaj... nie.
- Niezłe. Była mowa o konserwach, nie jednej konserwie.
Cytat:

Nie zamykałam oczu by widzieć lepiej coraz szybciej zbliżajacą się powierzchnie twardego betonu.
- powierzchnię.
Cytat:

W sumie nasza administracja wydała nam takie przywzolenie...
- Przyzwolenie.
Cytat:

W duchu mogdliłam sie by moja męka w końcu się skończyła.
- Modliłam.
Cytat:

Za pewne zauważył sarakzm przebrzmiewający w moim głosie
- Zapewne, sarkazm.
Cytat:

Za pewne zauważył sarakzm przebrzmiewający w moim głosie
- Zapewne, sarkazm.
Cytat:

Otworzył usta chcąc zaimponować mi swoja wiedzą na ten jakże mało ciekawy temat
- swoją.
Cytat:

Śpieszę się, wybacz nie mogę. Właśnie wracam z zajęć z dziećmi przygotowujacymi się do komuni.
- komunii
Cytat:

Jak widać ksiądz był już znurzony tą całą rozmową
- Znużony.
Cytat:

....mimo że według chrześcijan jestem istotą całkowicie wyklęta przez Boga.
Wyklętą.

Cytat:
Zawsze opanoany i ponad wiek dojrzały.
- opanowany.

Cytat:
Nie bawiący sie z rówieśnikami.
- się.
Cytat:

Wstąpnie do seminarium.
- wstąpienie.

Cytat:
Ostatni raport leżał na biórku.
- biurku.

Teraz przyszła pora na oceny.

Fabuła - przeciętna. 5+/10
Błędy interpunkcyjne i ortograficzne - pełno ich. Zarówno takich jak i takich. Zatem 2+/10.
Opowiadanie nuży, sam nie wiem czemu. Jest straszliwie nudne. Widać, że nie miałaś weny. Zatem 5+/10
Ogólna ocena - miałem problem. Zdecydowałem się ostatecznie na 5-/10. Mam nadzieję, iż Twoje następne opowiadania będą lepsze. I tak Ci dopomóż Bóg :P. Nie pisz nigdy pod żadnym pozorem opowiadań jeśli nie masz weny lub Ci się nie chce, OK?

Pozdrawiam
Zobacz profil autora
AoM
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)
..::Kyrielejson::.. (ExtraMod)



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 5461 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc...

PostWysłany: Śro 21:16, 06 Gru 2006 Powrót do góry

Dziekuję, za taką ostrą krytykę.
Przyznaję się do większości błędów, szczególnie jeśli chodzi o ortografię, ale większosć spowodowana jest tym, ze mi Word szwankuje i nie sprawdza mi ortografii.
Co do fabuły to wiem, ze zaczęłam w miarę dobrze ale zakończenie mi sie nie podoba. Wiem, ze mogłam zrobić to lepiej. Jak już wcześniej wspomniaąłm zabrakło mi pomysłów. Szczególnie na ten dialog z księdzem. Pisałam to na szybko, bo chciałam to dać pewnej osobie, która też jest dobra w te klocki.
Ale naprawdę, jeszcze raz dziękuję za krytykę, gdyż wiem, ze to nie jest arcydzieło. Do dobrego pisania jeszcze mi trochę brakuje.
Zobacz profil autora
Count Dooku
..::2nd League Shur'tugal::..
..::2nd League Shur'tugal::..



Dołączył: 05 Lis 2006
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:46, 08 Gru 2006 Powrót do góry

Przeczytałem Twoje Starcie Smoków. Trzyma poziom taki sam jak i Twoje drugie opowiadanie. Najpierw wskażę Twoje błędy :

Cytat:
Ku swojemu szczęściu lub nieszczęściu trzeba było przyznać, że nie mieli, bo zostali prędko rozdzieleni przez pozostałych.


Zdanie bez sensu. Czego nie mieli? Do poprawienia.

Cytat:

Leśna straż istniała od jakiś stu czterdziestu siedmiu lat i jak dotąd była całkiem sprawnie prowadzona.
- jakichś.
Cytat:

Za każdym razem, gdy się do niego zbliżał zwierze podrywało łeb i umykało w najbliższe zarośla.
- Zwierzę.
Cytat:

Zwierze zamiast wylądować na swoich cienkich nogach zwaliło się ciężko na ziemie.
- zwierzę, ziemię.
Cytat:


Doszedł do wniosku, że to musi być krzyk dziecka nie dorosłego.
- Niedorosłego.
Cytat:

Pamiętał ją nawet z trojgiem na ręku a onadal wykonywała swoje obowiązki bez trudu.
- ona nadal.
Cytat:

Zawsze wpajano mu poczucie konsekwencj swoich czynów i jak dotąd trzymał się tego twardo tak w pracy jak i w życiu osobistym
- konsekwencji.
Cytat:

Trzeba wypić piwo, które się naważyło, nawet jeśli nie smakuje.
- nawarzyło.
Cytat:

Przyszła mu nawet do głowy myśl by zrobić z niego swojego przyszłego następce.
- następcę.
Cytat:

Gdy Gelar skończył pietnaście lat, Hendel przedstawił go najlepszym nauczycielom taktyki, strategii, histroii, logistyki i dyplomacji
- piętnaście.
Cytat:

Od kiedy skończył dwadzieścia lat zaczął nabierać męskości i dojżałości.
- dojrzałości.
Cytat:

Jego bronią był pierwszożędnej roboty bagnet a u boku nosił krótki miecz
. - pierwszorzędnej.
Cytat:

Płaszcz uważał za zbędą część garderoby.
- zbędną.
Cytat:

Powiedziałbyś mu, że niebo jest różowe to pół dnia poświęciłby rozmyślaniom nad tym czy rzeczywiście tak jest zanim ostatecznie odpowiedziłby ci, że gadasz bzdury.
- odpowiedziałby.
Cytat:

Osoba z odpowiednim wykształceniem i przygotowaniem, krztałcona przez najwybitniejszych nauczycieli.
- Kształcona.
Cytat:

Mężczyzna powściągliwy, sprytny, uczciwy(w miare możliwości), odważny oraz lojalny wobec kraju i leśnej straży.
- miarę
Cytat:

Jeżeli król powoli przeistaczał się w tyrana czy możnowładcy zyskiwali coraz większe wpływy w państwie leśna straż była od tego, aby wyelyminować niebezpieczeństwo w samym zarodku.
- wyeliminować.
Cytat:


Działali niczym ukryty jastrząb, który tylko wypatruje okazji do wbicia swych pazurów w niczego nie podejżewającą zdobycz -
podejrzewającą.
Cytat:

Nikogo to nie dziwiło jakoże temat licznych słabości jego królewskiej mości był wielokrotnie omawiany i na dworze i wśród gawiedzi.
jako, że
Cytat:

Nie raz skarżył się głośno na swoich medyków, którzy wychodzili ze skóry, aby tylko doprowadzić do porządku jego już i tak zniszczony organizm
. - nieraz
Cytat:

Starszy władca miał coraz większy mętlik w głowie i naprawdę wielką żadkością było zastanie go trzeźwym.
- rzadkością.
Cytat:

Te wszystkie czynniki złożyły się na podjęcie decyzji o natychmiastowym wyelyminowaniu tego jakże kłopotliwego problemu.
- wyeliminowaniu.
Cytat:

Zatopiony w swoich rozmyślaniach nie zauważył nawet wielkiej gałęzi, która znajywała się na tyle nisko by móg zachaczyć o nią głową
- znajdowała, mógł zahaczyć.

Teraz przychodzi pora na gwóźdź programu - oceny.
Ortografia itp. - ortografia jest słabiutka, a z interpunkcją jest jeszcze gorzej. 2/10
Fabuła - 6/10
Opowiadanie jest przeciętne, aczkolwiek lepsze od tego o wampirach. 6/10
Ocena ogólna - 5/10. Zdecydowanie lepsze od poprzednika. Popracuj nad ortografią i - szczególnie - interpunkcją.

Pozdrawiam
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)