Forum Saphira.fora.pl Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Władca Życzeń Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Oceń:

:)
100%
 100%  [ 1 ]
:|
0%
 0%  [ 0 ]
:(
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 1


Autor Wiadomość
MarcinUser
...:User:...



Dołączył: 15 Lip 2006
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:32, 15 Lip 2006 Powrót do góry

Narazie tylko prolog i rozdział pierwszy. Bardzo prosze o opinie. Narazie troche tajemniczy :D


Władca Życzeń



Prolog



Obudził się wcześnie nad ranem. Śnił o wspaniałej krainie, w której wszyscy się radowali, a on miał wielu przyjaciół i był najszczęśliwszym człowiekiem na kuli ziemskiej. Ale to był tylko sen... W rzeczywistości wiał silny, porywisty wiatr, powietrze było zimne i gęste. Zdezorientowany chłopak wstał z łóżka, przestraszony ubrał kapcie i poszedł do okna sprawdzić co się dzieje. Idąc, było słychać podłogę, która głośno skrzypiała. Chłopak stanął przy oknie. Ujrzał istny chaos. Był tak wielki wiatr, że wiele drzew leżało złamanych na ziemi. Ogromne, czarne chmury zakryły księżyc a na niebie walały się błyskawice, które oświetlały ciemną przestrzeń. Widział jak dookoła latały różne przedmioty, to krzesła od sąsiada, to doniczki z kwiatami. Wiele innych rzeczy.
Chłopak stał przy oknie nie mogąc się ruszyć ze strachu, spływały po nim strużki potu. Czy to koniec świata? Myślał sobie chłopiec. Nie mogąc dłużej zwlekać, pobiegł to pokoju rodziców, na drugie piętro. Biegł po skrzypiących schodach, obok brązowej, drewnianej, śliskiej poręczy. Wbiegł na górę i otworzył drzwi do pokoju. Rodziców nie było. Okno było otwarte. W pokoju latały ubrania, książki i inne różności codziennego użytku. Wichura była coraz silniejsza. Chłopiec stał w miejscu i patrzył w łóżko swoich rodziców, w którym ich nie zastał. Na nic nie zważając pobiegł w stronę otwartego okna zobaczyć jak bardzo pogorszyła się pogoda. Biegł przez sześciometrowy pokój nie zwracając uwagi na latające przedmioty, obijając się o nie. Stanął przy oknie z trudem łapiąc oddech i ujrzał w ciemności, wśród walających się własności sąsiadów, wyrywających się drzew, ogromne stworzenie na trzech łapach trzymającego pod pachą dwoje ludzi. Już miał wyskoczyć przez okno i gonić potwora, gdy nagle coś go uderzyło i stracił przytomność.

Rozdział Pierwszy
Wyprawa


Obudził się. Widząc otoczenie zerwał się na równe nogi. Nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Dookoła wszystko było poprzewracane, meble wywrócone, potłuczone wazony. W całym pokoju było pełno kurzu. Gdy chłopiec zobaczył za okno o mało by się nie przewrócił gdyby nie złapał się ledwo wiszącego pod oknem kaloryfera. Wyjrzał jeszcze raz. Widok był przerażający. Drzewa były powyrywane razem z korzeniami, domy, z których wiele nie miało już dachu, jakby to było mało, miały jeszcze powybijane szyby, dziury w ścianach. Pola uprawne już nie wyglądały na pola uprawne lecz na śmietnisko wszystkich odpadów w domu.
Wiele zwierząt leżało martwych na ziemi. Chłopiec w końcu sobie przypomniał, lecz wspomnienia miał zamazane, były jakby we mgle. Widział latające w powietrzu rzeczy, a potem był w pokoju rodziców, w którym go nie było. Następnie widział jakieś potworne stworzenie w ciemności, niosące dwóch ludzi. Tak!. Pomyślał chłopak dochodząc do wniosku, że tych dwojgu to byli jego rodzice. Ale po co ich porwał? Dręczył się tym pytaniem patrząc na chaos panujący wśród ludzi wychodzących z własnych piwnic. Czy oni żyją? Zadawał sobie to pytanie w czasie gdy po jego policzkach spływały strużki łez. Dopadnę drania! Krzyknął w sobie chłopak. Rzucił się z płaczem na łóżko rodziców opłakując ich.
Godzinę później wstał z łóżka, przebrał brudne, okurzone ciuchy i włożył coś czystego z wywróconej szafy. Szedł znów po schodach, ale tym razem w dół, obok brązowej, już połamanej miejscami poręczy. Włożył jakieś lepsze buty ze swojego pokoju, ponieważ miał na sobie same kapcie. Wyszedł na zewnątrz. Widział smutny, przykry widok. Ujrzał ludzi smutnych ludzi opłakujących członka rodziny, babcie która stała nad swoją martwą krową. Wszystko to doprowadzało do smutku chłopca. Odszedł trochę od domu za ogrodzenie, potykając się o przedmioty sąsiadów. Gdy przeszedł za ogrodzenie odwrócił się aby zobaczyć w jakim stanie jest dom. Dom był w stanie opłakanym, ale nie najgorszym w okolicy. Okna były powybijane, a w ścianach były liczne dziury. Chłopak podszedł do pierwszego człowieka jakiego zauważył.
- Proszę pana! – zawołał chłopiec.
- Czego chcesz?! – odkrzyknął mu dziadek.
- Wie pan co tu się stało? – i po chwili dodał – to wszystko... te rozwalone domy, ta
wichura... i w ogóle.
- Masz jeszcze czelność pytać?! – rozwścieczył się człowiek. – Głupcze to wszystko przez ciebie! Patrz co się stało!
I ruszył dalej.
Chłopiec stał i patrzył jak odchodzi. Zupełnie nie wiedział o co mu chodziło. Przecież ja nic nie zrobiłem! Mówił do siebie. Muszę spytać kogoś innego... Nie daleko zobaczył kuśtykającą kobietę idącą w jego kierunku. Szybko podbiegł do niej.
- Nic pani nie jest?
- Zostaw mnie! Precz ode mnie zabójco!
Poszła dalej potykając się.
Chłopiec nie zwrócił uwagi na jej słowa i szukał innych ludzi, z którymi mógłby normalnie porozmawiać. Szedł ścieżką idącą obok porozwalanych domów. Ludzie na jego widok szybko wracali do swych domów, przerażeni jakby ujrzeli ducha.
- Merar! – krzyknął ktoś za nim.
- Teddy! – uradowany chłopiec pobiegł w jego stronę.
- Merar jak się cieszę, że wszystko z tobą w porządku. To całe zdarzenie, wywołane przez ciebie i...
- Jak to przeze mnie?! – przerwał mu głośno Merar – Przecież ja nic nie zrobiłem ja tylko spałem a to całe straszne wydarzenie mnie obudziło.
- Nie wiem, Merar. Wszyscy o tym mówią, że ty to wszystko wywołałeś.
- To nie możliwe. – zapłakał – nawet nie wiesz przez co przeszedłem. W domu wszystko łatało w powietrzu. Wszystko dookoła się trzęsło. Pobiegłem szybko do pokoju rodziców a ich już tam nie było. Więc nie mów, że ja to zrobiłem!
- Wierzę ci. – oznajmij Teddy – widziałeś coś jeszcze?
- Tak. – rzekł Merar – widziałem jak to coś... jak to przeklęte stworzenie porywa moich rodziców.
- Jak to wyglądało? – patrzył na niego zafascynowany przyjaciel...
- Nie wiem. Trudno było by to opisać. Miało to trzy łapy i poruszało się w zadziwiająco, szybkim tempie. Ale jakiej to było wielkości... To było ogromne. Reszty nie widziałem, ponieważ było ciemno a on szybko zniknął w otchłani. Ale tak tego nie zostawię. Wiem w jakim kierunku poszło to coś. Pójdę tam, zatłukę to na śmierć i odzyskam swoich rodziców.
- Pomogę ci, nie mogę wypuścić swojego przyjaciele w taką podróż.
- Dziękuje ci. Wszyscy ludzie na mój widok chowają się do domów. Tylko ty nie... Musze rozwiązać tą sprawę. Jak najszybciej muszę stąd wyruszyć.
- Nie będziemy mięli jedzenia na podróż. Przyniosę coś ze swojego domu.
- Dobrze. Bo u mnie w środku domu jedzenie jest już nie jadalne. A więc zaczekam pod dębem na końcu wioski.
I rozdzielili się.
Merar szedł w stronę drzewa omijając ludzi, którzy na jego widok oddalali się od niego na wiele metrów.

Rozdział Drugi
Trop


Merar stał przy drzewie oczekując swojego przyjaciela, który miał przyjść z jedzeniem. Pogoda się uspokoiła, wiał już tylko lekki wiatr i było trochę zimno. Ale co się dziwić, że było zimno jak już była jesień i zbliżał się następny miesiąc, listopad. Merar usiadł na ziemi, opierając się o gruby pień drzewa, obserwując mrówki, które szły do swojego mrowiska. Bardzo brakowało mu teraz rodziców. On, który zawsze był u ich boku i nigdy go nie opuszczali, teraz był sam.
Nagle coś zaszeleściło w trawie. Zdezorientowany Merar szybko schował się za drzewem, gotowy do ataku.
- Merar, jesteś tu?
- A to ty Teddy. – wyszedł uspokojony zza drzewa Merar. – Czego tak długo?
- Później ci opowiem – oznajmił.
Dobrze, chodźmy.
Szli ścieżką wiodącą do wielkiego mrocznego lasu, który był zarazem końcem wioski. Po drodze napotykali odpadki z różnych domów po strasznej wichurze. Niebo się przejaśniało, dochodziła pora śniadania.
- Czy byłeś kiedyś w tym lesie? - zapytał Teddy. - opowiadają o nim straszne historie. Powiadają, że mało kto wrócił cały z lasu.
- Damy sobie radę. Zawsze możesz jeszcze zawrócić. Nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo.
- Nie ma mowy! Nie zostawię cię samego. Zawsze trzymaliśmy się razem. Urodziliśmy się w tej wioskę szesnaście lat temu i wszędzie chodziliśmy razem. Pamiętasz jak wkradliśmy się do piwnicy tego starego sprzedawcy w wiosce? Przyłapał nas. Ty mogłeś uciec, bo ciebie nie zauważył. Ale wolałeś zostać ze mną. Więc nie mów mi teraz abym zawrócił do miasteczka po tym co razem przeszliśmy i po tym... co z niego zostało.
- Dzięki, przyjacielu - odpowiedział Merar.
Od lasu dzieliło ich już tylko jakieś sto metrów, tym samym wyjście z wioski. Nagle coś błyskawicznie przebiegło obok Merar'a dotykając jego spodni.
- Co to było? - zapytał przestraszony Merar. - Słyszałeś to?!
- Też to słyszałem. Lepiej się pośpieszmy.
Weszli do lasu. W lesie panował większy chłód ale przynajmniej nie było wiatru. W środku, wśród drzew, krzaków i roślin było bardzo gęsto i ciężko było iść. Merar wywrócił się i konar drzewa, tym samym spadając na ostry krzew. Krzew był cały we krwi
- Merar co ci się stało? Cały się pokaleczyłeś! Zobacz ile tu krwi...
Chłopak wstał otrzepał się i oglądnął się.
- To nie moja krew... Ja jestem cały. Nic mi się nie stało. Ta krew może być...
I dalej nie dokończył.
- To na pewno nie jest twoich rodziców. To pewnie jakieś zwierze zostało zagryzione.
Ale jakież to zwierze mogło tak rozszarpać? Nawet niedźwiedź nie dałby rady tego
zrobić. - po chwili milczenia dodał. - Wiem co to mogło być... To ta bestia, to ta bestia, która porwała moje dotychczasowe życie!
- A jeśli to nie ten stwór?
- To na pewno on. Popatrz na ślady. Jakie zwierze może mieć takie wielkie łapy. I w dodatku trzy!
- Przynajmniej mamy jakiś trop, Merar.
- Tak, mamy jakiś trop... mamy jakiś trop... Muszę się trochę przespać. Rozpalimy ognisko i się prześpimy...
- Ty się prześpisz. Ktoś musi stać na czatach.
- Dobrze ale jak będziesz zmęczony to mnie obudź, Teddy.
Rozpalili ognisko. Dwaj przyjaciele zjedli posiłek, a następnie Merar ułożył się do snu wśród konarów drzew, krzewów i zwierząt, które z chęcią by ich pożarły.

Rozdział Trzeci
Spotkanie


Merar i Teddy przeprawiali się przez ogromny las w poszukiwaniu porywacza rodziców Merar’a. W środku lasu już nie było tak gęsto jak wcześniej. Weszli teraz na piękną łąkę, na które latały owady, wiewiórki chowały się do własnych norek, sarny piły ze strumyka, a jeszcze inne pasły się na środku łąki.
- Jak tu pięknie... – przyznał zapatrzony Teddy – zauważ, że się nas nie boją. Nie zwracają na nas najmniejszej uwagi, a przecież jesteśmy dla nich zupełnie odmiennymi stworzeniami.
- Masz rację Teddy. Jest tu stanowczo za spokojnie. Nie wyczuwam nic dobrego.
Dojście na łąkę zajęło im jakieś pół dnia od ostatniego postoju. Merar i Teddy rozbili obóz, pośród dwóch wysokich ale chudych drzew. Zafascynowani widokiem przyjaciele oparli się o drzewa, wpatrując się ze spokojem na zwierzęta. Nagle na opartego Merar’a o drzewo coś spadło. Była to ruda wiewiórka, z czerwono zielonym ogonem.
- Patrz Teddy, wiewiórka! – przytulił ją do siebie chłopak. – Chyba coś jej się stało gdy spadła na mnie. Biedaczysko...
- Pomóżmy jej. O patrz, chyba coś jej się stało z przednią łapką. Popatrz, w tym miejscu jest obdarta do kości. Obwińmy ją czymś...
Teddy wyciągnął z plecaka apteczkę.
- To ty apteczkę wziąłeś? – spytał zdziwiony Merar.
- Pomyślałem że nam się przyda. Szukałem jej długo w domu. Zawsze była w dolnej szufladzie, ale z powodu wichury szuflady się wysunęły i gdzieś wypadła. Dlatego między innymi mnie nie było.
- Między innymi?
W tym czasie Teddy wziął do ust duży kęs mięsa z kurczaka, tym samym nie mogąc udzielić odpowiedzi. Merar zabandażował zranioną łapkę i wypuścił aby żyła znów w naturze.
Wiewiórka wybiegła na polanę, kuśtykając na trzech łapkach. Biegała wśród zwierząt dobre dziesięć minut, po czym szybko wróciła do Merar’a i schowała się w jego plecaku.
- Ej! Co ty tu robisz, wiewióreczko? – powiedział łagodnym tonem chłopak do wiewiórki, nie wymagając odpowiedzi. – Wracaj do swojego dotychczasowego życia. No już wynocha!
Wiewiórka wpatrywała się mądrze na niego swoimi czarnymi ślepiami jakby chciała mu przekazać jakąś wiadomość.
- Czy chcesz mi towarzyszyć zwierzaku w podróży? – spytał.
Małe zwierze zaczęło podskakiwać jakby z radości wymachując swoim kolorowym ogonem.
- Teddy, ona mnie chyba polubiła, nieprawdaż? Patrz jak się do mnie przytula. Nazwę ją... Scrashi. Tak, to imię będzie dobre. Co ty na to?
- Sam lepszego bym nie wymyślił – oznajmił pochwalając przyjaciel. – Ale dalej nie rozumiem jednej rzeczy. Czego te wszystkie zwierzęta wcale się nie boją? Tak jakby widzieli ludzi na co dzień...
- Nie ważne. Zdrzemnijmy się obydwaj póki jeszcze tu jesteśmy. Nic nam tu nie grozi. Oparli się o drzewa i zasnęli.
Obudzili się jakieś czterdzieści pięć minut później. Ku ich zdziwieniu nie mogli się poruszyć i nic przed sobą nie widzieli. Zostali związani. Ale przez kogo?
- Teddy! – szepnął Merar. – Jesteś tu?
- Tak, co się stało? Nic nie widzę...
- Ktoś nas związał. Nie wiem kto to jest ale raczej na pewno nie ma dobrych zamiarów. Czy to ty mnie teraz dotknąłeś, Teddy?
- O czym ty mówisz?
- Coś mniej drapie po ręce... A już wiem co to. To Scrashi! No Scrashi uwolnij swojego pierwszego pana, no już... Przegryź sznurek.
Chwile czuł drapanie pazurów wiewiórki, ale po tym wyraźnie poczuł mniejszy ucisk wiązania. Szarpnął trochę mocniej i urwał sznur. Szybko zdjął opaskę z oczu i się rozglądnął.
Siedział naprzeciw Teddy’ego. Miał on również zawiązane ręce i opaskę na oczach. Rozglądnął się spojrzał w prawo, zobaczył pusty las. Obejrzał się w lewo i zobaczył siedzącego człowieka.
- Witam - odezwał się nieznajomy. – Co was tu, goście, przyprowadza?
- Raczej skąd ty tu się wziąłeś?! Byliśmy tu pierwsi! Nie miałeś prawa nas związywać, co ty sobie wyobrażasz?! – krzyczał Merar odwiązując zawiązanego Teddy’ego który wsłuchiwał się w rozmowę, jakby bojąc się przerywać...
- Poczekaj młodzieńcze – przerwał mu nie znajomy. Po wyglądzie miał jakieś czterdzieści lat, miał jasne zielony oczy, ciemne, włosy brąz. Najbardziej rzucającą się w oczy rzeczą były uszy, który kończyły się małym szpicem a nie tak jak u zwykłego człowieka. Wyglądał na sprawnego w stu procentach. – Wszystko ci opowiem. Mieszkam tu dłużej niż mógłbyś sobie wyobrazić. Pewnie zastanawiałeś się czego zwierzęta są tu takie spokojne. Otóż ja ich tego nauczyłem jak i wielu innych rzeczy. To co teraz przed sobą widzisz to jest moja... rodzina.
- Ale...
- Nie przerywaj mi chłopcze, proszę... Odpowiem ci na następne twoje pytanie. O ile dobrze pamiętam mówiłeś, że nie miałem prawa was związać... Owszem miałem prawo. Po pierwsze, to mój dom, w którym mieszkam odkąd się tu urodziłem. Po drugie w okolicach tej łąki występuje moje prawo i ja tu rządzę. Otóż związałem was aby sprawdzić, jak sobie poradzicie, jakby to powiedzieć... chciałem sprawdzić wasze zdolności. Ale najwyraźniej was przeceniłem. Gdyby nie wiewiórka Kiki, to byście tu sterczeli Rot wie ile...
- Jaki Rot? Jak Kiki, zwie się Scrashi.
- Na pierwsze twoje pytanie nie odpowiem. I tak byś nie zrozumiał. A co do drugiego to, to zwierze należy do mojej rodziny. No chodź tu do mnie Kiki... – mówił beztrosko nieznajomy.
Wiewiórka nie słuchała i wskoczyła na brzuch Merar’a, nie słuchając mówcy.
- Czemu mnie nie słuchasz najdroższa? Przecież ty nienawidzisz ludzi, choćbym nie wiem jacy by byli dobrzy!
Wiewiórka go dalej ignorowała.
- Co tu jest grane?! – spytał Teddy. – My z Merar’em zatrzymaliśmy się tu tylko na jeden, krótki postój i sobie już idziemy. Dobrze?!
- Merar’em? – spytał zdziwiony człowiek. – To by wszystko wyjaśniało...
- Co wyjaśniało? O co Ci w ogóle chodzi? – spytał Merar.
- Otóż chodzi mi o to... chodzi mi o to... że nie spodziewałem się tu ciebie. To dlatego moja wiewiórka tak ciebie polubiła. Przecież to ty! Merar, władca życzeń!
- O czym ty bredzisz, człowieku? – spytał Teddy – przecież to zwykły chłopak, ze zwykłej małej wioski, który szuka swoich zwykłych, porwanych rodziców, w tym niezwykle dziwnym lesie! – krzyknął chłopak.
- Mylisz się, chłopcze – rzekł spokojnym tonem mieszkaniec łąki. On nigdy nie był zwykłym człowiekiem, jest czymś więcej. Opowiedz mi, Merar, jak to się stało, że w waszej wiosce, i na tysiącu innych wioskach na tym świecie, doszło do takiego czegoś, do takiej nie wyobrażalnej wichury...
- Tłumaczyłem już wszystkim, którzy pytali, że ja nic nie zrobiłem. Ja tylko spałem a ta pogoda mnie obudziła.
- Jesteś pewien, że nic nie zrobiłeś? Nawet bez własnej woli? Czy gdy spałeś, nie chciałeś aby do tego doszło? Spałeś spokojnie?
- Owszem, śniłem. Ale ten sen był zupełnie o czymś innym. To było przeciwieństwo do tego co się przydarzyło.
- Przeciwieństwo... – powtórzył zamyślony człowiek – Przeciwieństwo... Masz niewyobrażalnie wielką moc, Merar. Gdy ją opanujesz będziesz naprawdę groźnym Rimanem.
- Że kim? – a po chwili dodał – Nieważne. Nie obchodzi mnie to o czym ty mówisz. Powiedz mi tylko, skoro tak dużo wiesz, czego to coś porwało moją mamę i tatę!
- Na to pytanie, dostaniesz odpowiedź o odpowiedniej porze i odpowiednim czasie – oznajmił w dalszym ciągu spokojny mędrzec. – Pewnie chciałbyś wiedzieć gdzie dokładnie kieruje się Gliznir. Jeśli pozwolisz, zostanę twym towarzyszem. Dzięki mnie nie zgubisz drogi i dotrzesz do swego celu.
- Dobrze, zgadzam się.
- No to ruszajmy. Aha zapomniałbym... Skoro mamy razem podróżować, wypadałoby abyś znał me imię. Brzmi ono Redius. No to w drogę kompani.
I wyruszyli w kierunku obranym przez Redius’a, który miał doprowadzić do rodziców Merar’a.

Rozdział Czwarty
Walka

Merar, Teddy i ich nowy towarzysz, Redius, wyruszyli razem w kierunku Gliznir’a. Szli po udeptanej ścieżce, dookoła było wiele drzew, jak to w lesie. Ptaki śpiewały a zwierzęta razem się bawiły. Weszli teraz w bardziej gęstą część lasu, tak jak to miało miejsce na początku. Merar zrozumiał, że zbliżają się do końca lasu. Przedzierali się przez kolczaste krzewy, konary drzew. Trzeba było uważać, aby się nie pokaleczyć. Szli tak dobre trzy godziny. Dobrze, że jest jesień, bo inaczej długo bym w tym okropnym miejscu nie wytrzymał. Pomyślał Merar.
- Jak długo jeszcze do końca lasu? – spytał chłopak.
- A już niedługo, jakieś trzydzieści minut drogi i stąd wyjdziemy.
- Nie mogę się doczekać. – powiedział zrezygnowany Teddy – im dłużej tu przebywam, to tym bardziej nie chce mi się uczestniczyć w tej wyprawie.
- Powiedz mi, Redius, skąd tak wiele wiesz o tym stworze, którego zwiesz... jak mu tam... Gliznir, i w ogóle . Najbardziej zastanawia mnie, dlaczego nazwałeś mnie władcą umysłu...
- Władcą życzeń – poprawił go człowiek ze spiczastymi uszami. Nazwałem cię tak, ponieważ nim jesteś. Powiadam ci, Merar, masz nie wyobrażalnie wielką moc. Gdy ją opanujesz mógłbyś rywalizować z samym królem, Leron’em...
- Leron’em? – spytał zdziwiony Merar – Zawsze myślałem, że królem krainy Delvadore, jest Osmeriusz...
- Owszem, władcą tej krainy jest Osmeriusz. Król Leron, z pochodzenia Ridmanów jest władcą całego, naszego świata a nie samej krainy. No i przy okazji ma również czarodziejską moc, więc nie jest zdany tylko na ludzkie umiejętności. Potrafi on zapanować nad wolą, każdego człowieka. Jest jakby bogiem na tym świecie. Ale jak wszyscy wiemy, Bóg ma jeszcze większą moc. O tak, Bóg Rot, mógłby sprawić aby wszyscy ludzie, popełnili samobójstwo.
- Rot? Od kiedy ty jesteś na ty z Bogiem? Przecież nikt nie zna jego imienia. Może jeszcze powiesz, że go widziałeś? – zapytał rozbawiony Merar.
- Nie widziałem go – oznajmił spokojnym tonem Redius. – Mało kto go widział. Jak dotąd widziało go chyba jakieś pięć osób... Ale dość tych pytań. O patrzcie, już wychodzimy.
- Nareszcie. – powiedział uradowany Teddy.
Wyszli, z lasu. To co zobaczył Merar, było wręcz niemożliwe. Ujrzał on swoją wioskę. Tą, z której odszedł. Wioska była jak nowa, jakby ktoś ją naprawił czarem. Chłopak spojrzał na Teddy’ego, który nie był przejęty ani trochę tym widokiem.
- Gdzie my jesteśmy?! – krzyknął Merar. – Obeszliśmy las wokoło i zawróciliśmy. Patrzcie! Znów ta przeklęta wioska!
- O czym ty mówisz? – spytał zdziwiony Teddy. – przecież to zwykłe pustkowie, niczego tutaj niema. Jest tu tylko parę krzaków i ubita ziemia. Nic tu nie ma...
- Oczywiście, że jest! Widzisz to, Redius?
- Owszem widzę. Otóż zwykły człowiek nie potrafi dostrzec, drugiej części wioski. Otóż muszę wam powiedzieć, że każda wioska, każdy dom ma swoją drugą stronę. To co teraz widzisz, to jest dawne lustro waszej wioski.
- To kim ja jestem, skoro nie jestem człowiekiem a widzę to coś? – spytał Merar.
- Rid... Nie ważne. Dowiesz się w swoim czasie. Lepiej przeprawmy się szybko przez to pustkowie. Nie wróży ono nic dobrego.
Ruszyli przez pusty teren. Gdy Merar wszedł w miejsce gdzie była wioska, rozpłynęła się... Szli na pustej, brązowej ubitej ziemi. Dookoła było tylko parę wyschniętych krzewów. Byli już na środku. Nagle, chłopcy poczuli jakby małe trzęsienie ziemi. Merar zauważył, po swojej prawej stronie, jakby ktoś wiercił dziurę w ziemi, tyle że od spodu. Z ziemi zaczęła wychodzić bestia, dwa razy większa od Merar’a. Bestia miała czerwone oczy. Była koloru żaby, nie miała włosów, i miała trzy łapy. Oprócz tej jednej bestii wyłoniły się cztery inne, o podobnej budowie.
- Uwaga! To Gliznir’e – krzyknął Redius. – Nie uciekniemy im. Musimy tu zostać i ich pokonać. Inaczej nie dadzą nam spokoju. Nie są takie silne jak wam się zdaję. Damy sobie radę!
Pierwsza bestia, całkowicie już, wyłoniła się z ziemi. Ryczała bardzo głośno, aż chłopcy i Redius musieli zatykać uszy. Ruszyła w stronę Teddy’ego. Ten sparaliżowany ze strachu, nie mogący się ruszyć, dostał z ogromnej łapy. Poleciał daleko w tył i najwyraźniej stracił przytomność. Pozostałe trzy stwory również wyszły całkowicie na powierzchnię.
- I co teraz?! – krzyknął z zapytaniem Merar. Nie zdołamy ich pokonać. Są zbyt silni, zobacz co zrobili z Teddy’m.
- Nic mu nie będzie. Musimy razem zaatakować. Ja od przodu, ty od tyłu, zgoda?
- Dobrze – zgodził się chłopak.
Pobiegli w stronę Gliznir’a. Biegli pochyleni, slalomem, aby zmylić przeciwnika. Redius zaatakował z całych sił. Bez skutku. W tym czasie Merar zaskoczył przeciwnika od tyłu i ślizgiem wywrócił bestie na bok. Czterdziestoletni towarzysz, kopnął z całej siły Gliznir’a w twarz, po czym stwór stracił najwyraźniej przytomność.
- Za tobą, Redius! – krzyknął Merar.
Było za późno. Jeden z trzech pozostałych dziwolągów zwalił Redius’a na ziemię... To koniec. Pomyślał chłopiec. Zostałem tylko ja.
- Ale nie dam się pokonać. Porwaliście moich rodziców, ale nie mnie! – krzyknął na nich Merar.
Wziął z ziemi pierwszy lepszy kij i pobiegł najszybciej jak potrafił w stronę bestii. Już miał zaatakować z prawej, gdy tamten podniósł łapę w swojej obronie, więc chłopak uderzył błyskawicznie z lewej. To go tylko ogłuszyło. W tym czasie ostrym czubkiem kija Merar z całej siły wbił mu drzewo w oko, najsilniej jak potrafił. Kij przeszedł na wylot.
- To za twój wygląd. Paskudo... – powiedział.
Odwrócił się zdeterminowany, w stronę dwóch pozostałych Gliznir’ów. Obrócił kij w szerz, tak aby czubki, zakrwawionej już broni, były po lewej i po prawej jego stronie. Ruszył do ataku. Dzieliło ich już jakieś cztery metry. Bestie rozstąpiły się i pobiegły w jego stronę. Jeden z prawej strony, drugi z lewej. O to właśnie mu chodziło. Skoczył naprzód na ziemie pomiędzy ich dwóch, tym samym podcinając im troje nóg. Zwaliły się na ziemie. Merar szybko odwrócił się i wbił jednemu Gliznir’owi kij w kręgosłup, którego zapewne i tak nie miał. Już odwrócił się i chcąc dobić ostatniego stwora, ten obrócił się i uderzył z całych sił jedną nogą, Merar’a. Chłopak poleciał daleko w tył, zatrzymując się o drzewo. Jeszcze nie stracił przytomności, lecz nie mógł się poruszyć z bólu.
Ostatni Gliznir biegł w jego stronę. Już po mnie, już po mnie, zaraz mnie dopadnie. Powtarzał w sobie chłopiec.
- Niech coś się stanie! Cokolwiek! - krzyknął na cały głos Merar.
I po chwili widział wszystko w spowolnionym tempie. Ujrzał bestię, biegnącą powoli w jego kierunku. Wszystko by było w miarę normalne, jeśli wszystko by było spowolnione. Ale nie on. Chłopak poruszał się tak szybko jak wcześniej. Mógł szybko odsunąć się od drzewa, gdy Gliznir, jeszcze biegł. Zamachnął się kijem, bez problemu trafiając w głowę bestii, rozwalając jej łeb.
Wszystko wróciło do normy. Dookoła leżały zabite potwory, Teddy i Redius ocknęli się. Merar nie wiedział co się stało. Czy ja to zrobiłem? Czy ja sprawiłem, że to wszystko tak się potoczyło? Nie miał już więcej sił. Popatrzył na swoją zakrwawioną broń, po czym upadł na ziemię i stracił przytomność.

Rozdział Piąty
Wyjaśnienie


Gdy Merar się ocknął, szybko przypomniał sobie, co się stało. Stali nad nim Teddy i Redius. Leżał w tym samym miejscu, gdzie ostatnio stracił przytomność. Dookoła nie było już Gliznir’ów. Ale dalej czuł ich krew.
- Jak się czujesz? – spytał troskliwie Teddy – Sprzątnęliśmy z Redius’em zwłoki bestii.
- Jak ty to zrobiłeś? – spytał zdumiony Redius – Jakim cudem udało ci się powalić trzech Gliznir’ów? Nie mogę w to uwierzyć... Opowiedz mi, co się dokładnie stało?
- A więc tak... Po tym jak on cię uderzył i straciłeś przytomność, pobiegłem go atakować. No i tak się złożyło, że trafiłem w jego oko.
- Co widać... – wtrącił uśmiechnięty Redius – ale nie ważne. Opowiadaj dalej.
- No więc jak już mówiłem, zabiłem drania trafiając w jego oko. Pozostało jeszcze dwóch. Podkosiłem im naraz nogi, i jednego dobiłem. Drugiego nie zdążyłem... Zamachnął się i poleciałem aż tutaj, stamtąd. – mówił Merar, pokazując palcem miejsce bitwy – A gdy biegł w moją stronę stwór i gdy już myślałem, że po mnie, zdarzył się cud. Wszystko dookoła działo się w spowolnionym tempie. Bez problemu uciekłem Gliznir’owi i uderzyłem go najmocniej jak potrafiłem. A jeśli w dodatku, będąc na miejscu bestii musiał to być błyskawiczny cios. Założę się, że nawet nie zauważył jak się odsunąłem od drzewa... Ale jak do tego doszło to nie mam pojęcia...
- Wciąż nie powiedziałeś mi wszystkiego. Do tego spowolnienia doszło zupełnie bez twojego wysiłku. Nie wierzę, że kompletnie nic nie zrobiłeś. Powiedz co robiłeś gdy leżałeś pod tym drzewem, a on napierał w twoją stronę...
- No dobrze, jest jeszcze coś. Do tego całego zdarzenia byłem pesymistycznie nastawiony. Myślałem, że to już koniec i w ogóle. Widziałem przed oczami rodziców, babcię, dziadka... I po chwili wszystko było przejrzyste i powolne...
- A więc tak. – oznajmił zadumany towarzysz – Nie opanowałeś jeszcze tej umiejętności. Ale co się dziwić, skoro drugi raz w życiu jest użyłeś...
- Ale jak...? – zapytał Merar, który miał już łzy w oczach - Jak mam nad tym zapanować? To jest przekleństwo, wisi nade mną klątwa. Chce wrócić do dawnego życia!
- Spokojnie, Merar. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie – powtarzał Redius.
- Dosyć! – krzyknął chłopak – Powtarzasz mi do znudzenia, o tym kiedy mam się dowiedzieć o tym całym. Masz mi to wyjaśnić! Tu i teraz! Zrozumiano?! Jeśli mam być tym twoim Władcą Życzeń, to będę. Ale mi wszystko wytłumacz. Proszę...
- Dobrze. Opowiem wam wszystko. Usiądźcie sobie wygodnie, czas na długą historię...
Dawno, dawno temu, w krainie Delvadore, król Darius, miał dwóch synów. Leron’a i Tibriusz’a. Leron był dobrym dzieckiem, uwielbiał bawić się z innymi dziećmi. Natomiast Tibriusz wolał samotność, dokuczał innym dzieciom zwłaszcza bratu, Leron’owi. Gdy byli w waszym wieku, obaj zakochali się w księżniczce Aulensji. Aulensja była piękną dziewczyną o blond włosach, wydatnych policzkach i niebieskich oczach. Była ideałem. Zakochani w niej chłopcy zaczęli ze sobą rywalizować. To na miecze, to na pięści. Zawsze wygrywał Tibriusz, lecz Aulensja wolała Leron’a. Pewnego dnia zorganizowała turniej, w którym zwycięzca będzie mógł spędzić z nią resztę swego życia. I wtedy doszło do prawdziwej walki. Walczyli tak ze sobą dobre trzy godziny. Zwycięzcą okazał się Leron. Leron, który zawsze przegrywał z Tibriusz’em, teraz z nim wygrał...
Tibriusz wyniósł się z wioski. Wziął od ojca wiele kosztowności i uciekł. Leron i Aulensja wzięli ślub, i żyli ze sobą szczęśliwie. Lecz jakieś dwa lata później Tibriusz wrócił do miasta się zemścić. Wkradł się do pokoju Loren’a i jego żony. Uciął głowę Aulensji i wyrzucił przez okno. Po tym czynie uciekł.
Zrozpaczony wdowiec, musiał żyć ze świadomością, że jego ukochana nie żyje. Od tej chwili zaczął trenować sztukę władania życzeniami. Jego nauczycielem był pewien starzec, który nie miał imienia. Leron przewyższył swojego nauczyciela, we wszystkim czym mógł, dzięki swojej determinacji.
Jakieś jedenaście lat później, Tibriusz, już z zapuszczoną brodą, wrócił do miasta, zapewne zabić swego brata. Leron był na to przygotowany. Stał na środku rynku czekając na mordercę swej żony, Aulensji... Tibriusz dotarł na miejsce. Stojąc w miejscu Leron wyczuwał, wibracje jakie emanowały z jego brata. I zaczęła się walka. Używali do tego swych umiejętności w walce i umiejętnością władania życzeniem. Walki nie dałby zobaczyć zwykły człowiek. Używali techniki „powolny strzał”, tej dzięki, której ty, Merar, powaliłeś ostatniego Gliznir’a. W końcu w tej walce Tibriusz zyskiwał widoczną przewagę. Dla Leron’a ruchy brata były coraz szybsze, aż w końcu w ogóle go nie widział. Wykorzystał to Tibriusz i wziął błyskawicznie włócznie, która leżała oparta, o popękaną ścianę domu.
Zamachnął się i rzucił włócznią w swego brata. Lecąca broń, którą dzieliło już od Leron’a jakieś 20 metrów, przebiła właśnie Rimar’a. Nie był to Leron, był to... Darius. Król krainy Delvadore, został zabity przez swego syna, w obronie drugiego. Ale to nie koniec. Włócznia przebiła się przez ciało Darius’a. I leciała w dalszym ciągu w stronę Leron’a. Już była metr od niego, gdy nagle się zatrzymała. Broń Tibriusz’a zawróciła i leciała w jego własną stronę. Ten odsunął się na bok. Nie zdążył. Włócznia tkwiła w jego ramieniu. Wyrwał ją z własnego ramienia i uciekł z miast Vertil.
Leron obejrzał się na boki co się stało. Ujrzał, ledwo dyszącego, opartego o ścianę, stał jego nauczyciel, Diviash. Ocalił go przed śmiercią. Już wtedy moc Tibriusz’a była ogromna, co można było zobaczyć po zmęczeniu nauczyciela. Leron został ogłoszony, nowym królem Delvadore, a ten, który uczył nowego władcę krainy, odszedł z miasta, nie mówiąc gdzie.
Diviash wędrował po całej krainie Delvadore, nie mogąc znaleźć dobrego dla siebie miejsca. Po trzydziestu latach wędrówki znalazł to miejsce. Była to malutka wioska Ricglay, ta z której odszedłeś, Merar. Przypadkowo na ulicy zderzył się z twoją matką Teresą, która już była z twym ojczymem, Idelfem. Tak się poznali. W końcu Teresa zaprosiła Divash’a do domu na kawę. I tak się zaprzyjaźnili twoi rodzice z byłym nauczycielem Lenor’a. A, że Diviash, zauważył, że jest w ciąży, kłamiąc powiedział, że jest księdzem i spytał czy mógłby ochrzcić jej dziecko, gdy się urodzi. Zgodziła się
Po trzech miesiącach urodziłeś się. Rodzice zanieśli cię ochrzcić do swego przyjaciela, księdza. Diviash błogosławiąc się, zesłał ci z natury wielką moc, która miała się ujawnić około wieku męskiego. Po tym odszedł z wioski i nikt o nim nie słyszał i nikt go nie widział...
Tibriusz, który wyleczył swe rany, i jego moc gwałtownie się zwiększyła, przejął władzę nad ogromnym miastem, Euthana, leżącego na granicy krainy Delvadore. Dowiadując się o tym co zrobił Diviash, dopiero szesnaście lat później, wpadł w furię. Myśląc, że zdradził on twym rodzicom, gdzie wyruszył nauczyciel Lenor’a, posłał do twej wioski swojego najsilniejszego Gliznir’a, aby porwał twych rodziców. Dalej już wiesz co się stało...
- Wspaniała historia... – oznajmił z podziwem Merar.
- Ciężko ją było streścić ale jakoś udało się – uśmiechnął się Redius – Ale nie czas na opowiadanie. Czas w ruszać w drogę.
- Redius... Czy nie sądzisz, że skoro ten Gliznir, który porwał mych rodziców, udał się w drogę do tego Tibriusz’a, to byśmy byli straceni?
- A masz jakiś lepszy plan, chłopcze?
Merar milczał.
- Czy mógłbym coś zaproponować? – zapytał Teddy retorycznie – Proponowałbym udać się do króla Lenor’a, i tam na spokojnie, moglibyśmy podjąć decyzję, a on ewentualnie podszkolić Merar’a. Co wy na to?
- Świetny pomysł! – wykrzyknął ucieszony Merar – Zgadzasz się, Redius?
- O tak, czemu nie. Tam się możesz jeszcze więcej dowiedzieć...
- A więc, komu w drogę, temu czas. Ruszajmy.
I wyruszyli piękną polaną, obok wielkiego, pięknego jeziora, podśpiewujący ze sobą Teddy, Merar i Redius, który szedł milczący i ich boku.


Co o tym sądzicie?

Edit: dodałem dwa rozdziały :hah: i mała poprawka :) ( prolog etc. )

Edit: dodałem czwarty rozdział :>

Edit: dodałem kolejny rozdział i jak widać tytuł książki. Poprawiłem również, ją troszę. Na początku miało byc "Władca woli" Nawet w środku teksu było pisać o władcy woli więc zmieniłem to na władcę życzeń. W rozdziale piątem jest małe wyjaśnienie ale to nie koniec nie spodzianek :ym: . Czy warto pisać dalej? Czy lepiej jescze to porzucić? ^^(

Edit: Aha zapomniałbym.

Wszelkie prawa zastrzeżone ;)


Ostatnio zmieniony przez MarcinUser dnia Pon 21:02, 17 Lip 2006, w całości zmieniany 7 razy
Zobacz profil autora
Ravyn
..::Shruikan Webmaster::..(ExtraMod)
..::Shruikan Webmaster::..(ExtraMod)



Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 5983 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłan Zegarków^^

PostWysłany: Sob 17:34, 15 Lip 2006 Powrót do góry

Dziwne nieco.
Zobacz profil autora
MarcinUser
...:User:...



Dołączył: 15 Lip 2006
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:38, 15 Lip 2006 Powrót do góry

Szybko czytasz :) . A możesz dokładniej :) ?
Zobacz profil autora
Cobra
..::Master Of Serpentes::.. (Mod)
..::Master Of Serpentes::.. (Mod)



Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 259 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się biorą fajne laski

PostWysłany: Sob 17:44, 15 Lip 2006 Powrót do góry

moze byc ale dla bys dalszą czesc :D
Zobacz profil autora
MarcinUser
...:User:...



Dołączył: 15 Lip 2006
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:45, 15 Lip 2006 Powrót do góry

Cobra jescze nie ma :D
Zobacz profil autora
Ervadok
.::Special Shur'tugal::. (Weteran forum)
.::Special Shur'tugal::. (Weteran forum)



Dołączył: 14 Lis 2005
Posty: 719 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sprzed Monitora

PostWysłany: Sob 18:28, 15 Lip 2006 Powrót do góry

Nie powiem nie jest zle :D Akcja rozwija się bardzo szybko a prolog powinien byc dluzszy i powinien zawierac wiecej opisow dzieki czemu stworzylbys wieksze napiecie :) Ale ogolnie bardzo dobre i czyta sie naprawde super :):) pisz dalej zobaczymy co z tego wyjdzie :)
Zobacz profil autora
Mirza
..::Extreme Shur'tugal::..
..::Extreme Shur'tugal::..



Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 2999 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mazury

PostWysłany: Sob 22:51, 15 Lip 2006 Powrót do góry

Czekamy na resztę. Jak dla mnie to za mało, żeby ocenić...
Zobacz profil autora
domena24
..::2nd League Shur'tugal::..
..::2nd League Shur'tugal::..



Dołączył: 14 Lip 2006
Posty: 78 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z głębi duszy

PostWysłany: Nie 9:06, 16 Lip 2006 Powrót do góry

...hmm czy to aby napewno począteq 3 częsci??
Zobacz profil autora
MarcinUser
...:User:...



Dołączył: 15 Lip 2006
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:25, 16 Lip 2006 Powrót do góry

domena24 o czym ty mówisz :) ? O jakiej ty 3 częsci mówisz :P ?
Zobacz profil autora
Liranna
..::Precious Shur'tugal::..
..::Precious Shur'tugal::..



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 825 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:23, 16 Lip 2006 Powrót do góry

Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia, co do tego opowiadania. Treść jest dobra, może trochę mało dopracowana i chaotyczna, ale niewątpliwie ciekawa.
Ze stylem jest trochę gorzej. Nie lubię powtórzeń, a u ciebie jest ich trochę.
Przeczytaj jeszcze raz uważnie prolog, a sam na pewno je wychwycisz. Szczególnie wyraz "rzeczy" pojawia się w tej części zbyt wiele razy.
Dialogi są też dla mnie trochę sztuczne i mało przekonujące.

Pisz dalej. Z każdym kolejnym rozdziałem twój styl pisania będzie coraz lepszy, co do tego nie mam wątpliwości. :P
Zobacz profil autora
domena24
..::2nd League Shur'tugal::..
..::2nd League Shur'tugal::..



Dołączył: 14 Lip 2006
Posty: 78 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z głębi duszy

PostWysłany: Nie 21:32, 16 Lip 2006 Powrót do góry

nie no to joke<- zart opowiadanie całkiem całkiem sie zapowiada a kogo to jest i co to ma byc bo trochu jestem nie wtajemniczona ;)
Zobacz profil autora
MarcinUser
...:User:...



Dołączył: 15 Lip 2006
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:49, 16 Lip 2006 Powrót do góry

Dodałem dwa rozdziały. Nie bardzo rozumiem twoje pytanie domena24. Jesli chodzi o to co piszę to ma być to fantasy :) .
Zobacz profil autora
MarcinUser
...:User:...



Dołączył: 15 Lip 2006
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:45, 17 Lip 2006 Powrót do góry

Dodałem czwarty rozdział. Powiedzcie jak wam się teraz podoba :)
Zobacz profil autora
Zarrockineragon
..::Mega Shur'tugal::..
..::Mega Shur'tugal::..



Dołączył: 20 Maj 2006
Posty: 2603 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się znamy?

PostWysłany: Pon 13:50, 17 Lip 2006 Powrót do góry

Bardzo dobre!!Naprawdę!
Zobacz profil autora
MarcinUser
...:User:...



Dołączył: 15 Lip 2006
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:46, 17 Lip 2006 Powrót do góry

Ulepszyłem i dodałem rozdział co pisze w pierwszym poście. Jak to teraz wygląda? Powiedzcie jak wam się podoba i czy jest sens dalej pisać :(
Zobacz profil autora
Zarrockineragon
..::Mega Shur'tugal::..
..::Mega Shur'tugal::..



Dołączył: 20 Maj 2006
Posty: 2603 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się znamy?

PostWysłany: Pon 20:54, 17 Lip 2006 Powrót do góry

Pisz pisz........... :) podoba mi się
Zobacz profil autora
Mirza
..::Extreme Shur'tugal::..
..::Extreme Shur'tugal::..



Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 2999 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mazury

PostWysłany: Wto 13:56, 18 Lip 2006 Powrót do góry

No cóż...

Ortografia ok, inetpunkcja w miarę, natomist składnia... beznadziejnie...
Cytat:
Czego tak długo?

To tylko taki mały przykład. Powinno być: Co tak długo?
Wątek ciekawy, akcja już trochę mniej. Wszystko idzie opornie, a nie gładko jak być powinno. Na pewno zbyt monotonnie i mało realistycznie. Wszystkiego dowiadujemy się na samym początku. Żadnych tajemnic. I kilka błędów logicznych. Skoro Tibriusz wolał samotność, to czemu dokuczał innym dzieciom? Czyż nie dlatego, że chciał zwrócić na siebie ich uwagę, a wobec tego, nie chciał być samotny? Jak to już ktoś gdzieś kiedyś napisał: lepsze są postacie realistyczne niż doskonałe.

Ale pisz dalej. Jak apetyt rośnie w miarę jedzenia, tak styl pisarza poprawia się w miarę pisania.Pomysłów ci nie brakuje, a że forma niezbyt udana to trudno. Z biegiem czasu się poprawi.

Czekam na następne rozdziały. :)
Zobacz profil autora
MarcinUser
...:User:...



Dołączył: 15 Lip 2006
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:12, 18 Lip 2006 Powrót do góry

Następne rozdziały dodam, gdy ich troszkę więcej napiszę a nie po jednym. Mirza dziękuję za twoją krytyke :) . Postaram się pisać lepiej ale czego się spodziewać po przeciętyn 15 latku ( A Paoilini to ja nie jestem ;) ) . Ale jeśli chodzi o tajemnice to się mylisz. Dowiesz się jescze zaskakujących rzeczy :D
Zobacz profil autora
Mirza
..::Extreme Shur'tugal::..
..::Extreme Shur'tugal::..



Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 2999 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mazury

PostWysłany: Wto 15:15, 18 Lip 2006 Powrót do góry

Już nie mogę się doczekć ;)
Zobacz profil autora
Kani
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)
..::Guru Shur'tugal::.. (Mod)



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 1926 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgadnij

PostWysłany: Wto 23:50, 25 Lip 2006 Powrót do góry

Zmień tytuł bo już jest jeden "Władca życzeń", a tak to fajne, aczkolwiek opisów jest bardzo mało, to co napisałeś powinno być dwa razy dłuższe, akcjka jest za szybka. Ale treść jest ardzo dobra, fabuła nie podoba mi się za natto, ale to już zależy od gustu, jeśli chodzi o tematyke, to jeśli jest to "ratowanie świata" to jest to bardzo "używany" temat.
Zobacz profil autora
Zarrockineragon
..::Mega Shur'tugal::..
..::Mega Shur'tugal::..



Dołączył: 20 Maj 2006
Posty: 2603 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się znamy?

PostWysłany: Śro 9:02, 20 Wrz 2006 Powrót do góry

Dlaczego nie piszesz dalej ,chyba się nie zniechęciłeś??Pisz dalej :)
Zobacz profil autora
Varden
..::3rd League Shur'tugal::..
..::3rd League Shur'tugal::..



Dołączył: 30 Gru 2006
Posty: 49 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pyskowice

PostWysłany: Nie 21:14, 14 Sty 2007 Powrót do góry

Pisz to dobre jest narazie i dobrze sie zapowiada, ale ktos juz o tzm wspomnial piecej opisow postaci i tzlko nie znowu "ratowanie swiata" to jest to przereklamowane
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)