Forum Saphira.fora.pl Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 W cieniu przeszłości by Fiolka Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: To opowiadanie jest:

Świetne
0%
 0%  [ 0 ]
Dobre
50%
 50%  [ 2 ]
Kiepskie
25%
 25%  [ 1 ]
B-E-Z-N-A-D-Z-I-E-J-A
25%
 25%  [ 1 ]
Wszystkich Głosów : 4


Autor Wiadomość
fi-olka
..::2nd League Shur'tugal::..
..::2nd League Shur'tugal::..



Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Czw 17:26, 31 Maj 2007 Powrót do góry

Idąc za przykładem Płomienia i zdecydowałam się dać mój fick. Nie mam może jakiś tam wielkich umiejętności pisarskich jak można zauważyć na początku ale myśle że z kolejnymi częściami powoli sie wprawiam w pisanie.
Za ewentualne błędy przepraszam.

--- [edit]

Stał pośrodku wysokiej, ciemnej komnaty w której jedynymi meblami był stary taboret i lichy okrągły stolik na trzech nogach. Wszystkie okna zasłaniały ciężkie, zakurzone kotary, a jedynym źródłem światła były trzy świeczki stojące w zaśniedziałym, kutym świeczniku. Na przeciwko niego stała wysoka zakapturzona postać, której twarzy nie mógł dostrzec w tym świetle i która po chwili odezwała się do niego głosem w którym brzmiała pogarda, niestety sens jej wypowiedzi umknął mu. Nagle rozmówca podniósł dłoń i wypowiedział parę krótkich słów w których czuć było dziwną lecz znaną mu siłę. Coś go odepchnęło w tył i poczuł, że uderza głową w ścianę...

W tym samym momencie zerwał się z łóżka. Już od paru miesięcy śnił ten sam sen.
- Czyżby przeszłość do niego wracała? Niemożliwe – powiedział do siebie - A może jednak?
Wstał i podszedł do lustra stojącego w rogu jego małego pokoju. Spojrzał w zwierciadło. Jego odbicie patrzyło na niego błękitnymi, mądrymi oczami – zawsze były takie, tak jak brązowa gęsta czupryna na jego głowie. Przyjrzał się sobie krytycznie. W lustrze stał wysoki chłopak, ubrany w lnianą koszulę i wełniane spodnie już nie pierwszej świeżości, mający tak na oko 17 lat.
- Ale czy na pewno? Tego się pewnie nigdy nie dowie.- Tak naprawdę miał dwa lata. Bo dokładnie dwa lata minęły od kiedy znaleziono go leżącego na plaży w Rathis Till, już dwa lata pracował u Faldora w młynie i od dwóch lat ludzie nazywali go Garionem. Właściwie podobało mu się to imię, mimo, że wzięło się od nazwy rzeki Gariady, która wpływała do morza Wiatrów w miejscu gdzie go znaleziono nieprzytomnego i majaczącego w gorączce. Gdzieś poza domem zapiał kur, dając znać, że czas wstawać i Garion wyrwał się z zamyślenia. Wciągnął buty i kamizelkę, ugryzł pajdę już zeschłego chleba i ruszył jak zwykle o tej porze do pracy. Godziny szybko mijały mu na pracy która była ciężka lecz wprawione już ręce pacowały w szybkim tempie. Nagle usłyszał krzyki współtowarzyszy, spojrzał w górę. Spróchniała już belka jednego z łopat wiatraka pękła i spadała prosto na niego, w ostatniej próbie ucieczki skoczył w bok lecz ciężki worek z mąką, który właśnie niósł utrudniał mu ruchy i nie zdołał przed nią uciec. W ostatniej chwili pomyślał, że umrze nie wiedząc kim jest, a potem poczuł ogłuszający ból i nic już nie myślał, osunął się tylko w ciemność.... Obudził się w ciepłym łóżku z bandażem na głowie i z wielkim bólem tejże. Gdy spojrzał w okno stwierdził, że jest już ciemno.
Więc musiałem tu przeleżeć cały dzień – pomyślał. Nagle poczuł w swoim umyśle czyjąś świadomość.
- Kim jesteś? - Zapytał.
- Znasz mnie. Zawsze tu byłem. - odpowiedział głos w jego głowie.
- Nie znam cię i nigdy cię tu nie było... -popukał się w głowę - bo jak to możliwe, że cie nie słyszałem?
- To ten upadek ze skarpy uniemożliwił nam kontaktować się ze sobą. – wyjaśnił – Ale widze że kolejny nabity guz wszystko naprawił. - zaśmiał się.
- To nie jest śmieszne, mogłem przecież umrzeć!
- Nie umarłbyś, już o to zadbałem. - spokojnie wyjaśnił.
- A więc ty to sprawiłeś?? Przez ciebie mam ten straszny ból głowy?? - zapytał nie zbyt grzecznie.
- Nie ja tylko pomogłem, ta belka i tak miała wkrótce odpaść. - znowu się zaśmiał.
- To nic nie zmienia, to wszystko przez ciebie – odburknął
- Nie zachowuj się jak dziecko, masz w końcu już siedemnaście lat, - stwierdził - nic ci sie przecież nie stało takiego.
- No niby nic ale przez ciebie głowa mnie boli – zaczął się bronić – i straciłem przytomność.
- Poboli i przestanie, gorsze rzeczy by się wydarzyły gdybym cię w końcu nie obudził z tego uśpienia – odparł. - Czas spełnienia proroctwa się zbliża, a ty byś sie do niczego nie nadawał gdybym nie interweniował.
- Jakiego proroctwa? - spytał
- Nie pamiętasz? - zdziwił się głos – Widze, że upadek z tej skarpy narobił dużego zamieszania. Czego jeszcze nie pamiętasz?
- Wszystkiego! Straciłem całą pamięć.- stwierdził - Myślałem, że skoro siedzisz w mojej głowie to wiesz wszystko.
- To nie prawda, nie wiem wszystkiego, jestem w końcu indywidualną osobą. - powiedział – To komplikuje sprawę. Musze się porozumieć z radą.
- Z jaką radą? Hej pytam się o coś. Z jaką radą chcesz się porozumieć? - zawołał chodź nic to nie dało najwyraźniej głos już odszedł, a on został sam z mętlikiem w głowie. Zaczął rozmyślać nad tym co mu powiedział głos i nawet nie zauważył kiedy zasnął.

***

Obudził się następnego dnia rano z dużym bólem głowy.
- Au, co mi się stało? - pomyślał – No tak wypadek! Ale jaki miałem dziwny sen! - zaśmiał się sam do siebie.
- To nie był sen! - rozległ się znany mu głos tak nagle, że aż chłopak wyskoczył z łóżka z głośnym okrzykiem.
- He, he, czego się boisz? - spytał się głos
- Wcale się nie boje – wyjaśnił - tylko się tego nie spodziewałem.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - weszła Marta – niska kobieta o miłym uśmiechu i czarnych włosach teraz przyprószonych siwizną. Marta opiekowała się nim kiedy go znaleziono i udzielała mu schronienia przez te dwa lata. Traktowała Gariona jak własnego syna, którego nigdy nie miała, gdyż owdowiała bardzo młodo.
- Coś się stało kochaneczku? - zapytała się chłopaka – Słyszałam, że krzyczałeś.
- Kochaneczku, no nie źle! - wtrącił się głos
- To nie jest śmieszne. - posłał karcącą myśl w stronę głosu, natomiast na głos wypowiedział usprawiedliwienie - Nie nic tylko spadłem z łóżka i uderzyłem się w już i tak obolałą głowę.
- No tak, pewnie dołożyłeś sobie jeszcze jednego guza. – stwierdziła Marta jak by niczego innego sie nie spodziewała. Natomiast głos już zaczął go denerwować
- Spadłeś z łóżka?? Ty?? Ha, ha, nie wytrzymam!
- Zamknij się!!
- Słucham? - spytała zdziwiona kobieta, najwyraźniej powiedział to na głos.
- Nie nic mówiłem do siebie. - odpowiedział szybko Garion
- Aha. No dobrze ja idę, ty natomiast się ubierz i zejdź na śniadanie bo ci zupa wystygnie. - pouczyła go - A właśnie masz dzisiaj wolne. Faldor stwierdził że i tak do niczego mu sie nie przydasz i tylko byś mu zawadzał. Strasznie nieprzyjemny człowiek ten twój szef, powinieneś zmienić pracę.
- Niestety nie ma dla mnie innej pracy w tym mieście, ale wkrótce stąd wyjadę - stwierdził.
- Szkoda, będę za tobą tęsknić, ale masz racje to najlepsze wyjście dla ciebie. - powiedziała i wyszła.
- Widze, że niezłe życie tu prowadzisz. Mamusia, jedzonko, praca, normalnie raj.
- A co cię to właściwie obchodzi? - zapytał się głosu.
- No nic ale przed wypadkiem byłeś inny.
- Jak to inny?
- No jak by to powiedzieć... samodzielny tak to dobre słowo... byłeś samodzielny.
- Czyli, mógłbyś mówić jaśniej, bo chciałbym wiedzieć coś o moim poprzednim życiu.
- To ja może zacznę od początku, słyszałeś może już o Ramithas?
- Chyba nie. - zastanowił się chwile – Mimo to coś mi się kojarzy.
- A więc jest to zgrupowanie zajmujące się wykonywaniem pewnych zadań, które zleci Rada Najstarszych. Przeważnie są to zadania dotyczące dyplomacji, pokoju i przestrzegania prawa et ce tera, et ce tera. Lecz powoli zbliża się czas w którym ma wypełnić się proroctwo od którego zależą dalsze losy tego świat tak jak i innych równoległych do naszego. I to właśnie proroctwo, a raczej jego wypełnienie się jest teraz sprawą najważniejszą dla Rady. Natomiast ty jesteś absolwentem Klasztoru Ramithasu, wyszkolonym tak by wypełnić swoje zadanie gdy przyjdzie na to pora.
- A ty kim jesteś Głosie w mojej głowie?
- Jestem twoim stróżem, pomocnikiem, pośrednikiem, sumieniem i czym tylko zechcesz. A i mam na imie Garath, więc nie mów do mnie per Głosie.
- Masz dziwny sposób bycia. - stwierdził
- Cieszę się, że zauważyłeś, pracowałem nad sobą całe lata.
- E ee... To nie był komplement.
- Wiem, mimo to się cieszę.
- Kto mi ciebie przydzielił?
- Rada. Stwierdziła, że do siebie pasujemy, a oni się prawie nigdy nie mylą.- powiedział i sie zamyślił – Przynajmniej nie słyszałem o takim przypadku – dodał.
- A więc skoro jestem tym całym Ramithisem to co ja tutaj robię?
- Tego na razie nie wiem, Rada mi jeszcze na to pytanie nie odpowiedziała.
- No dobrze to jak ja mam na imię?
- Ty nie masz imienia.
- Co? - zdziwił się.
- No tak, byłeś sierotą i nie zdążyli ci nadać imienia nim Rada wyznaczyła cię na ucznia, a w klasztorze nie zajmują się takimi błahostkami jak imię.
- Ale jakoś przecież chyba na mnie w niej wołali?
- Mówili na ciebie Bezimienny. - odpowiedział
- To ja jednak wole Gariona, możesz tak do mnie mówić?
- Jak sobie życzysz Garionie.
- A czy... - nie dokończył bo przerwał mu Garath
- Pewnie chcesz się dowiedzieć o sobie jak najwięcej lecz na razie musisz się wstrzymać.
- A to dlaczego? Tak zarządziła rada?
- Poniekąd. Mogę ci powiedzieć tylko trochę o twojej przeszłości.
- No to dlaczego nie powiesz mi tego co możesz wyznać? Czy jest na to jakiś poważny powód?
- Tak.
- A jaki powiedz proszę? Czy sądzisz że nie przetrzymam prawdy o sobie?
- Nie, powód jest zgoła inny.
- Jaki?
- Zupa ci stygnie!!- po czym zniknął z umysłu Gariona, a chłopak zdziwiony ruszył po schodach na śniadanie. CDN

Na dzisiaj to wszystko mam ogółem narazie 6 odcinków będe je dodawać systematycznie o ile fick wam sie spodoba.

---[/edit]


Ostatnio zmieniony przez fi-olka dnia Czw 18:38, 31 Maj 2007, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Katze
.::Murtagh's Guardian Angel::.(ExtraMod)
.::Murtagh's Guardian Angel::.(ExtraMod)



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 4801 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się biorą dzieci?

PostWysłany: Czw 19:44, 31 Maj 2007 Powrót do góry

Gdzie się pchasz z triplepostem? Bo opo ma dwie części? Szkoda, że każda nie jest podzielona na wstęp, rozwinięcie i zakończenie, które przecież zasługują na oddzielne posty.
+1
Zobacz profil autora
fi-olka
..::2nd League Shur'tugal::..
..::2nd League Shur'tugal::..



Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Pią 8:46, 01 Cze 2007 Powrót do góry

Dobra mój błąd. Myślałam że tak będzie lepiej czytelne. Mi nie zależy na postach możecie mi nawet licznik wyzerować. Ale po co ten sarkazm?
Zobacz profil autora
fi-olka
..::2nd League Shur'tugal::..
..::2nd League Shur'tugal::..



Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Pon 14:39, 04 Cze 2007 Powrót do góry

Tym razem część 3 i 4

Część 3


Po zjedzonym śniadaniu Garion z braku ciekawszego zajęcia zdecydował przejść się nad rzekę przy której go znaleziono. W czasie przechadzki zaczął rozmyślać nad tym co powiedział mu Garath, nie było tego dużo ale i tak nie mógł w to uwierzyć, w końcu było to wręcz niewiarygodne.
- I co jak ci smakowało śniadanko? - zapytał już znajomy głos w jego głowie.
- Marta to wspaniała kucharka i jak zwykle wszystko było pyszne.
- Ciekawy jestem jak to jest coś jeść.
- Nigdy niczego nie jadłeś?
- Nie, bo niby jak? Przecież nie mam ciała. - odpowiedział Garath
- A więc jak to możliwe, że istniejesz? Przecież każda istota musi coś jeść. - stwierdził
- Taka jest już moja natura, jestem Promieniem.
- Kim?
- Wiesz co, robisz się powoli irytując z tymi swoimi pytaniami. - powiedział - Powiedzmy, że Promień to coś w rodzaju ducha stróża.
- Skoro jesteś duchem kiedyś pewnie żyłeś. - stwierdzi
- Tak, w pewnym sensie, kiedyś żyłem, ale nic z mojego życia śmiertelnika nie pamiętam. Wiem tylko, że jedynie dobre istoty stają się Duchami Światłości inaczej Promieniami, więc nawet nie wiem czy byłem człowiekiem. Równie dobrze mogłem być psem, a raczej kotem, psy są za mało charyzmatyczne w porównaniu do mnie. Do kota bardziej pasuje. - stwierdził.
Garion przez chwile oswajał się z wyobrażeniem Garatha jako kota, co wydało mu się nader śmieszne. Według Gariona bardziej prawdopodobne było, że jego stróż był gadatliwą papugą, co mu oznajmił i na co Promień się obruszył.
- Ja papugą? Chyba żartujesz, nigdy nie zniżyłbym sie do roli głupiego ptaszyska żebrzącego o jedzenie słowami „ Poli chce krakersa!”. To naprawdę żałosne!
- No dobrze – przyznał Garion przeczuwając awanturę – To powiedz mi, bo jestem ciekawy, od jak dawna jesteś duchem?
- Od jakiś 300 lat - odparł – Ale niech ta liczba nie robi na tobie wrażenia, bo 300 lat to dla nas Promieni bardzo mało.
- To ilu już miałeś podopiecznych?
- Jesteś pierwszy. - powiedział znudzonym głosem
- Aha, a więc Rada dała mi początkującego Ducha Światłości, już chyba wiem dlaczego straciłem pamięć. - powiedział
- O wypraszam sobie takich insynuacji, to nie moja wina że jesteś, a może i byłeś zapalczywy. Ja próbowałem cię przekonać byś zrezygnował z tej akcji, ale nie ty byłeś zbyt pewny siebie i co? Narobiłeś sobie i mi problemów. Wiesz ile miałem roboty by wyciągnąć cię z tego bagna, w które się tak chętnie wpakowałeś?
- Dobrze, już dobrze, uspokój się, rozumiem już co chcesz mi powiedzieć. Przepraszam jeżeli cię to zadowoli. - powiedział bo nie był przygotowany na taki wybuch, po chwili Garath odpowiedział już spokojnym głosem.
- Nie chowam urazy, a właściwie ta cała sytuacja powoli zaczyna mnie bawić.
- A to czemu? - spytał, rzucając kamień do rzeki nad którą siedział.
- No bo wiesz, to wszystko tak do ciebie nie pasuje. - Garion posłał mu pytającą myśl. - No, dobrze powiem. Byłeś najlepszym uczniem w szkole, wszystko ci sie udawało, nikt ci nie dorównywał, a tu nagle, już w pierwszym zadaniu taka porażka.
- Ja byłem prymusem? Widać znów mam wiele do nauki.
- Nie, nie będziesz przechodził kursu po raz drugi. Według Rady wraz z upływem czasu przypomnisz sobie wszystko, a naprawdę sporo tego jest.
- Mam nadzieje bo na razie jestem bezbronny. - stwierdził.
- Hi, ha, ha, ha.... - Garath dostał ataku śmiech, połączonego z głupawką – BEZBRONNY!! Hi, ha, ha, ha...
- Przestań, z czego znowu się śmiejesz?! - zapytał się oburzony.
- Bezbronny...!! Hi, ha, ha, ha... – widocznie Garath nie mógł się opanować, bo jeszcze przez minutę śmiał się sam do siebie nie zważając na pytania chłopaka i dopiero kiedy dostał czkawki wreszcie się opanował. W pewnym sensie. - Wiesz Garion... hik!... fajny z ciebie chło... hik!... pak ale widać, że... hik!... ostatnie dwa lata spędziłeś na jakimś.... hik!... że tak powiem...hik!... „Zadupiu”... hik!...
- Zadupiu?
- Tak...hik!...bo każdy...hik!... kto nie mieszka... hik!... na Zadupiu wie,... hik!... że Ramithas nie...hik!... są bezbronni... hik!... są inteligentniejsi, ...hik!.. szybsi... hik!... i umieją doskonale... hik!... walczyć. Zobaczysz ...hik!...jak ci...hik!.. wróci pamięć.
- No dobrze ale czy nie mógłbyś zrobić coś z tą denerwującą czkawką, wstrzymaj powietrze lub może lepiej będzie jak cię przestraszę?
- Nie mogę to magiczna...hik!... czkawka, musi sama...hik!... przejść. - odpowiedział jak by to było oczywiste.
Nagle na horyzoncie pojawił się jakiś olbrzymi ciemny kształt, który pędził w stronę Gariona z zamiarem zaatakowania chłopaka. Gdy światło słoneczne oświetliło go, Garion zrozumiał, że jest to wysoki mężczyzna galopujący na błyszczącym karym koniu. Gdy mężczyzna zaatakował, chłopak z niewiarygodną szybkością zrobił unik skacząc za wielki głaz i omijając wycelowany w niego miecz. Niestety jeździec po chwili zawrócił znów kierując się w stronę Gariona, a przyparty do ogromnego głazu chłopak nawet nie miał szans na ucieczkę... CDN



Część 4

Napastnik zbliżał się coraz bardziej. Garion gorączkowo myślał jak wyjść z opresji.
- Garath! Co mam zrobić? - wykrzyknął w myśli, lecz głos uparcie milczał. Chłopak zaczął się rozglądać za jakąś bronią. W końcu zauważył gruby kij leżący nieopodal.
- Miecz to to nie jest, ale nada się! -pomyślał i szybko podniósł prowizoryczną broń by poczekać na odpowiedni moment do ataku. Kiedy jeździec zamachnął się, Garion skoczył do niego odbił miecz trafiając kijem w płaz, po czym całą swoją siłą zrzucił mężczyznę z konia. Napastnik uderzył głucho o ziemię. Ciężka zbroja jaką nosił przygwoździła go do murawy, uniemożliwiając jakiekolwiek próby wstania. Kiedy chłopak miał już skorzystać z okazji i rzucić się na mężczyznę, delikwent zaczął się śmiać.
- Widze przyjacielu, że jednak nie wyszedłeś z wprawy. - powiedział po chwili.
- Co? Kim ty jesteś i czemu mnie zaatakowałeś? - zapytał Garion siadając na przeciwniku
- Jednak plotki mówiły prawdę! - odezwał się – Więc Bezimienny straciłeś pamięć i nie pamiętasz już starego przyjaciela?
Garion przyjrzał się dokładnie leżącemu. Mężczyzna wydawał się bardzo młody, miał pewnie tyle samo lat co on lub niewiele więcej. Miał jasne długie włosy, brązowe oczy i szczupłą twarz o śniadej karnacji na, której widniała wąska blizna.
- My się znamy? - powiedział po chwili.
- Tak znacie się. – odpowiedział mu głos w jego głowie
- O, Garath jak miło, że się WRESZCIE pojawiłeś. Nie słyszałeś jak cie wołałem? Czy ta czkawka namieszała ci w głowie? - zapytał sie opryskliwie.
- Uspokój się Bezimienny, ja nie jestem Garathem, więc nie kieruj swojej złości na mnie. - odpowiedział i dopiero teraz Garion zauważył, że Promień ma inny głos.
- Kim jesteś? - zapytał
- Jestem Nethros, a osoba na której siedzisz nazywa się Darnik i jest moim podopiecznym. - odpowiedział uprzejmie po czym stwierdził – Zmieniłeś się Bezimienny, teraz widzę to wyraźnie!
- A nie mówiłem Nethrosie? Chłopakowi trochę odbiło po uderzeniu w głowę i 2 latach pracy w młynie. - odezwał się wreszcie Garath. - Garionie nie naburmuszaj się tak porozmawiamy póżniej.
- Garionie? - Tym razem odezwał się Darnik – Dobrze słyszałem mówisz do niego Garionie?
- Tak, jak widzisz i to sie zmieniło. Chłopak najwidoczniej przyzwyczaił się do imienia, które nadali mu wieśniacy i życzy sobie by tak go nazywać. - odpowiedział jego Duch Światłości
- A więc.. Garionie czy mógłbyś już ze mnie zejść i pomóc mi wstać?
- A tak... już... - powiedział kiedy uświadomił sobie, że jeszcze siedzi na Darniku - Czemu mnie zaatakowałeś? - zapytał dawnego przyjaciela kiedy ten otrzepywał się z trawy.
- Więc Garionie to była taka nasza tradycja na powitanie i jak zwykle udało ci sie mnie pokonać choć straciłeś pamięć. - stwierdził
- Od jak dawna się znamy? - zapytał
- Od dzieciństwa Bezim....Garionie - zreflektował się Darnik – Razem sie wychowywaliśmy w Akademii Ramithasu tylko, że ja nie ukończyłem szkolenia bo odszedłem z niej w wieku 13 lat by służyć jako giermek, a potem jako rycerz u mojego króla. Życie rycerza bardziej mi pasuje niż życie Ramithasa, jest o wiele więcej okazji do walki i potyczek.
- Darnik zawsze był trochę porywczy i chętny do bójek. - powiedział Nethros – Dlatego zyskał sobie przydomek Utrin co oznacza wojownik w Staromowie.
- Darnik Utrin mówisz? - wtrącił się Garath – Czyli w skrócie Durnik. To naprawdę do ciebie pasuje durnoto jedna! - dodał ze śmiechem.
- Widze, że w przeciwieństwie do Gariona, ty Garathcie wcale sie nie zmieniłeś i wciąż trzymają się ciebie żarty! - powiedział drugi Promień
- Staram się Nethrosie! Natomiast ty jesteś jak zwykle za poważny.
- No dobrze skończmy tą dyskusję! Przybyliśmy tu w końcu w innej sprawie. - Powiedział Darnik
- Masz racje Durniku... to znaczy Darniku. - pomylił się Nathros, co wprawiło Garatha w doskonały nastrój. - Może ty powiedz - zaproponował Promień.
- A więc Garionie i ty Garathcie mamy do was prośbę. Czy wyruszylibyście razem z nami na pewną wyprawę? CDN
Zobacz profil autora
fi-olka
..::2nd League Shur'tugal::..
..::2nd League Shur'tugal::..



Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Nie 9:17, 10 Cze 2007 Powrót do góry

Część 5

- A więc Garionie i ty Garathcie mamy do was prośbę. Czy wyruszycie z nami na pewną wyprawę? - zapytał Darnik
- Czy możecie przybliżyć nam cel tej wyprawy? - Garath odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Tak, oczywiście. Wyruszamy na poszukiwanie klejnotu Aldura. - odpowiedział rycerz.
- Tego klejnotu Aldura? - zdziwił się Promień – A co sie stało? Myślałem, że ten klejnot od wieków spoczywa w skarbcu na rękojeści królewskiego miecza.
- Tak też było, ale jeden ze sługusów króla Belgaradu wykradł klejnot, a teraz trzeba go ścigać i odebrać mu kamień nim dotrze do granic tego państwa. - wtrącił się Nathros
- Dobrze więc ruszamy z wami. - zadecydował Garath – Rada i tak sie nie odzywa więc nie będziemy gardzić nadarzającą sie okazją do przygody, nie Garion?
- Eeee.... tak! - powiedział po chwili zastanowienia – To idę sie spakować. Może wpadniecie do nas na obiad...to znaczy na kolacje? – poprawił się gdy zauważył, że sie już ściemnia. Rycerz z początku był niechętny ale po chwili zmienił zdanie i wszyscy ruszyli razem na ucztę. Po zjedzonej kolacji Garion obwieścił wyjazd, a Marta choć nie protestowała była smutna. W końcu stwierdziła, że od dawna wiedziała o tym, że chłopak znajdzie porządną pracę, a tu po prostu sie marnował. Garion zdecydował nie wyprowadzać jej z tego błędu, gdyż może przeszkodzić mu w podróży za klejnotem. Następnego dnia o świcie Darnik kupił gniadą klacz dla Gariona okazało się jednak, że chłopak zapomniał jak sie jeździ na koniu. Początkowo nauka szła mu dość opornie ale po godzinie intensywnej nauki i paru bardzo bolesnych upadkach złapał o co chodzi przynajmniej w stępie i kłusie. Promień Darnika zdecydował, że na razie ta wiedza wystarczy Garionowi, a tajniki galopu pozna w czasie jazdy i na co Garath już dość znudzony wyraził swoją aprobatę. Kiedy wreszcie wyruszyli w drogę rycerz rozpoczął rozmowę opowiadając o ich dzieciństwie oraz szkoleniu. Garion był bardzo zdumiony jak wiele umiał w poprzednim życiu. Między innymi potrafił doskonale walczyć mieczem, strzelać z łuku, a także, co nie było wcale łatwe, jako pierwszy nauczył się posługiwać Furiami – bronią Ramithisów. Jak się po chwili dowiedział Furie były lekkimi mieczami o wygiętej klindze i choć były tępe z jednej strony to z drugiej strony ich ostrze umiało przeciąć wzdłuż wysokiego człowieka. W pewnej chwili do rozmowy wtrącił się Nethros.
- Garionie znasz historie klejnotu Aldura? - kiedy chłopak odpowiedział przecząco dodał – Skoro wyruszyliśmy na wyprawę dotyczącą tego kamienia powinieneś znać jego legendę byś wiedział jak wiele znaczy ten klejnot.



Wiele wieków temu gdy między państwami trwały wieloletnie wojny, a ziemia została spalona prawie doszczętnie. Lud, który sprzeciwiał się tym krwawym wojnom zwołał tajemne zgromadzenie. W czasie owego spotkania wszyscy mędrcy świata mieli znaleźć sposób na zakończenie tych sporów trawiących całą krainę. Radzili się tak dwa lata niczego jednak nie wymyśliwszy. W końcu mędrcy zdecydowali by poprosić o radę znaną wieszczkę Marissę. Gdy posłaniec dotarł do wyroczni ta przepowiedziała proroctwo oraz dała pewną radę. Jednak treść proroctwa była i nadal jest chroniona przez Radę Najstarszych, ale owa podpowiedź Marissy jest doskonale nam znana. Wieszczka poradziła by zebrali się wszyscy magowie oraz wszelkie istoty magiczne i w dzień równonocy wiosennej rozpalili ognisko ze świętego drzewa Anukis, w środku natomiast tego ogniska mieli ustawić kamień węgielny. W momencie kiedy tarcza księżyca była dokładnie nad ustawionym i płonącym ogniskiem mieli powiedzieć zaklęcie, które ich nauczyła Marissa. Tak też zrobili i w wyznaczonym dniu w miejscu zwanym Prologiem, gdzie wojny nie prowadzono, a ogień jeszcze nie dotarł spotkali się magiczni przedstawiciele wszystkich ras. W końcu o wyznaczonej porze wypowiedzieli zaklęcie, początkowo nic się nie działo ale po pewnym czasie ognisko wraz z kamieniem węgielnym zaczęły się zmieniać. Języki ognia stały się dłuższe i zaczęły zwijać się w misterne sploty, a kamień wraz z świętym drewnem połączyły się tworząc przepiękny błękitny diament. Diament ten miał moc niewyobrażalną mogącą uratować cały świat jak i go zniszczyć, na szczęście najpotężniejszy z magów Aldur potrafił rozkazać klejnotowi by ten pogodził zwaśnione państwa i rasy. Kiedy już na wszystkich ziemiach zapanował pokój Aldur oddał kamień biednemu chłopcu, który został znanym nam królem Athosem i władał on całą krainą rządząc nią mądrze i sprawiedliwie. Klejnot Aldura natomiast znalazł swe miejsce w rękojeści miecza króla nazwanym przez niego Farathem i który był dziedziczony wraz z tronem, aż do momentu kiedy to wynajęci mordercy zabili księcia Radiana. Odtąd tron stał pusty, a Farath leżał w skarbcu czekając na kolejnego właściciela, który na razie sie nie odnalazł, a królestwo podzieliło się na wiele mniejszych państewek.



- Jak widzisz Garionie, klejnot Aldura jest potężny, a w niewłaściwych rękach takich jak króla Morgasa może spowodować katastrofę – powiedział na zakończenie opowieści po czym umilkł.
- Skoro ten diament jest taki potężny to dlaczego dał się wkuć w miecz? - spytał Garion
- Klejnot po takim dziele jakim było powstrzymanie wojny wpadł w uśpienie. - odparł tym razem Garath – Ale w końcu on sie przebudzi! I biada wam domokrążcy sprzedający buble!
Całe zgromadzenie zaczęło się głośno śmiać i w doskonałym humorze przekroczyli granice Rathis Till i Karathy.
Zobacz profil autora
fi-olka
..::2nd League Shur'tugal::..
..::2nd League Shur'tugal::..



Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Wto 12:01, 19 Cze 2007 Powrót do góry

Część 6

Kastoria już nie istniała. Wiele czasu minęło od dnia, gdy stolica Karathy legła w gruzach, a mroczna, nieskończona puszcza północy zagarnęła ruiny. Padły spękane mury, pochłonięte przez mech i wilgotne brunatne paprocie, tylko resztki dumnych niegdyś wież rozpadły się między drzewami, znacząc miejsce, gdzie stała kiedyś Kastoria. Garion wędrował samotnie w poszukiwaniu chrustu i drewna na ognisko, a jego myśli błądziły po wydarzeniach minionego tygodnia. Przez cały okres wędrówki Darnik, Garath i Nethros opowiedzieli mu skróconą wersję jego życia i mimo wszystko nie był zadowolony z osoby którą poznawał, a mianowicie siebie. Okazało się że był osobą całkowicie odmienną od tej jaką sie stał, kiedyś wszechwiedzący, wiecznie naburmuszony, a nawet pyszałkowaty teraz spokojny, przyjacielski i zagubiony w świecie swego poprzednika. Tak poprzednika, Garion nie chciał myśleć o tym że to właśnie on był Bezimiennym, nie to była zupełnie inna osoba, osoba która umarła. Przez ten tydzień ćwiczył również jazdę konną z którą radził sobie już prawie perfekcyjnie, a Darnik w wolnej chwili dawał mu lekcje walki na miecze tu jednak nauka nie szła mu już tak szybko czego dowodem była spora ilość siniaków. Garion westchnął i powlókł się przez mgłę, ostrożnie minął gruzy domu, który runął na ulicę, właściwie nie było na co patrzeć, cierpliwe wieki wymazały niemal wszystko, co pozostawiła wojna, a gęsta mgła zakryła nawet te ostatnie ślady. Chłopak westchnął znowu, znalazł już wystarczającą ilość drewna więc ruszył z powrotem do resztek północnej wieży, przy której spędzili poprzednią noc. Gdy się zbliżył, dostrzegł Darnika, jakiegoś starca i kobietę w wieku około 27 lat rozmawiających cicho w pewnej odległości od obozowiska. Nieznajomy naciągnął na siwą głowę kaptur koloru rdzy, a kobieta mocno otulała się swym błękitnym płaszczem. Z wyrazem ponadczasowego smutku spoglądała na okryte mgłą ruiny. Miała długie ciemne włosy z niebieskimi refleksami przypominające na myśl skrzydła kruka, a jej twarz zdradzała szlachetne pochodzenie.
- Jesteś wreszcie – powiedział Darnik, gdy zobaczył Gariona. - Ponieważ straciłeś pamięć, poznaj proszę lady Florę i jej ojca Eldara od tej pory będą z nami podróżować. - Obydwoje skinęli głową, a Flora spojrzała na niego z uwagą.
- Darnik opowiedział nam twoją historię, przykro nam, że nic nie pamiętasz byliśmy jednymi z twoich nauczycieli w klasztorze, a trzeba przyznać że byłeś bardzo zdolnym uczniem. - wyjaśnił Eldar, uśmiechając się do niego – Ale ponieważ nie jesteś już naszym protegowanym możesz mówić do nas na ty, w końcu długa droga przed nami i zwracało by to niepotrzebną uwagę innych.
- Czy odkryłeś już swój dar Garionie? - zapytała Flora przyjaźnie.
- Jaki dar? - zapytał jak zwykle, na co Flora się tylko uśmiechnęła.
Nagle wtrącił się Garath
- Floro, Eldarze jak miło was znowu.... widzieć?....słyszeć?....myśleć?.... Sam nie wiem co dokładnie.
- Dobrze wiemy o co chodzi. Nam też jest miło, ale czy to nie jest już czas na kolacje? - zapytał Eldar
- Masz słuszność Eldarze jeżeli mamy jutro wcześniej wyruszyć powinniśmy się pospieszyć. -odezwał się Nethros
Po szybko przygotowanym posiłku i dość długiej dyskusji na temat sposobu w jaki ukradziono klejnot wszyscy poszli spać. Nagle Garionowi coś się skojarzyło więc zapytał swojego ducha:
- Ile lat mają nasi nowi towarzysze?
- Hmm... Dokładnie nie wiadomo Eldar jest synem Aldura, a Flora jego wnuczką.
Garion był wstrząśnięty, przecież Aldur żył wiele wieków temu.
- Tak to prawda ale czarodzieje mogą żyć tyle ile chcą, aż im się nie znudzi chyba że przedtem zostaną zabici.
- Naprawdę? Nie wiedziałem.... Flora wspomniała mi o jakimś darze, o co chodzi?
- Garionie powinieneś iść spać. - odparł promień ale Garion nie odpuścił.
- No dobrze, ale jak ci powiem to przestaniesz gadać ze mną i w końcu zaśniesz? - chłopak przytaknął. - A więc osoby które mają zostać Ramithasem nie wybiera się, o tak sobie, są specjalne kryteria. Dziecko musi być nie starsze niż rok i powinno mieć na czole światło które widzą tylko wybrani. Światło to pojawia się tylko wtedy gdy dziecko ma w sobie jakiś specjalny dar. Darem tym może być tak jak u Darnika umiejętność rozumienia koni, niestety twojego daru jeszcze nie odkryto.
- Darnik rozumie co mówią konie?
- Tak ale wyjawia swój sekret tylko wtedy gdy jest to potrzebne. No a teraz idź spać. - powiedział i zniknął. Garionowi nie pozostało nic innego jak posłuchać swojego ducha.
Gdy nazajutrz wszyscy zbierali się do drogi Garion odczuwał niesamowitą ulgę, że już wyjeżdżają. Podzielił się tym z resztą.
- Dobrze, że już odjeżdżamy. Te ruiny przypominają cmentarz.
- Nie zawsze tak było – szepnęła Flora.
- A jak?
- Byłam tu szczęśliwa. Wysokie mury dawały poczucie bezpieczeństwa, a wieże sięgały do nieba. Wierzyliśmy, że tak już pozostanie na zawsze. - Wskazała zbrązowiałe krzaki jeżyn oplatające spękane kamienie. - Tam rozpościerał się ogród pełen kwiatów, gdzie siadywały damy w bladożółtych sukniach. Młodzieńcy śpiewali dla nich zza muru. Ich głosy brzmiały słodko, a damy wzdychały i rzucały im przez mur jasnoczerwone róże. Tam dalej stał dom, gdzie na tarasie siadywałam wieczorami wśród przyjaciół, by patrzeć, jak pojawiają się gwiazdy. Paź przynosił chłodzone owoce, a słowiki śpiewały tak, jakby pękały im serca.
Jej głos cichł z wolna.
- Potem przyszli Belgariończycy – podjęła, a w jej słowach zabrzmiała już inna nuta. - To dziwne, jak mało trzeba czasu na zniszczenie tego, co budowano przez tysiąc lat.
- Nie przejmuj się tak Floro – uspokajał ją Eldar. -Takie rzeczy zdarzają się od czasu do czasu. Niewiele możemy na to poradzić.
- Ja mogłam, ale ty mi nie pozwoliłeś, pamiętasz?
- Czy znowu mamy się o to spierać? Musisz się nauczyć godzić ze stratami. Kasturiańczycy i tak byli już skazani. W najlepszym razie odsunęłabyś o kilka miesięcy to, co nieuniknione. Nie po to jesteśmy tym, kim jesteśmy, żeby mieszać się w sprawy, które nie mają żadnego znaczenia.
- To samo mówiłeś wtedy. - Spojrzała na zarośnięte lasem ulice. - Nie sądziłam, że drzewa powrócą tak szybko – szepnęła łamiącym się głosem. - Chyba mogłyby jeszcze trochę poczekać.
- To było dwadzieścia jeden stuleci temu, Floro.
- Naprawdę? A wydaje się, że minął ledwie rok.
- Nie myśl o tym. Wpędzisz się tylko w melancholię. Jedziemy! Ta mgła wszystkim psuje humory.
Jazda w większej grupie była o wiele przyjemniejsza niż ta do jakiej przywykł Garion. Rozmowa z Florą i jej ojcem dotyczyła wielu najróżniejszych zagadnień, a nie tylko przeszłości chłopaka i wojaczki czyli stałego tematu Darnika i duchów.
- Czy przyłączy się do nas jeszcze ktoś? - zapytał Garath w 2 dniu podróży na północ.
- A i owszem dołączy do nas jeszcze paru ludzi ale na razie nie zdradzę kim oni będą. Musicie uzbroić się w cierpliwość – odpowiedział czarodziej. - Poza tym najpierw musimy odwiedzić króla Karathy, mam z nim pewną sprawę do omówienia. - uśmiechnął się tajemniczo. - Myślę, że będzie bardzo zdziwiony.
Kiedy 4 dnia stanęli by rozbić obozowisko niedaleko strumienia Flora stwierdziła, że przed jutrzejszą wizytą na zamku musi się wykąpać.
- Ależ Floro wiosną woda w strumieniu jest lodowata, rozchorujesz się. - ostrzegł ją Darnik
- Darniku, kąpałam się wiosną, jesienią, a nawet zimą przez więcej lat, niż potrafisz sobie wyobrazić – odparła z powagą.
- Niech się kąpie – wtrącił Eldar – Jej usposobienie pogarsza się w szybkim tempie, kiedy uważa, że jest brudna.
- Tobie również kąpiel by nie zaszkodziła, ojcze. - odparowała kwaśno Flora. - Wkrótce zaczniesz być mocno wyczuwalny, zwłaszcza po zawietrznej.
Czarodziej wyglądał na lekko urażonego.
O wiele później, gdy już każdy zjadł kolację i poszedł spać, Garion obudził się z dziwnym przeczuciem i silnym bólem głowy, a ponieważ Garatha nie było, wstał chcąc o nim poinformować starego czarodzieja, lecz nigdzie go nie znalazł, to samo tyczyło się Flory. Zdziwiony, a nawet trochę przestraszony Garion rozejrzał się po polanie tylko Darnik spał w najlepsze. Chłopak cicho poszedł w las. Zmierzał do strumyka. Uznał, że jeśli zanurzy obolała głowę w zimnej wodzie, może ból minie. Był już 50 kroków od obozowiska, gdy dostrzegł jakiś ruch wśród drzew. Zatrzymał się.
Ogromny szary wilk z wielkimi ostrymi kłami wynurzył się z mgły i stanął na skrawku wolnej przestrzeni...CDN
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)