Forum Saphira.fora.pl Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 [Z] "Eureka!" by Labellui Cua Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Oceń:

:)
100%
 100%  [ 1 ]
:|
0%
 0%  [ 0 ]
:(
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 1


Autor Wiadomość
Labellui Cua
..::HighGuru Shur'tugal::.. (ExtraMod)
..::HighGuru Shur'tugal::.. (ExtraMod)



Dołączył: 31 Mar 2006
Posty: 5162 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: confiteor.mylog.pl

PostWysłany: Nie 19:04, 07 Sty 2007 Powrót do góry

odświeżam opowiadanie, aby stary_dziad miał co robić :P


EUREKA!

Część pierwsza

„Samotny i opuszczony, zapomniany przez wszystkich, sam z głupią robota w ciemnym pokoju, bez pocieszenia słysząc tylko odległe kapanie wody...” Uśmiechnął się do siebie. Użalanie się nad sobą jest w gruncie rzeczy zdrowe. Przynajmniej nie rozmawia się z samym sobą jak to robi Sybilla. Jedyna rzecz, z którą zgadza się z Minevrą. Zadudnił pajęczymi palcami w blat stołu. Sam jeden sprawdzając prace jakiś bahanich bobków... a co do bobków – oto i praca „zacnego Pottera”. Zaklął cicho. Oczywiście Granger musiała mu pomóc, a jakżeby inaczej. Kiedyś nadejdzie taki dzień kiedy ta dziewczyna mu nie pomoże i postawi mu nareszcie pałę. A ty proszę – 19/30 pkt... gdyby to był ślizgon to może dostałby i 4, ale że dla „zacnego Pottera” mamy taryfę ulgową... z jeszcze większym uśmiechem postawił wielkie 2+. a teraz panna Granger... nie, coś wyżej... może 3? Może być... i pan Weasley... ojojoj, gorzej od pana Pottera, gorzej... może 1? Postawił oceny. Szybko i prosto. Nie trzeba będzie nosić okularów od sprawdzania po nocach. Znów popatrzył na pracę p. Granger. Gdyby nie ona...
Nagle bez ostrzeżenia usłyszał głośne „BANG!” a nad jego głową pojawiła się zapalona żarówka. Tym razem zaklął głośno. Nigdy więcej wspaniałych pomysłów!!! Następne piętnaście minut spędził na bezskutecznym usunięciu tegoż cuda techniki czarami, groźbami i prośbami. Lecz ta bezczelnie świeciła nad jego tłustymi włosami. Spojrzał na zegarek. O tej godzinie powinien spotkać tylko Irytka, najwyżej Minevrę. No cóż, takie sprawy wymagają poświęceń.

*

- Proszę! – odparł Dumbledore.
- Nie pytaj – mruknął Snape do dyrektora, który już miał wygłosić komentarz na temat żarówki nad głową Nietoperza.
Dumbledore zamknął usta, znów je otworzył i znów zamknął.
- Nie wiedziałem, że na dyrektora Hogwrtu wybrano rybę.
- Ja też nie. A wybrali?
Snape spojrzał wymownie w sufit.
- Eee... no wiec co cię do mnie sprowadza o tej porze?
- Wspaniały pomysł, jeśli nie zauważyłeś.
- Och, to już wiem, mój mózg jeszcze działa w przeciwieństwie do ...eee... niektórych.
- To miało być ironiczne?
- Przynajmniej się staram.
- Heh, jakoś ci to nie wychodzi.
Cisza.
- No więc... co chciałeś?
- Przedstawić ci mój pomysł.
- No i?
- Co „no i”?
- Co to za pomysł.
- Aaa, to. No wiec to jest pomysł dotyczący p. Pottera.
- O! Jakie urozmaicenie!
- Dumbledore, jeśli kiedykolwiek rozwalisz mnie za pomocą mojej własnej broni to postawię ci piwo.
- No dobrze. To co z tym pomysłem?
- No więc – powziął po raz trzeci – dotyczy to zadania domowego. Znów na pracach Pottera i Weasley’a było widać pomocną dłoń panny Granger. Więc czy...
- Nie.
- Co „nie”?
- Nie wywalę panny Granger.
- Ależ ja jej nie chcę wywalać! Chodzi mi o to, że dziewczyna marnuje się, sprawdzając prace tych dwóch głąbów, a oni sami nic nie robią. Więc czy...
- Nie.
- Co „nie”?
- Nie zmienię domu pannie Granger.
- Ależ, Dumbledore! Cóż za niedorzeczność! Ja tylko chcę stworzyć klasę z większymi ambicjami! Nowy profil! Lepsze nauczanie! Czy...

*

Trzasnął drzwiami. Za cicho. Wrócił się, otworzył drzwi i trzasnął jeszcze raz. No, teraz lepiej. Rozglądnął się. Na widok łazienki w stylu „power flower” miał ochotę trzasnąć jeszcze raz. Podczas gruntowego remontu zamku do wyboru miał jeszcze kafelki w różowe kociaczki, muszelki i ze swoją podobizną. Szlag by to trafił, przez ten lakier nie przejdzie żadne zaklęcie. Trzeba było wziąć przykład z MacGonagall i zrobić sobie łazienkę z samym sobą. Nalał wody do wanny w stylu lat 70. Tak całkiem przy okazji, oprócz kafelek „power flower” szlag mógłby trafić i Dumbledora. „Niestety, Severusie, wiesz że...” bla, bla, bla. Wszedł do wanny, ale zaraz z niej wyszedł i owinął się szczelnie ręcznikiem. I po genialnym pomyśle. Przynajmniej ta głupia żarówka zniknęła... nagle drzwi otworzyły się z impetem, wpychając Snape’a z powrotem do wanny. Do łazienki wkroczyły włochate kapcie, szlafrok, broda, szlafmyce oraz właściciel tych wszystkich akcesoriów z żarówką na głowie.
- Chyba jestem ci winien piwo, Dumbledore – wysapał Snape.
- Tylko mugolskie, mają więcej procent.
- Chcesz się się upić?
- Zawsze o tym marzyłem.
- Przyszedłeś powiedzieć tylko to, czy masz jakąś sprawę?
Dyrektor wskazał żarówkę.
- Aha, i to mnie przypadnie ten zaszczyt?
- Czuj się dowartościowany.
- Dziękuję.
- A więc, zanim wszedłeś do mojego gabinetu, rozmyślałem. Bo widzisz, od paru lat życie ucznia w Hogwarcie staje się...hmmm... przewidywalne.
- Masz kogoś konkretnego na myśli, Dumbledore?
- Harry’ego Pottera, oczywiście.
- Ironia losu.
- Słuchasz mnie??
- Tak, tak.
- No więc zauważyłem w jego przygodach pewna... hmmm... chronologię: najpierw spokój, potem domysły, nieoczekiwany zwrot akcji, finał, ewentualnie śmierć. I tak co rok. Nie wydaje ci się to dziwne?
- Nie.
- Serio?
- Nie, po prostu na początku roku stara się być miłym, grzecznym chłopcem, ale jak wiesz, pakuje się w kłopoty. I zamiast grzecznie czekać, on się pakuje w najgorsze bagno. Wstrząśnięty tym, postanawia być znów miłym, grzecznym chłopcem, ale...
- To nie to.
- Nie to?
- Bo widzisz, tuż po Turnieju Trójmagicznym udałem się do Londynu. Zobaczyłem tam coś bardzo niepokojącego. Koło księgarni zobaczyłem grupkę ludzi, którzy rozmawiali o Harry’m Potterze.
- Oj, spotkała się przypadkiem...
- To było przed północą.
- To wracali z imprezy...
- To były dzieciaki.
- Tym bardziej. Nie mogli się teleportować, więc...
- I tu trafiłeś w sedno. Nie mogli się teleportować. To byli mugole.
- ?
- Czekali na premierę książki o Harry’m Potterze.
- ?!
- Którą napisał mugol. Wiesz co to oznacza?
- Że mugole o nas wiedzą?
- Gorzej. Jesteśmy fikcyjni.
- Dumbledore, ty się upiłeś.
- Ale to prawda.
- Ciekawe.
- W tej książce wszystko się zgadza. A to nie była książka o Turnieju. Była o Zakonie Feniksa.
- To jak się nazywa ten mugol co nas teoretycznie eee... stworzył?
- To nie mugol, to mugolka. J. K. Rowling.

jeśli się spodoba to dam więcej.
Zobacz profil autora
Labellui Cua
..::HighGuru Shur'tugal::.. (ExtraMod)
..::HighGuru Shur'tugal::.. (ExtraMod)



Dołączył: 31 Mar 2006
Posty: 5162 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: confiteor.mylog.pl

PostWysłany: Pon 20:15, 08 Sty 2007 Powrót do góry

-Severus! Witaj! Szukasz czegoś konkretnego? – zapytała Irma siląc się na uśmiech.
- Nie, szukam coś do poduszki – machnął ręką w stronę ksiąg zakazanych.
Uśmiechnął się za odchodzącą bibliotekarką. Uwielbiał to robić. Ale teraz nie pora na takie rzeczy. Odwrócił się do regału. Zawsze zastanawiał się, po jakie licho powstał dział ksiąg zakazanych. Najwidoczniej ta Rowling tego potrzebowała. Rowling... minęły już dwa tygodnie, odkąd Dumbledore podzielił się z nim tymi „rewelacjami”. Pokazał mu nawet ową książkę, którą zamknął w opancerzonej szafie i zabezpieczył kilkoma zaklęciami, tak, na wszelki wypadek. Nie było tam nic, co mogłoby im pomóc. Zaczęli więc szukać w innych książkach, ale to dało identyczny efekt. Nawet w książkach Rowling ma swój udział. Chcieli powtórzyć ten „przypadek” Dumbledora i potwierdzić fikcyjność tego świata, ale nie wiedzieli jak. Nawet teoria dyrektora, że wpadł w jakąś dziurę czasoprzestrzenną też była jakoś naciągana. Cholera, czego oni mają szukać, jeśli nawet nie wiedza, czym są?! Chwycił pierwszą lepszą książkę, prosząc o odpowiedź. Pomiędzy kartkami tkwiła jakaś ulotka...

*

- Ja się nie pytam, w jaki sposób to działa, tylko czy mogę przerwać działanie! – wrzasnął.
- Spokojnie profesorze, bo pan się powtarza – uspokajał go rudzielec.
- Ty mnie tu nie uspakajaj, jestem spokojny! Lepiej podaj mi to, bo się nie uspokoję! – ryknął na wyrostka machając buteleczką.
- Jak mam to panu podać, jeśli to pan trzyma w ręce?
- Wrrrr! Nie to! Antidotum na to!!!
- Fred! Mamy antidotum na sen na jawie?
- A co? – odkrzyknął głos zza kotary
- Sam zobacz – rudzielec zachichotał.
Kotara odsunęła się, a stojący za nią chłopak zobaczył komiczną scenę: swojego brata ledwo stojącego na nogach ze śmiechu, rozwaloną buteleczkę na podłodze oraz źródło tego problemu, wymachując już drugą buteleczką, z twarzą pokrytą kolorem wiśniowym.
- Pan profesor! Jak miło pana zobaczyć! – powiedział Fred i wyszczerzył zęby.
- Dobra, dobra, pięć sykli. – odparł George.
Fred wyciągnął portfel, odliczył monety i podał je bratu.
- Założyliśmy się – wytłumaczył jeden z rudzielców – że ktoś z zacnego ciała pedagogicznego nas odwiedzi.
- Jest pan pierwszy, więc darujemy panu to, co pan zbił – dorzucił drugi.
Snape szybko wyjął portfel, rzucił na ladę kilka monet i wyleciał ze sklepu na ulice. Nigdy więcej, myślał. Nigdy więcej „Dowcipów Weasleyów”. Wszystkich Weasleyów.
Dwóch chłopaków patrzyło za odchodzącą postacią w czarnych szatach.
- Miło było go zobaczyć – powiedział Fred.
- Szkoda, że już poszedł – odpowiedział George – nawet mu nie powiedziałem, jakie jest antidotum.
- Zmienił się.
- Yhy.
- Zadbał o cerę.
- Fakt.
- A ta żarówka!!!
Zarechotali.

*

Samotny i opuszczony... nie miał czasu na użalanie się nad sobą. Już kończył. Po próbach i błędach (a tych drugich było znacznie więcej) Nareście kończył. Jeszcze tylko kilka składników i eliksir był gotowy. Właśnie dodawał korzonki, gdy cos go zaswedziło w nosie. Odwrócił się szybko... a-psik! Cholera, jeszcze tylko kataru brakowało. Wrzucił resztę korzonków i... nie zdążył. Kichnął do wywaru, który zakręcił się, prysnął i zrobił się całkiem czarny. Zaklął głośno. Trzeba robić wszystko od nowa. Pół godziny! Znów ma ważyć przez pół godziny! Wyczyścił kociołek i zaczął ponownie wypełniać go składnikami. Właśnie wsypywał szczyptę sproszkowanego żuka, gdy drzwi się otworzyły i do gabinetu wpadł Dumbledore, popychając Snape’a. Pudełeczko, w którym nietoperz trzymał sproszkowane żuki wpadło do eliksiru, który dla odmiany zrobił się jadowicie zielony.
- Witaj Dumbledore – syknął Snape. – Co cię do mnie sprowadza?
- Chciałem zapytać, czy myślałeś o pani Rowling.
- Och nie, całkiem zapomniałem ze nie istnieję.
- A szkoda, tak na ciebie liczyłem. Ale, jak widzę, wolisz bawić się eliksirami...
- Wiesz co, Dumbledore? Masz tutaj kociołek, składniki i przepis. Idż jak najdalej stąd, najlepiej do Sybilli, zrób to wszystko według przepisu i mieszaj, aż zrobi się różowe jak w jej łazience, zgoda? A ja w tym czasie spokojnie pomyśle.
-To nie będzie konieczne – oznajmił Dumbledore, czytając przepis.
- Nie? A to dlaczego?
- Ponieważ sam mam łazienkę w kolorze różowym...
- ?!
- ...i dłużej bym szedł, niż bym robił.
- Tja, jasne.
- Zakład?
- O co?
- O piwo.
- Pijak z ciebie, Dumbledore.
- Nie przeczę, lubię sobie popić.
- Dobra. Mi to zajęło około pół godziny. Zobaczymy, ile ty będziesz się z tym męczyć..
Pięć minut później mistrz eliksirów z niedowierzaniem patrzył w kociołek, w którym bulgotała różowa substancja.
- Razem będą dwa piwa – oznajmił dyrektor, odkładając przybory na swoje miejsce.
- Dorzucę trzecie, jak nic nikomu nie powiesz.
- Zgoda. A teraz powiedz mi, czy naprawdę nic nie wymyśliłeś?
- Wymyśliłem.
- No i?
Snape wskazał na kociołek.
- A co to ma być?
- Antidotum na sen na jawie.
- Nie rozumiem.
- Bo jeśli wypijesz sen na jawie, to zagłębisz się w swoich wymysłach, tak? Tak. A jeśli wypijesz wtedy antidotum, wrócisz do rzeczywistości. A jeśli sam jesteś wyobrażeniem, to wypijając antidotum...
- ...przeniesiesz się do prawdziwej rzeczywistości.
- Twój geniusz mnie onieśmiela, Dumbledore.
- Oj, nie tylko ciebie.
- Tak wiec... pijemy?
- Ja nie chcę.
-Ok, ja mogę.
- Na zdrowie.
Snape wyciągnął kubeczek i nalał antidotum.
- To na zdrowie.
- Uważaj na siebie.
- Ok.
- Masz różdżkę?
- Mam.
- Severusie...
- Tak?
Dumbledore rozwarł szeroko ramiona.
Snape szybko wypił eliksir.
Rozczulający się dyrektor to już lekka przesada jak na kogoś tak zrównoważonego jak mistrz eliksirów.



Powoli otworzył oczy. Zamknął je i otworzył ponownie. Efekt był ten sam. Wszędzie było ciemno jak w d... e... no, w miejscu, gdzie jest bardzo ciemno. Przynajmniej tak się na początku zdawało, bo gdy jego oczy przyzwyczaiły się do tej ciemności, zobaczył cos białego na horyzoncie. Zaczął biec, gdy nagle zdał sobie sprawę, że stoi na niczym. Po prostu zwisa w powietrzu. Jeszcze jeden powód, aby tam pójść, pomyślał. Instynktownie wyciągnął różdżkę. Ta jednak nie była mu potrzebna. Leżały tam (czy raczej zwisały) wielkie litery. Nie mógł ich przeczytać za jednym zamachem, toteż zaczął iść wzdłuż nich, powoli je odczytując. E... U... R... E... K... A... ! Eureka! Ale o co w tym wszystkim chodzi? Chciał podrapać się po głowie, lecz jego ręka stanęła w połowie drogi. Cholera, mruknął. Spikselowało mnie! Rzeczywiście. Zamiast wypielęgnowanych, bladych dłoni zobaczył kupkę kolorowych kwadracików. Nagle uderzyła go niepokojąca myśl w tył głowy czyli tam, gdzie zwykle trafiają niepokojące myśli. Przebiegł kilka razy w tę i z powrotem, natrafiając na następne napisy. Jeśli tak... to... odchylił głowę do tyłu aby lepiej się przyjrzeć, gdy znów trafiło go coś w tył głowy. Nie była to myśl, lecz coś równie niepokojącego. Wielka szklana płaszczyzna, za którą było równie ciemno, jak tutaj. Snape wyciągnął różdżkę do przodu, gdy coś zapiszczało, zasyczało i za szyba pojawił się wielki nos z parą oczu i rudymi włosami na dodatek. To było już naprawdę zbyt wiele. Szybko wyciągnął buteleczkę zakupioną u Weasley’ów i wypił jej zawartość jednym haustem.



Patrzyłam, jak mały kwadratowy Snape wyciąga coś z kieszeni, przykłada do ust, aby za chwilę zniknąć. Odchyliłam się w fotelu.
- To działa! – stwierdziłam ze zdziwieniem. – A wiec czas, aby trochę namieszać...
związałam moje rude włosy i wyruszyłam na poszukiwania czegoś do pisania. Szkoda, że nie włączyłam komputera wcześniej, ale byłby ubaw. W końcu znalazłam stare, wysłużone pióro i brulion. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i napisałam zamaszystymi literami:

EUREKA!
Cześć druga.
Zobacz profil autora
Labellui Cua
..::HighGuru Shur'tugal::.. (ExtraMod)
..::HighGuru Shur'tugal::.. (ExtraMod)



Dołączył: 31 Mar 2006
Posty: 5162 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: confiteor.mylog.pl

PostWysłany: Śro 20:53, 10 Sty 2007 Powrót do góry

dla katze, ku pokrzepieniu serc C:


Gdy tylko Snape wydostał się z jednego koszmaru znalazł się w drugim – Dumbledore. Dyrektor siedział w fotelu przed kominkiem, na nogach trzymając kapcie Snape’a, a w ręku równie snapeowski pamiętnik.
- Podoba ci się lektura, Dumbledore? – syknął Nietoperz
- Nie jest takie złe – odparł Dumbledore, odkładając pamiętnik. – A więc co się dowiedziałeś?
- Cóż, ta cała Rowling...
- Co?
- Ona za tym nie stoi.
I opowiedział mu całą historię, od kiedy wypił antidotum.
- Czyli sądzisz – odparł Dumbledore, pocierając czoło – że nie jesteśmy wyobrażeniem Rowling tylko tej całej... Lagentuli?
- Labellui Cuy – poprawił go Snape – i moim zdaniem to jest tylko fanfick.
- Aż fanfick. I wszystko szlag trafił.
- Powiedz, Dumbledore, chciałeś coś więcej niż tylko się dowiedzieć.
- Cóż... miałem coś osobistego.
- Ok. nie pytam.
Cisza.
- Więc... co to było za forum?
- Coś z „ira” na końcu...
- Może „Tapira”?
- Nie, to nie to...
- „Szafira”? pasowałoby do wyglądu.
- O, to to. „Szafira”.
- I, jak się domyślam, Labellui Cua nie umieściła tego forum w swoim fanficku?
- Zapewnie nie.
- Cholera.
- Fakt. Cholera.
- Wszystko stracone.
- Cholera, nie.
- Nie?
- Bo widzisz... Widziałem tam jeszcze jeden napis.
- Jaki?
Snape wykrzywił usta w wampirzym uśmiechu.
- „Cześć pierwsza”

















Część druga

Flitwick przemierzał cicho zamek. Skradał się, omijając gabinety innych nauczycieli. Nie chciał, żeby go zauważono. Jeszcze mu serce łopotało na myśl, że widziała go pani Norris. Przyspieszył. W każdej chwili może zjawić się tutaj woźny żądający wyjaśnień włóczenia się nauczyciela o tak późnej porze.
Był już blisko. Stanął przed dużymi jak na jego wzrost dębowymi drzwiami. Uniósł rękę aby zapukać gdy drzwi same się otworzyły.
- Jesteś wreszcie! – rzekła stłumionym szeptem – wchodź!
I nie pytając o pozwolenie podniosła Flitwicka i wciągnęła go do środka, nogą zamykając drzwi.

*

Dumbledore zamknął drzwi od gabinetu Snape’a. Było gruba po północy. Przez cały czas dyskutowali co z tym fantem zrobić, opracowywali strategię, ogółem wspólnie myśleli. W końcu dyrektor wpakował mistrza eliksirów do łóżka, zaproponował mu zaśpiewanie kołysanki (czego Snape stanowczo odmówił), zrobił herbatkę z melisy i obiecał, że rano dokończą rozmowę. Wyszedł z lochów. Nagle usłyszał dziwne dźwięki. Brzmiało to tak, jakby ktoś puścił wielki kauczuk, który odbijając się od ścian i zbroi demoluje zamek. Podążał za tą kakofonią, aż dotarł na 5 piętro, gdzie ujrzał źródło tych dźwięków – Sybillę, obijającą się o ściany i mruczącą coś pod nosem. Biedaczka... znów się upiła. Nagle kobieta zauważyła go.
Podeszła do dyrektora chwiejnym krokiem (przy okazji przewracając zbroję i nie wypadając przez otwarte okno) i wystękała:
- Jest tylko jeden spooooosób... aby się przekoooonaaaać...
Dumbledore uśmiechnął się pod wąsem. Przecholowała. Włożył ręce do kieszeni w poszukiwaniu różdżki, ale zamiast niej znalazł mały flakonik. W środku znajdował się różowy płyn, w którym rozpoznał wyważone przez siebie antidotum.
Sybilla uśmiechnęła się.
- Ona tego chce... Zrób to... To jedyny sposób... Uda się... Na pewno... Bo ona chce...
- Kto?
Sybilla popatrzyła na niego zdziwiona. Nagle oklapła.
- I całą atmosferę szlag trafił – prychnęła z rezygnacją. – Ona. Autorka. Labellui Cua. Chce, abyś to wypił.
I całkiem zadowolona z miny dyrektora chwiejnym krokiem zniknęła za zakrętem, by – jak wynikało z dźwięku i głośnych przekleństw – spaść ze schodów.
Dumbledore popatrzył zdziwiony na buteleczkę. O co tutaj chodzi?

*
Snape leżał w łóżku patrząc na sufit. Aż żałował, że wylał tą herbatkę do muszli klozetowej. Bo jak tu można wytrzymać, jeśli ma się pełna świadomość tego że jest się sterowanym, a na dodatek – o zgrozo! – podglądanym?!
- Ej, ty tam, autorka! – krzyknął w przestrzeń. – Nie mam zamiaru być laleczką w twoich rękach, więc łaskawie przestań pisać to opowiadanie!
Nagle wokół niego zrobił się czarno.
O, cholera.
- Dobra, żartowałem! Możesz sobie pisać. Tylko mnie nie wrób w nic, ok?
Nagle, nie wiadomo skąd przyszedł mu na myśl dyrektor.
- Wiem co kombinujesz! – krzyknął ponownie. – Nie dam się! Nie wrobisz mnie!
Bęc! Zamiast Dumbledora pojawiła się Minevra.
- Zaraz... o co ci chodzi?
Jak rażony piorunem wyskoczył z łóżka. Usłyszał jakieś dziwne dźwięki.

*

Flitwick siedział na fotelu i patrzył się jak urzeczony na nauczycielkę transmutacji.
- Z cukrem czy bez, słońce moje?

*

Dumbledore siedział za biurkiem w swoim gabinecie i wpatrywał się w flakonik. Po chwili wyciągnął korek. W nozdrza uderzył go specyficzny zapach. Wypić czy też nie? Podniósł butelkę do góry. Jednak coś go powstrzymało.

*

Sybilla z impetem wpadła do gabinetu Snape’a i ze zgrozą stwierdziła, że mistrz eliksirów stoi na samym jego środku piżamie w kaczuszki.
- No co? – oburzył się Nietoperz, zakładając pospiesznie czarny szlafrok. – na urodziny dostałem!
W duchu jednak zaklinał się głośno: „przecież nie zakładałem żadnej piżamy, a tym bardziej w kaczuszki! Skąd się więc wzięła piżama w kaczuszki?!” te pytania były jednak nie do odpowiedzi dla takiego biednego profesora eliksirów. A co najgorsze, zaraz miał się spotkać z czymś jeszcze gorszym. Wiem co mówię.
Sybilla, która wraz z alkoholem nabywała również zdolności dyskrecji udawała, że nie widzi piżamki i przeszła do konkretów.
- Spiesz się... Bo on ma sposób, by cię przegonić... Wykorzysta twoja broń przeciwko tobie... Strzeż się...!
Ku zadowoleniu nauczycielki jej kolega po fachu był bardziej rozgarnięty od dyrektora. Najpierw brawurowo zaprezentować zdziwienie (co było na jego twarzy rzadkością), potem gniew, a następnie, że mimo ciągle pogarszającemu się bólu w stawach może biegać z zadziwiającą szybkością, skacząc po schodach co trzy stopnie, na dodatek krzycząc i rzucając klątwy.
I to wszystko w piżamie w kaczuszki!

*

Dumbledore wpatrywał się w buteleczkę z co raz to większą irytacją. Za każdym razem, gdy miał wypić antidotum budziło się w nim sumienie. W końcu to nie on ma ingerować. Ale z drugiej strony to tylko fanfick. Który skończy się razem z nim. Czy na odwrót. Więc dlaczego nie miałby zaznać trochę przyjemności?
Popatrzył z lubością na zdjęcie oprawione w ramkę, które stało w centralnym miejscu biurka. „Piję!” pomyślał. Powoli podniósł butelkę do ust. Ale tym razem nie przerwało mu sumienie, ale coś ciężkiego, ubrane w piżamę w kaczuszki.

*

Flitwick z wyrazem błogości na twarzy duszkiem wypił kieliszek wina.

*
Snape patrzył na dyrektora z niekrytą złością próbując zignorować fakt, że Dumbledore nic sobie z tego nie robi, a nawet śmie śmiać się z jego piżamy.
- Ty bezczelny! Cichaczem podkrada antidotum i zmienia bieg wydarzeń! „Pogadamy o tym rano...”. Tak, jasne! Tyle że rano to ty mógłbyś już być na Hawajach i popijać drinki z palemką, nie mówiąc już o malowaniu paznokci!
Z wściekłością stwierdził, że wąsy jego przełożonego poruszają się, maskując chichot, a sam przełożony wpatruje się w jego dość nietypowy ubiór.
- I nie śmiej się z mojej piżamy! – krzyknął Nietoperz. – Sam jej nie ubierałem!
- Wybacz, Severusie za moją bezczelność, ale rzeczy się same nie dzieją, a tym bardziej nie ubierają.
- Tak? To jak ten flakonik znalazł się u ciebie?
- Tak samo jak ten u ciebie! – oznajmił dyrektor z triumfem, wyciągając z kieszeni sapeyowskiej koszuli identyczny flakonik.
- ?! – stwierdził Snape.
- Widzisz? Ona tego chce.
- Kto?
- Labellui Cua! Nie była u ciebie Sybilla?
- Była. Ale nie mówiła nic o piciu.
- Popatrz, a mi mówiła. Że mam to wypić. I ty chyba też, skoro w tak zacnym odzieniu jak to (hihi, hi) znalazła się identyczna buteleczka.
Snape popatrzył się na różową ciecz.
- I co ty na to powiesz? – zapytał dyrektor.
Mistrz eliksirów nie odpowiedział nic. Za to otworzył flakonik i wypił wszystko jednym haustem.

*

- Severusie... Severusie, to ty?
Snape poczuł, jak jakiś sękaty palec wbija mu się pomiędzy żebra.
- Nie, nie ja, Dumbledore. A kto inny mógłby nosić niebieską piżamę w żółte kaczuszki?!
- Gwoli ścisłości, to ona teraz jest różowa w brązowe misie.
Nietoperz szybko powstał z klęczek na których wylądował i już miał krzyknąć z wściekłości, gdy zmienił swe zamiary i krzyknął ze zdziwienia. Oto przed nim, zamiast oczekiwanej ciemności pojawiły się niesamowite kolorowe esy-floresy, dziwne napisy, obrazki i inne fantasmagorie których z celów estetycznych wyliczać nie będę.
- Co to ma być?
- To jest chyba... wyobraźnia.
Jak na zawołanie tuż koło nich przejechał ja ciuchcia napis „To jest chyba... wyobraźnia” i wylądował obok innego napisu. A po nim pojawił się ten, który czytasz. I ten, który czytasz. I ten, który czytasz...
- Ale numer! – krzyknął Nietoperz. – Ona wymyśla właśnie drugą część!
O. I to też się tam pojawiło.
- Nabija się ze mnie! – oburzył się. – I na dodatek nazywa mnie Nietoperzem!
I to też.
- Bezczelna! Bo jak ja ci...
I to też zostanie opublikowane.
- Ja ci... ja cię nie mogę...?
I to też. Ja ciebie też.
- Daj spokój – powiedział starszy i wiekiem, jak i doświadczeniem Dumbledore – nie warto.
- Ja się nie pytam, czy warto czy nie warto, ale jak stąd wyjść!
- A pytałeś się?
- Teraz tak.
- Aha. A co mi dasz za odpowiedź?
- A muszę ci coś dawać?
- A chcesz stąd wyjść?
- Chcę. Co mam ci dać?
- Piwo.
- Znowu?!
- Ekhem... tak.
- Pijak z ciebie, ale zgoda. Cztery piwa. A teraz nas stąd wyciągnij.
Dyrektor uśmiechnął się szelmowsko, odchrząknął i powiedział.
- A wtedy stary Nieto... ekhem... Dumbledore i Snape wydostali się z wyobraźni autorki i zmaterializowali się przed nią!
I ten napis również się tam pojawił.
Zaraz, zaraz... co?

*

Właśnie kończyłam przepisywać tekst z kartki na komputer, gdy do pokoju wparowała pewna blondynka.
- Cześć, Labellciu, jak tam Snape i Dumbledore? Nie pozabijali się?
- Mówiłam ci już, że „Labellciu” doprowadza mnie do szewskiej pasji?
- Mówiłaś.
- Aha. To dobrze.
- To jak? Pozabijali się dla pięknej Minevry?
- A guzik.
- Ej! Mieli być w niej szaleńczo zakochani!
- I byli.
- I?
- Co „I”?
- Co dalej?
- Nic. Lubię Flitwicka.
- ?!
- No co?
- Nic. A jak padnę na kolana?
- Nic.
- A jak oni padną na kolana?
- Już padali. Byli tu.
- Marzycielka z ciebie. I co ci powiedzieli?
- Mi nic ciekawego. Ale cudnie się kłócili.
- I nic?
- Nic.
- Tyle się dla ciebie wycierpieli i nic?!
- No, nie całkiem...

*
- Dumbledore, nie dziwię się tobie, że tak lubisz mugolskie drinki. Te są wyborne! – oznajmił Snape, odbierając od kelnera następnego ananasa wypełnionego czerwonym płynem. – ale piwo? Toż to niedobre.
Dumbledore uśmiechnął się pod nosem.
- Jasne. Próbujesz mnie odwieść, żebyś nie musiał mi kupować jeszcze tych trzech. Sknera z ciebie.
- Sknera? O twoje zdrowie dbam! Hawajskie słońce na ciebie grzeje, ty bez kapelusza i upijasz się na śmierć. A to już nie ten wiek...
- I kto to mówi? Te twoje ananasy ledwie się na stole mieszczą. Ale jeśli jesteś taki oszczędny to nie musisz mi kupować piwa za to, kiedy zrobiłem antido...
- Szysz! Cicho!
- Zaraz, zaraz, o co chodzi? – zapytała Minevra, odchylając od ust słomkę.
- O nic, Minevro, o nic, ty lepiej uważaj bo ci ten twój ukochany wszystko wypije...
Fakt. Flitwick z niesamowitą szybkością wsysał przez rurkę zawartość ich wspólnej szklanki.
- Ooo, patrzcie, oczy jak talerze! – stwierdził z podziwem Snape.
- Dobra, dobra, ty już nie zmieniaj tematu, tylko mów!
- Eh, wiecie co, strasznie mi gorąco... chyba pójdę do pokoju hotelowego, odświerzyć się trochę...
- Nic dziwnego, że jest ci gorąco, jeśli jesteś ubrany całkiem na czarno.
- Nie mam zamiaru taj jak wy chodzić w jakich durnych koszulkach z palmami, obwieszać się kwiatami i wołać do wszystkich „bambooha!”, cokolwiek by to znaczyło. Żegnam.
I majestatycznym krokiem oddalił się od ich stolika.
Dumbledore zaśmiał się pod wąsem.
- A teraz słuchajcie, bo historia jest kapitalna. A było to tak...



KONIEC
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)